Spis legend

Logo serwisu Biblia


Nakarm głodne dziecko - wejdź na stronę www.Pajacyk.pl
















Legendy o świętych



Św. Joanna Franciszka de Chantal, wdowa i założycielka zakonu


Joanna Franciszka urodzona w roku 1572 w Dijon w Burgundii, pochodziła z bardzo znakomitej, szlacheckiej rodziny tego kraju. Ojciec jej Benignus de Fremiot, obdarzony przez przyrodę i łaskę licznymi darami, a przy tem pełniący wiernie służbę Bogu i królowi, był prezydentem rządu w Burgundii i – co jeszcze większej godnem jest chwały – był także pierwszym wychowawcą najmłodszej swej córki Joanny Franciszki, której matka krótko po jej przyjściu na świat zmarła śmiercią błogosławioną. Dobre to wychowanie chwali i chwalić go będzie na zawsze. Pod ojcowską opieką rozwijała się pięknie w małej Joannie religijna pobożność a wraz z nią prawdziwe zamiłowanie cnoty i skromności. Gdy doszła do odpowiednich lat, posłał ją ojciec do zamężnej jej siostry do Poitiers, by tamże dokończyła swego wykształcenia i w szersze weszła towarzystwo. Młoda Joanna wywarła w Poitiers wielkie wrażenie piękną swą postacią, cnotliwem usposobieniem, dowcipem, roztropnością i skromnością dziewiczą. Z wszystkich stron składano jej hołdy, najwięcej zaś odbierała ich od pewnego bogatego szlachcica, który nie tylko majątkiem, ale przede wszystkiem nieskazitelnym charakterem wyróżniał się z pośród innych. Lecz gdy się tylko dowiedziała, że tak gorliwie się o nią starający młodzieniec jest kalwinem, stłumiła w sobie budzące się uczucia i unikała dalszego spotykania się z nim; poznała bowiem i czuła, że absolutnie jest niemożliwą wzajemna miłość bez wspólnej religii. Joanna powróciła do Dijon i oddała w dwudziestym roku życia na życzenie ojca rękę swą panu de Rabutin, baronowi de Chantal, gorliwemu katolikowi i wysokiemu oficerowi, cieszącemu się szczególniejszą łaską Henryka IV, króla francuskiego.

Wjazd młodej i pięknej baronowej do zaniedbanego zamku Bourbilly wlał weń nowe i zdrowe życie. Joanna załatwiała osobiście wszelkie sprawy z zarządcami, z dzierżawcami i poddanymi; służbie swej dobrą dawała zapłatę ale i odpowiednią pracę, aby uchronić ją od złych skutków występnego próżniactwa; żądała sumienności od niej, zachowywania skromności i przyzwoitości i wiernego wypełniania obowiązków religijnych. Każdego poranku prowadziła ją na Mszę św. do pięknie ozdobionej kaplicy zamkowej; każdego wieczora zgromadzała ją na wspólną modlitwę; w każdą niedzielę i w każde święto szła z nią do kościoła na nabożeństwo; nie zabraniała przy tem wspólnych zabaw i rozrywek na zamku. Joanna była przekonana, że zarząd domu wtedy tylko może zwać się dobrym, gdy kieruje nim miłość i bojaźń Boża; i Bóg błogosławił jej widocznie. Cała ludność zamkowa nie lękała się jej jako dostojnej swej władczyni lecz kochała ją jak dobrą matkę.

Gdy małżonek jej przez dłuższy czas był nieobecny z powodu zajęć przy dworze lub we wojsku, żyła Joanna jak wdowa zupełnie skromnie w zaciszu domowem; odwiedzin przyjmowała jak najmniej, skracała także bardzo rozmowy, tem więcej za to godzin poświęcała pobożnym rozmyślaniom, ustnym modlitwom i uczynkom miłosierdzia. Każdy ubogi w całej okolicy otrzymywał od niej jałmużny; odwiedzała także wszystkich chorych, pocieszała strapionych, ugaszczała podróżnych.

Gdy mąż był w domu, starała się Joanna umilić i uprzyjemnić mu pobyt w niem i sprawić mu radość. Uważna jej czujność umiała odgadnąć każde jego życzenie i w tak delikatny spełnić je sposób, że godność jej niewieścią cenił coraz wyżej i chętnie brał udział w pobożnych jej ćwiczeniach. Szczera jej wesołość, ujmujące zachowanie się i serdeczna uprzejmość dla wszystkich mieszkańców zamku, gorąca jej miłość ku małżonkowi i dzieciom zamieniły Bourbilly w raj szczęścia i zadowolenia, którego duszą pobożna była Joanna.

