Spis legend

Logo serwisu Biblia


Nakarm głodne dziecko - wejdź na stronę www.Pajacyk.pl
















Legendy o świętych



Św. Tomasz z Akwinu kapłan i doktor Kościoła


Święty Tomasz urodził się na zamku Roccasecca w Kampanii. Po św. Apostole Janie i Apostole narodów św. Pawle zbadał on najlepiej tajemniczą głębię Boskiej Ewangelii i opisał ją najjaśniej. Wielką była radość hrabiego Landulfa z Akwinu i małżonki jego Teodory, hrabiny z Teato, gdy Bóg dał im w r. 1226 tego syna. Żywy, wesoły chłopiec rósł szybko pod czujnem okiem matki, która z trudnością tylko zezwoliła na to, by ojciec zabrał jej „kochanego”, dopiero pięcioletniego syna, aby oddać go na wychowanie Benedyktynom Monte Kasyńskim. Maleńki uczeń okazywał zdumiewającą ciekawość dowiedzenia się zawsze czegoś nowego o Ojcu Niebieskim, o Panu Jezusie, Matce Najświętszej, o Aniołach i Świętych i o szczęściu wiekuistem w Niebie, a także objawiał nadzwyczajną pamięć i bystrość umysłu, tak, że co raz słyszał od nauczycieli zaraz to pojmował i zachowywał w pamięci. Idąc za przykładem swych wychowawców, żył według słyszanych nauk, modlił się gorliwie i strzegł czystości obyczajów. Po sześcioletnim pobycie w szkole klasztornej postąpił Tomasz tak dalece w naukach i wyrobił tak dalece swój charakter, że opat klasztoru mógł śmiało radzić jego ojcu, by syna posłał na uniwersytet w Neapolu.

Hrabia Landulf, spokrewniony z cesarzem Fryderykiem II, ucieszył się bardzo, słysząc z ust wielce poważanego opata tak pochlebne zdanie o synie; o prawdziwości zaś jego mógł się niezadługo sam przekonać podczas pobytu Tomasza w domu. Wysmukły, kwitnący młodzian zachwycił całą rodzinę i wszystkich, co nań patrzeli, ujmującą powagą, uprzejmem zachowaniem się, skromnością, skupieniem umysłu i pobożnością. Liczni i znakomici goście, przybywający do zamku ojcowskiego, byli mu prawie obojętni. Jak dobrze wyuczony Benedyktyn trzymał się Tomasz ściśle porządku dnia, według którego większa część drogiego czasu przeznaczoną była na naukę i modlitwę; mówił niewiele, a wtedy mówił rozumnie i pobożnie. Jedna rzecz tylko sprawiała mu przyjemność, a było nią dawanie jałmużny ubogim. Podziwienia godną to było rzeczą patrzeć, jak sprytnie i delikatnie umiał wyzyskać miłosierdzie ojca, matki, bogatych krewnych i znacznych gości, by potem uzyskaną jałmużnę nieść do chat chorych i ubogich.

Na wszechnicy w Neapolu, który wówczas nazywano „ziemskim rajem, lecz zamieszkałym przez brudnych szatanów”, czuł się Tomasz jakiś nie swój, tęsknił bardzo za szkołą klasztorną na górze Monte Kassino; mimo to poddał się woli ojcowskiej i żył tylko dla wiedzy i modlitwy; nieraz też pytaniami i odpowiedziami wprawiał profesorów w zdumienie, a nawet zakłopotanie. Spokojne i skromne jego zachowanie się, jego ciągłe czuwanie nad sobą, czysty charakter odbijały przedziwnie od dzikich, namiętnych jego kolegów, tak iż wszyscy nań zwracali uwagę: jedni, aby zeń szydzić, drudzy, aby podziw swój wyrazić.

