Spis legend

Logo serwisu Biblia


Nakarm głodne dziecko - wejdź na stronę www.Pajacyk.pl
















Legendy o świętych



Św. Atanazy biskup i doktor Kościoła


Atanazy urodził się w Aleksandryi w Egipcie około roku 296. Wychowanie i wykształcenie umysłu i serca otrzymał od Aleksandra, czcigodnego patryarchy tego miasta. Gdy wyrósł na dorodnego młodzieńca, udał się do słynnego wówczas pustelnika Antoniego, żyjącego na puszczy, by obcując z tym wielkim i sławnym na cały świat mężem Bożym i ojcem zakonników wyćwiczyć się dobrze w cnocie zaparcia się siebie i pobożności i przygotować się na przyjęcie święceń kapłańskich.

Wyćwiczywszy się we wszystkich gałęziach wiedzy jak rzadko który ze współczesnych, wrócił Atanazy silny we wierze jak Apostoł, z miłością płomienną Męczennika, obdarzony porywającą wymową jak Apostoł narodów św. Paweł, miłego i łagodnego charakteru jak św. Jan, z pustyni do swego dobroczyńcy Aleksandra, który go wyświęcił na dyakona i mianował swoim kanclerzem.

W tym samym czasie żył w Aleksandryi Aryusz, kapłan o poważnej powierzchowności, uczony i podziwiany dla swej wymowy, lecz owładnięty bezgraniczną żądzą sławy i próżnością. Tenże twierdził, że Pan Jezus nie jest od wieków t.zn. wieczny, lecz jest tylko stworzeniem, które Bóg przed wszystkiemi innemi dziełami stworzył, że jest istotą Swą i godnością niższy od Ojca Przedwiecznego, że jest Bogu podobnym, lecz nie równym; że jest Boskim lecz nie Bogiem! Patryarcha Aleksander starał się go łagodnością i pouczeniem odwieść od tego bluźnierczego i błędnego twierdzenia. Lecz gdy upór Aryusza nie dał się przełamać, wykluczył go z Kościoła katolickiego. Aryusz udał się do Małej Azyi i potrafił nową swą naukę rozpowszechnić nie tylko wśród łatwowiernego ludu, lecz także i wśród uczonych, a nawet kapłanów i biskupów, tak iż błędna jego nauka wkrótce się zagnieździła w licznych gminach chrześcijańskich Wschodu. Potężny rozruch wszczął się teraz w całem chrześcijaństwie: boć przecie szło tu o podstawową prawdę katolickiej religii, o wiarę w Bóstwo Jezusowe, o wiarę w wyzwolenie ludzi z pęt grzechowych i rzeczywiste pojednanie z Bogiem. Bo skoro Pan Jezus nie jest prawdziwym Bogiem, to w takim razie ludzkość nie jest zbawioną; zwykłe bowiem stworzenie – nawet najdoskonalsze – nie może nigdy odkupić ludzkości ani pojednać jej z Bogiem!

Aby położyć kres temu sporowi religijnemu, zwołał papież Sylwester w r. 325 wszystkich biskupów na Sobór do Nicei w Bitynii; przybyło nań 318 biskupów a także i cesarz Konstantyn Wielki. Aryusz zjawił się także na soborze i bronił swego zdania wymownemi słowy. Wtem powstał młody dyakon z Aleksandryi – Atanazy – ten wybrany przez Boga wojownik za wiarę, i udowodnił prawdziwość katolickiej wiary w Bóstwo Jezusowe z przekonywującą jasnością i dokładnością. Sobór powszechny rzucił klątwę na Aryusza i najzagorzalszych jego zwolenników, a naukę jego potępił jako bluźnierczą herezyę.