Razu pewnego poszedł jej mąż z przyjacielem na polowanie. Lecz zmienił nierozważnie umówione z nim stanowisko. Przyjaciel zauważył w gąszczu jakieś poruszenie, strzelił pośpiesznie i baron de Chantal ciężko zraniony padł na ziemię. Omdlałego zaniesiono do najbliższego domu. Joanna pobiegła do rannego, a nachyliwszy się nad łożem omdlałego płakała gorzko. Bóg, który sercu dał miłość, dał oczom łzy. Lecz prędko podniosła się, a wzniósłszy oczy w niebo, oddała nieskończenie mądremu i dobremu Bogu to co miała najdroższego na świecie – duszę męża, poddała się pokornie i bez zastrzeżeń woli Ojca niebieskiego i nie płakała więcej. Po niewielu godzinach była już wdową, uboższą o jedno szczęście, lecz bogatszą o jedno doświadczenie. Stojąc przy zwłokach drogiego męża słyszała wyraźnie słowa: „Marność nad marnościami i wszystko marność. Co więcej ma człowiek (jak marność) ze wszystkiej pracy swej, którą się pracuje pod słońcem?” (Koh l, 2–3) i zrozumiała znaczenie tych słów.

Joanna, której skronie zdobił jeszcze kwiat piękności, w której żyłach płynęła jeszcze młoda, gorąca krew – liczyła bowiem dopiero dwudziesty ósmy rok życia – wyrzekła się na zawsze i zupełnie wszystkich ziemskich rozkoszy, rozdała kosztowne swe jedwabne i złotem tkane szaty, kosztowności ofiarowała ubogim kościołom, urządziła nadzwyczaj skromnie swój dom i hojne rozdawała jałmużny ubogim. W dzień zajmowała się nauczaniem i wychowaniem czworga swych dzieci, wieczory zaś i poranki spędzała na modlitwie i rozmyślaniu; to poddanie się pokorne i chętne wszystkim zrządzeniom Bożym osładzało jej przykry zwykle stan wdowi.

Na prośby swego teścia Gwidona de Rubatin, pragnącego mieć wnuków przy sobie, udała się Joanna do niego na zamek Chantal i przeżyła tamże od r. 1603–1610 siedm lat przykrych i bolesnych bardzo dla niej, lecz dla postępu duszy jej w dobrem bardzo korzystnych. Stary teść wpadł wskutek dawniejszych zboczeń z drogi cnoty w sidła nikczemnej i złośliwej niewiasty, która odgrywała rolę dumnej pani, a niemiłej jej Joannie dokuczała jak i gdzie tylko mogła. Przewrotna ta niewiasta podejrzewała ją na każdym kroku, tłumaczyła źle każde jej słowo, stawiała nieślubne swe dzieci na równym stopniu z prawowitymi potomkami i spadkobiercami barona, żądając, by otrzymały to samo wychowanie i te same odbierały honory co i one.

Joanna całowała pokornie rękę Bożą, łagodzącą dotkliwe cierpienia pociechami wewnętrznemi i słodkiem zadowoleniem; milczała, jak gdyby nie zauważała wcale bolesnych tych zniewag, była łagodną i dobrą względem dzieci owej niewiasty, myła i ubierała je sama, jak gdyby była ich matką lub sługą. Lecz przewrotna i złośliwa Gertruda nie pojmowała tej heroicznej cierpliwości i gniewała się sama na siebie, że nie mogła wymyślić już żadnych nowych zniewag, gdyż wszystkie jej już zadane nie wywarły żadnego na niej skutku.

Dobry i troskliwy Bóg zgotował poniżanej na zamku Chantal i ciężko doświadczanej wdowie rzadkie szczęście na całe przyszłe jej życie. W roku 1604 poznała Joanna cenionego powszechnie biskupa genewskiego Franciszka Salezego. Znakomity ten wiedzą i cnotą uczeń Jezusowy, odznaczający się dziwną łagodnością, został listownym jej nauczycielem, doradcą i przewodnikiem. Joanna okazała się bardzo pilną i wdzięczną uczennicą i wypełniała najdokładniej nie tylko jego rozkazy i przepisy, ale szła nawet za jego mimochodem wyrażonem zdaniem, za jego radami i wskazówkami lekko tylko zaznaczonemi. Nauka doświadczonego nauczyciela wlała światło i ciepło do jej duszy, tak iż radowała się ze świętym Pawłem: „Pełna jestem pociechy, nader obfituję weselem w każdem utrapieniu mojem” (por. 2Kor 7, 4).