Nagle znikł siedmnastoletni hrabia z Akwinu, to słońce i chluba wszechnicy i wstąpił w Rzymie do nowicyatu zakonu Dominikańskiego. Cały Neapol oniemiał na ten widok niezwykły, źli ludzie szydzili z „tej niemądrej dewocyi”, a rodzina jego sprzeciwiła się najwięcej. Gdy rodzina i krewni nie dawali mu spokoju, czyniąc mu wyrzuty i prosząc go, by powrócił znowu z ponurej celi klasztornej do dostojeństw i świetnych stanowisk, poprosił Tomasz przełożonych zakonnych, by pozwolili mu odbyć nowicyat w Paryżu. Lecz, gdy był w drodze do tego miasta, poznali go dwaj jego bracia starsi, będący we Florencyi oficerami w wojsku cesarskiem i przywiedli go jak więźnia do zamku ojcowskiego Roccasecca. Matka i dwie jego siostry prosiły go gorąco i ze łzami, by zrzucił prosty habit zakonny a wdział piękny ubiór urzędnika państwowego. Lecz młodociany nowicyusz mówił tak rozumnie i przekonywująco o znikomości dóbr doczesnych, o marności zaszczytów świeckich i o niebezpieczeństwach, grożących duszy wśród świata, a dalej o szczęściu w stanie zakonnym, o słodyczy, jaką daje miłość Boża, o pociechach, jakie daje samotność, i o piękności Nieba, że starsza jego siostra, już zaręczona, zerwała umowę zaręczynową i wstąpiła do klasztoru. Niedługo potem wrócili i bracia z wojska na urlop i według dzikich zwyczajów żołnierskich krzyczeli: „Co? Taka hańba ma spaść na nasz dom, spokrewniony z samym cesarzem, i na naszego ojca. Czyż godzi się, by uzdolniony syn jego nosił upokarzający habit a swe szlachectwo zagrzebał w ciemnym lochu? Jak to? Hrabia z. Akwinu ma jeść chleb użebrany i jak niewolnik chodzić z ogoloną głową po ulicach miasta? Nie! nigdy nie może spaść na nas taka hańba!” I dysząc złością i gniewem zdarli habit zakonny z milczącego brata, zbili go, a w końcu zamknęli w strasznem więzieniu we wieży zamkowej. Tomasz dziękował Panu Jezusowi na kolanach za ten kielich goryczy, a z ciemnej swej celi więziennej podnosił w modlitwie serce do Ojca światłości.

Ponieważ okrucieństwo to braciom na nic się nie. zdało, bo Tomasz trwał ciągle w raz powziętym zamiarze, więc szatan sam podszepnął im, by nasłali na Tomasza bezwstydnie odzianą nierządnicę, która szatańską sztuką skusić go miała do grzechu, a tem samem zadać śmierć jego cnocie. Tomasz przeraził się, ujrzawszy tę osobę dyszącą zmysłowością, a wezwawszy Jezusa i Maryi na pomoc, porwał płonącą szczepę z kominka i zmusił bezwstydną kusicielkę do szybkiej ucieczki. Drżąc z bojaźni i radości zarazem ukląkł potem na ziemi i dziękował gorąco Bogu za ratunek i pomoc, aż w końcu zasnął ze zmęczenia. Wtem spłynęły dwa duchy niebieskie do celi śpiącego i opasały biodra jego srebrnym paskiem, zaślubiając go tym sposobem z wieczną, anielską i dziewiczą czystością.

Po dwu latach, spędzonych we więzieniu, uszedł Tomasz z pomocą nawróconej swej siostry potajemnie do Neapolu, gdzie złożył w r. 1245 śluby zakonne a tem samem uniemożliwił: wszelkie protesty. Celem uzupełnienia swych nauk udał się na rozkaz przełożonych do Kolonii do szkoły sławnego w całym świecie ówczesnym Dominikanina Alberta Wielkiego. Mistrza tego słuchał nie mówiąc ani słowa i z taką niejako bojaźnią, że koledzy jego mieli go za półgłówka i nazwali go „niemym wołem neapolitańskim”. Pewnego dnia miała być publiczna dysputa w obecności Alberta. Tomasz miał wyjaśnić pewne zdanie naukowe i bronić go przed zarzutami kolegów. Uczynił zaś to w tak prosty i jasny sposób i tak rozumnie, że ci uznali się wnet za pobitych. Wtedy wmieszał się sam Albert w dysputę i zasypał Tomasza najtrudniejszymi zarzutami, lecz ten okazał tak wielką wiedzę i zdolność myślenia, że sławny nauczyciel wyrzekł wówczas te prorocze słowa: „Ten »niemy wół« kiedyś tak zaryczy, że cały świat rykiem swym napełni”.