Po niewielu miesiącach umarł patryarcha Aleksander, a duchowieństwo i lud wybrali Atanazego jednogłośnie jego następcą, by tenże przez pół prawie wieku z nadludzką wprost siłą i mądrością wspierał wstrząśnięty gmach wiary i bronił Boskości Zbawiciela świata. I aż do śmierci był on cenionym przez katolików chorążym, trzymającym silnie i wysoko sztandar katolicyzmu, za co go też aryanie śmiertelnie nienawidzili. Historya chwali Atanazego jako dobrego pasterza w najzupełniejszem tego słowa znaczeniu. Cała jego istota i całe usposobienie tchnęło jedynie miłością. Odznaczał się wrodzoną dobrocią, w rozmowie był łagodny, w obejściu serdeczny, w karceniu delikatny; nigdy nie przekroczył granic rozumnego umiarkowania; nigdy nie okazał w całem zachowaniu swojem jakiej słabości; zachował zawsze powagę i godność świętego swego urzędu i łączył harmonijnie cierpliwość ojcowską z męską stanowczością, braterskie pobłażanie z siłą władzy. Dla uciśnionych i ubogich miał zawsze otwartą rękę i serce, lecz pysznych i samolubnych karcił surowo. Nieustannie prawie czuwał po nocach, pościł, oddawał się modlitwie i spełniał niezmordowanie obowiązki arcypasterskiego urzędu. Lecz wszystkie te cnoty bledną wobec blasku chwały, jaka go otacza jako obrońcę wiary katolickiej, a zwłaszcza Bóstwa Chrystusowego. Od owego podziwianego w całym świecie katolickim wystąpienia na Soborze Nicejskim był Atanazy zawsze środowiskiem całego chrześcijaństwa katolickiego, lecz zarazem i celem pocisków ze strony zawziętych aryanów i nieprzyjaciół Bożych. Zgubiwszy go, tak sądzili, zniszczą także ogłoszoną w Nicei wiarę w Bóstwo Chrystusowe.

Zrazu dołożyli aryanie wszelkich starań, by Atanazego nakłonić, a nawet zmusić, aby przyjął Aryusza na powrót do Kościoła Aleksandryjskiego, ale na–próżno! Potem chwycili się oszczerstw, oskarżając go fałszywie przed cesarzem Konstantynem: że Atanazy zbezcześcił pewien kościół, że rozbił kielich poświęcony, a Księgi święte spalił, że zabił biskupa Arseina a prawej jego ręki używał do czarów, że uwiódł pewną dziewicę. Pod pozorem przywrócenia pokoju uzyskali u oszukanego cesarza pozwolenie na zwołanie Synodu do Tyru. Atanazy przybył nań i zbił świetnie oszczercze oskarżenia. Co się tyczy zniewagi kościoła, udowodnił, że w wymienionej miejscowości nigdy kościół żaden nie istniał, a tem mniej kielich jaki lub księgi święte; co się tyczy morderstwa, przedstawił biskupa Arseina żywego i pokazał, że ma jeszcze obie ręce; co się tyczy wreszcie oskarżenia o uwiedzenie, zapytał się towarzysz Atanazego przywołanej owej niewiasty: „Czy mnie poznajesz, czy to ja dopuściłem się na tobie uczynku haniebnego?” Niewiasta odrzekła: „Tak, znam cię dobrze, tyś jest tym podłym Atanazym, tyś mnie zniesławił!” i przysięgą potwierdziła to zeznanie, chociaż Atanazego nigdy nie widziała, lecz tylko za pieniądze oszczerstwo na niego rzuciła. Tak skończyła się rozprawa ta zawstydzeniem oskarżycieli, bo wydała się ich złość szatańska; lecz tem większym zawrzały teraz gniewem serca aryanów przeciwko uwolnionemu Patryarsze. Namawiali tak długo cesarza Konstancyusza, zwolennika aryanizmu, aż tenże w końcu złożył Atanazego z urzędu i skazał go na wygnanie do Trewiru.