W kilka lat potem zbudziła się w Joannie de Chantal myśl i pragnienie, by wszelkie zerwać stosunki ze światem i wstąpić do zakonu. Zamiar ten swój wyjawiła Franciszkowi Salezemu, prosząc go o radę, lecz ten żądał trochę czasu do namysłu. Wkrótce potem odpisał jej: „I ja ułożyłem sobie plan; zamierzam założyć zgromadzenie żeńskie pod wezwaniem "Nawiedzenia Maryi", by zgotować pewne schronienie dla wdów i innych niewiast uciśnionych, które by za łaską Bożą chciały przyjąć na się to podwójne zobowiązanie: a) pobożne i cnotliwe wieść życie i b) odwiedzać i pielęgnować chorych. Proszę cię o pomoc w wykonaniu tego zamiaru”. Joanna ochotnie poszła za tem wezwaniem, a uporządkowawszy sprawy familijne i postarawszy się o troskliwą opiekę dla swych dzieci, postanowiła poświęcić się sama służbie Najwyższego bez zastrzeżeń. Przy pożegnaniu się ze swoimi, których kochała jak cząstkę własnego życia, okazała się dobitnie gorąca jej miłość Boża. Gdy żegnała się z sędziwym swym ojcem Benignem i uklękła przed nim, prosząc go o błogosławieństwo, rzekł tenże wśród łez: „O Boże, nie godzi się sprzeciwiać świętej woli Twojej. Ofiaruję Ci ukochane me dziecko. Racz przyjąć je z rąk moich i bądź ostatnią moją Pociechą!”. Potem podniósłszy córkę przycisnął ją do kochającego serca ojcowskiego. Dzieci uwiesiły się płacząc u jej szyi. Święta matka pobłogosławiła je, a ucałowawszy, wyrwała się z ich objęć. Syn jej jedyny piętnastoletni nie godził się na tę rozłąkę i położył się wzdłuż progu na podłodze. A matka – patrząc łzawemi oczy w niebo – przestępuje bohatersko próg ponad płaczącym ulubieńcem. Oddaje swe szczęście rodzinne, porzuca wygody i dostatki, wysokie stanowisko i śpieszy do ubogich chat, do łoża chorych, by razem z Jezusem ukrzyżowanym pozyskać na wieki dobro najwyższe. Czyż mogła mądra matka piękniejszą dać naukę swym dzieciom i skuteczniejszy przykład? W święto Trójcy Przenajświętszej r. 1610 otrzymała wraz z dwoma niewiastami w Annecy poświęcony habit zakonny z rąk biskupa Franciszka Salezego i zamieszkała z niemi w skromnym domku. Za ich przykładem poszło wkrótce więcej niewiast. Joanna musiała przyjąć przewodnictwo i zarząd, który włożył na nią obowiązek licznych prac i trosk, odwiedzin i podróży, pisania listów itd., lecz mimo to nie straciła nigdy spokoju i swobody umysłu. Trzymała się bowiem silnie zdania: „Brzydzę się wszystkimi grzechami, ale przede wszystkiem nie dopuszczam do serca zwątpienia o miłosierdziu Boskiem i niedowierzania Bogu, który przecież wszystko z nieskończoną mądrością i miłością dla naszego czyni dobra”. W r. 1641 istniało już przeszło 80 kwitnących domów tegoż zakonu w rozmaitych miastach Francji i Sawoii. W tymże roku wypłacił Boski Pan winnicy (Mt 20) pilnej i wiernej Swej pracownicy zasłużoną zapłatę z nadmiarem; umarła bowiem w klasztorze w Moulins i poszła do krainy niebieskiej. Papież Klemens XIII ogłosił ją r. 1767 uroczyście Świętą.


Legenda pochodzi z książki „Prawidła życia chrześcijańskiego dla każdego wieku i stanu”, ks. Otto Bitschnau, z rozdziału „Stan zadowolonych”


© 2000–2021 barbara     Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved     Strona nie zawiera cookies