W r. 1251 wyświęcony został na kapłana, i ozdobiony godnościami akademickiemi. Potem był nauczycielem i kaznodzieją w Kolonii, a później w Paryżu. Wykładów jego pięknych i natchnionych słuchały tysiące uczniów, zbiegających się z najodleglejszych krajów. Lecz uczony Wilhelm od św. Miłości, zazdroszcząc sławy Dominikanom, a zwłaszcza Tomaszowi, napisał dzieło, w którem twierdził, że żaden zakonnik nie ma prawa nauczać ani miewać kazań, gdyż nauczanie ludu należy tylko do Biskupów i do kapłanów, przez nich ustanowionych, zakonnicy zaś żebrzący nie powinni być w ogóle cierpiani, każdy bowiem człowiek zobowiązany jest do pracy, żebranie zatem jest grzesznem. Tomasz zbił te zarzuty tak gruntownie i usprawiedliwił istnienie zakonów żebrzących tak silnymi dowodami, że świat chrześcijański się zdumiał, a Papież potępił dziełko Wilhelma. Wszyscy podziwiali i chwalili owocną Tomasza działalność nauczycielską i dzieła jego o Boskich prawdach wiary i obyczajów; lecz wyjaśnienie tego znajdziemy we fakcie, że nigdy nie wchodził na katedrę szkolną ani brał pióra do ręki, póki przedtem nie przygotował .się do tego żarliwą modlitwą, prosząc w niej o błogosławieństwo Boże. Gdy miał odpowiedzieć na trudne jakie pytania lub wyjaśnić ciemne miejsca w Piśmie świętem, dodawał do modlitw i post ścisły. Współbratu swemu zakonnemu Reginaldowi wyznał, że więcej nauczył się u stóp Jezusa ukrzyżowanego i przed tabernakulum, jak z książek. Tomasz zasłużył sobie na podziękowanie od katolików wszystkich wieków tem, że on chociaż nie najrychlej, to najwięcej przyczynił się do ustanowienia święta Bożego Ciała, które uczcił najlepszem swem dziełem, pisząc na cześć tego święta kościelne officyum. Gdy go już po napisaniu tego dzieła dręczyła obawa, że może niezupełnie dokładnie wypowiedział w niem prawdziwą naukę chrześcijańską o Najśw. Sakramencie, wówczas ukląkł przed Ukrzyżowanym i pytał się Go ze łzami w oczach, czy dobrze wszystko napisał. I usłyszał z obrazu tę pocieszającą odpowiedź: „Tomaszu, dobrześ o Mnie napisał, jakiej pragniesz za to nagrody?” Tomasz odrzekł uszczęśliwiony: „Panie, żadnej innej, jedno Ciebie samego!”

Po dziesięcioletniej, chlubnej działalności w Paryżu, powołany został św. Tomasz przez papieża Urbana IV do Rzymu, gdzie miał otrzymać wysokie godności kościelne. Lecz Tomasz nie chciał w żaden sposób żadnej z nich przyjąć. Zwykle posłuszny we wszystkiem jak dziecko, sprzeciwił się teraz wszelkiemu wywyższeniu i uczczeniu swej osoby; chciał żyć i umierać jako prosty zakonnik żebrzący. Z pewnością nie gardził on szczęściem, ale nie szukał go w wysokich dostojeństwach. Był on jednym z tych nielicznych ludzi, którzy rozumieją, że jedynie mądrość i świętość człowieka prawdziwie uszczęśliwiają, zewnętrzne zaś godności przeszkodą są tylko niebezpieczną w dążeniu do tych dóbr.

Gdy w r. 1272 kilka wszechnic, a zwłaszcza paryska, bolońska i neapolitańska, prosiło generała zakonu, by przysłał im Tomasza, tego księcia teologów, kapituła przeznaczyła go do Neapolu. Takim więc sposobem powrócił Tomasz po dwudziestoośmioletniej nieobecności znowu do ojczyzny. Przybycie jego do Neapolu zamieniło się we wjazd tryumfalny. Nie tylko miasto, lecz i cały kraj cieszył się z jego przybycia, uważając je za szczęśliwe bardzo i radosne zdarzenie. Wszystkie stany współubiegały się w oddawaniu czci nie kuzynowi cesarskiemu, lecz członkowi zakonu żebrzącego, odzianemu prostym habitem; najwięcej zaś uczcił go król Karol, który oddał mu ochotnie wszelkie środki, potrzebne do pielęgnowania wiedzy i nauki. W roku 1274 powołał go Papież Grzegorz X do Lyonu na Sobór powszechny. Tomasz, aczkolwiek sam chory i słaby, usłuchał namiestnika Chrystusowego; lecz w podróży umarł w klasztorze Cystersów Fossanuova dnia 7 marca tegoż roku. Bóg wsławił go za życia i po śmierci licznymi cudami. Największym i najdroższym cudem są jego pisma, zawarte w ośmnastu wielkich tomach, które zapewniły mu sławę największego teologa i filozofa Kościoła zachodniego. Dla jego czystości ciała i dziewiczości duszy dał mu Kościół chlubny przydomek „Doktora anielskiego”, a papież Jan XXII wpisał go w roku 1323 uroczyście w poczet Świętych. Na gorące prośby biskupów całego świata i kongregacyi św. obrządków ogłosił papież Leon XIII w roku 1884 Doktora anielskiego Patronem niebieskim wszystkich szkół katolickich.


Legenda pochodzi z książki „Prawidła życia chrześcijańskiego dla każdego wieku i stanu”, ks. Otto Bitschnau, z rozdziału „Stan nauczycielski: Godność nauczyciela”


© 2000–2021 barbara     Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved     Strona nie zawiera cookies