Aryanie chcieli teraz wprowadzić uroczyście Aryusza do kościoła Aleksandryjskiego, by tym sposobem tem więcej poniżyć Atanazego. Lecz lud katolicki tem oburzony tak stanowczo się temu sprzeciwił, że w końcu przekonali się, iż lepiej będzie dla nich, gdy tę uroczystość urządzą w Carogrodzie. Lecz w tem mieście Bóg sam pomścił się na szydzących bluźniercach. Aryusz musiał dla odbycia potrzeby naturalnej wystąpić z pochodu procesyonalnego, lecz nie wrócił doń więcej. W miejscu ustępowem znaleziono go martwego – bo wnętrzności zeń wyszły – podobnie jak zdrajcy Judaszowi. Cesarz, tą straszną karą Boga sprawiedliwego przerażony, żałował swego postępowania z Atanazym i pozwolił mu powrócić z wygnania na stolicę patryarchalną. Lecz nieopisana radość czcicieli tego bohatera wiary dolała jeszcze więcej oliwy do ognia nienawiści, jaki gorzał w sercach jego wrogów; ci bowiem podburzali nieustannie cesarza nowemi kłamstwami i oszczerstwami przeciwko Atanazemu, tak że go po raz drugi wygnał z kraju. Atanazy udał się do Rzymu i doznał bardzo dobrego przyjęcia u Papieża Liberyusza. Zgromadzenie 340 biskupów w Sardyce nie tylko potwierdziło jego niewinność lecz pochwaliło także wielkie jego zasługi położone około religii katolickiej; a po ośmiu latach cieszyło się całe chrześcijaństwo z jego powrotu do wiernej trzódki w Aleksandryi. Długi pobyt w Rzymie wielkiego męża Bożego wydał dla zachodniego chrześcijaństwa błogosławione skutki. Zapalony ten bowiem bojownik o Boską cześć Jezusową i kilkoletni uczeń św. Antoniego w Egipcie, był mężem opatrznościowym, który miał położyć podwaliny pod przyszłe zakony na Zachodzie. Z przekonywującą wymową opisywał kontemplacyjne, Bogu poświęcone życie pustelników tebajskich, cudowne dzieła św. Antoniego i przepiękne osady św. Pachomiusza nad brzegami Nilu. Opisał pięknie a wiernie żywot wielkiego św. Antoniego, przedstawił w jasny sposób przepisy i urządzenia w zakonach i powiększył jeszcze potężne wrażenie swych słów i pism, przedstawiając im dwóch pustelników, a swych towarzyszy, którzy dziwną prostotą życia potwierdzili prawdziwość jego nauk.

W krótkim czasie stało się w Rzymie i poza nim słowo „mnich”, które przesąd ludu uważał dotychczas za coś hańbiącego, słowem szanowanem, a wiele klasztorów zamykało w swych murach znaczną liczbę mężczyzn, znakomitych urodzeniem i nauką, którzy światu dali podniosły wzór, jak dążyć winni ludzie do chrześcijańskiej doskonałości. W czasie, w którym Atanazy z całem poświęceniem rządził rozległą dyecezyą, podniósł Magnencyusz, namiestnik egipski, rokosz przeciwko cesarzowi Konstancyuszowi. Chociaż tenże wiedział, jak dobrze usposobieni byli Atanazy i jego owczarnia względem niego, mimo to słuchał pilnie – jako przyjaciel zagorzały aryanów – ich oszczerczych skarg na Atanazego, że podsyca to powstanie, i postanowił ukarać go surowo. Bojąc się sprawiedliwego oporu ludu odegrał cesarz niegodną jego rolę herszta rozbójników, kazał w nocy otoczyć pięciu tysiącom żołnierzy kościół, w którym Atanazy miał nabożeństwo i zrobić nań napad. Drzwi świątyni wywalono, strzały wypuszczono z łuków na lud, miecze błysły w świetle świec, ranni i umierający jęczeli na posadzce kościelnej, a Patryarcha modlił się i śpiewał, aż całe jego otoczenie dostało się w bezpieczne miejsce, w końcu uszedł sam z pomocą zakonników na pustynię. Rozgniewany tem cesarz wyznaczył wielką nagrodę na jego głowę, zachęcając nią szpiegów, by go nieustannie ścigali po jaskiniach, górach, dolinach, pustelniach; lecz ręka Boża czuwała nad nim. Sześć lat trwało to szukanie Atanazego i wtedy rozjaśniła wielkość jego ducha noc prześladowań i smutków. Wśród tych cierpień bowiem myślał jedynie o swych osieroconych owieczkach, pisał do nich serdeczne listy pocieszające, zachęcał je do wytrwania we wierze Chrystusowej, obiecując im prędzej czy później zwycięstwo, tem samem wręczał im nową broń do walki duchowej z błędami aryańskimi.

Po śmierci Konstancyusza w r. 361 Julian Apostata (Odstępca) wstąpił na tron cesarski i postanowił w upadające już w państwie pogaństwo wlać nowe życie, a zarazem przemocą zniszczyć chrześcijaństwo. Lecz z początku krył się z tym zamiarem, kazał wszystkim biskupom i kapłanom powrócić z wygnania do swych dawnych miejsc a równocześnie rozżarzał z szatańską złością i tak już zaogniony spór między katolikami a aryanami, aby te dwie partye w walce same się wyniszczyły, czego gorąco pragnął. Lecz skoro ujrzał, że zwłaszcza Atanazy, który z anielską dobrocią nakłaniał licznych zbłąkanych do powrotu na łono Kościoła katolickiego, a chwiejnych utwierdzał we wierze, pokrzyżował jego zamiary, wygnał go zaraz z Aleksandryi i posłał za nim Nilem żołnierzy, by go zabili. Atanazy, widząc niemożliwość ucieczki, obrócił swą łódkę, na której uciekał, i popłynął prosto na swych prześladowców. Ich wódz, który nie znał Patryarchy, zapytał go, czy nie spotkał się z Atanazym? Odpowiedź brzmiała: „Tak jest, jest on niedaleko stąd, przed niespełna godziną popłynął w górę Nilu; śpiesz się, byś go mógł pochwycić!” Żołnierze wytężyli teraz wszystkie siły wiosłując, a Atanazy wrócił szczęśliwie do Aleksandryi.

Julian umarł już po dwuletniem panowaniu tak, jak żył; ostatnie bowiem jego słowa, pełne bezsilnej nienawiści Bożej, były: „Zwyciężyłeś, Galilejczyku!” (t.zn. Jezusie Chrystusie). Następcę jego, szlachetnego Jowiana, chcieli aryanie znowu kłamstwami i oszczerstwami źle usposobić względem Atanazego; lecz cesarz odrzucił ze wstrętem ich skargi, a czcigodnemu Patryarsze złożył życzenia z powodu jego apostolskiego męstwa i pochwalił jego zasługi położone około religii katolickiej i dobra państwa samego.

Lecz Jowian umarł niestety już w ósmym miesiącu szczęśliwego swego panowania. Następca jego cesarz Walens skłaniał się znowu na stronę aryanów, posłał bowiem wielu katolickich biskupów, a zwłaszcza Atanazego na wygnanie. Lecz przeciw temu zarządzeniu powstał cały lud i żądał powrotu swego „ojca wiary” i dobroczyńcy z taką stanowczością, że cesarz pozwolił wygnańcowi objąć znowu swój urząd i odtąd zostawił go w spokoju. Czasu tego użył Atanazy razem ze swymi świętymi przyjaciółmi: papieżem Damazym, Hilarym, biskupem z Poitiers, Grzegorzem Nazyanzeńskim, Patryarchą carogrodzkim, Bazylim Wielkim, Arcybiskupem Cezarejskim, na to, by katolików utwierdzić we wierze, zbłąkanych ratować, a aryanów zwalczać. Siedmdziesięciosiedmioletni niezmordowany wojownik Chrystusowy doczekał się jeszcze przed śmiercią, która w r. 373 nastąpiła, tej pociechy, że ujrzał, jak aryanizm – ten najzaciętszy wróg jego – począł się rozpadać sam w sobie. Nad grobem jego płakały tysiące wdzięcznych jego czcicieli. Pamięć jego świętości nieskalanej, słodkiej łagodności, gorliwości żarliwej o Wiarę świętą, jego niewzruszonego męstwa w cierpieniach żyje ciągle we wszystkich sercach katolickich, a cześć jego głoszą wszystkie usta katolickie. Uczone pisma, jakie zastawił, a zwłaszcza o Bóstwie Pana Jezusa, są, i zostaną na zawsze drogim skarbem Kościoła.


Legenda pochodzi z książki „Prawidła życia chrześcijańskiego dla każdego wieku i stanu”, ks. Otto Bitschnau, z rozdziału „Stan kapłański: Trudności stanu kapłańskiego”


© 2000–2021 barbara     Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved     Strona nie zawiera cookies