Spis legend

Logo serwisu Biblia


Nakarm głodne dziecko - wejdź na stronę www.Pajacyk.pl
















Legendy o świętych



Św. Leonard z Porto Mauritio kapucyn


Porto Mauritio jest małą mieściną nad Morzem Śródziemnem między Genuą a Niceą. Tam to urodził się wielki ten przyjaciel ludu dnia 16 grudnia 1676 roku i otrzymał na Chrzcie św. imiona Paweł Hieronim. Gdy miał trzy dopiero lata, umarła zacna i pobożna jego matka, lecz bogobojny ojciec jego Dominik Casanuova osłodził mu bolesną tę stratę i dowiódł światu, że i ojciec sam bez pomocy matki może dzieci swe wychować w niewinności i sprawiedliwości chrześcijańskiej, tak iż te stają się godnemi korony wiekuistej w Niebie. Pierwszym, przepięknym kwiatkiem, jaki wyrósł bujnie z serca uzdolnionego chłopca, była gorąca miłość i serdeczne nabożeństwo do Matki Najświętszej. Przyjemnie było słuchać, gdy młody Paweł mówił o piękności i dobroci Maryi, i patrzeć, gdy przed Jej obrazem odmawiał nabożnie modlitwy poranne i wieczorne i gdy obraz ten co sobotę świeżymi zdobił kwiatami. We wszystkie święta, o ile to było możliwe, zwoływał kolegów szkolnych, a wyprowadziwszy ich za miasto pod figurę Matki Boskiej, modlił się z nimi pod nią i śpiewał pieśni przez pewien czas, potem wchodził na pobliski mur i prawił im prawie tak samo jak jego patron o dobrem, łagodnem i słodkiem Sercu Matki Najświętszej i uczył ich, jak mogą Serce Jej ucieszyć naśladowaniem Jej cnót dziewiczych: Jej skromności, żarliwości w modlitwie, miłości ku Dzieciątkowi Jezus i cnoty przestawania na małem; uczył ich, jak mają modlić się do Królowej Niebios i prosić Ją, by im pomogła zachować zawsze czystość i niewinność serca w codziennych, rozlicznych pokusach życia.

Ojciec jego Dominik, aczkolwiek sam niezamożny, zgodził się chętnie na życzenie syna, by mógł się uczyć, i oddał go Jezuitom w Rzymie na wychowanie i naukę. W mieście wiecznem, pełnem wspaniałych świątyń rozwinęły się pięknie i wspaniale zdolności trzynastoletniego Pawła; odznaczał się skromnem zachowaniem się, skorem posłuszeństwem, serdecznością w obcowaniu z kolegami i wielką bojaźnią Bożą. Zapał jego w służbie Bożej nagrodzili przełożeni tem, że pozwolili mu – w siedmnastym roku życia – uczyć chłopców katechizmu, a w niedziele i święta sprowadzać młodzież włóczącą się po ulicach na kazania, co też udawało się mu przy jego wesołem, lecz stanowczem usposobieniu. Po długich modlitwach i po zasięgnięciu porady u swego światłego spowiednika postanowił Paweł służyć Bogu w zakonie kapucyńskim. Mając chlubne świadectwa prosił pokornie o przyjęcie, co też chętnie uczyniono. Serdeczna prośba, jaką zaniósł do podeszłego już w leciech ojca, by zezwolił na obranie tego stanu i udzielił mu swego błogosławieństwa, sprawiła temuż wielką boleść, lecz ojciec uczynił wielką tę ofiarę, mówiąc: „Synu, wychowałem cię dla Boga, lecz cieszyłem się zarazem, że zostaniesz światłem ócz moich, podporą mej starości i pociechą mego życia; a teraz woła cię Bóg do Siebie, do samotności. Niech tak będzie! Niech się nie stanie wola moja samolubna, lecz wola Najwyższego! On dał mi ciebie, On bierze mi ciebie, lecz na krótką tylko chwilę, niech będzie Imię Jego zawsze błogosławione. Oby tylko łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa, miłość Boża i świętość Ducha św. zawsze z tobą i ze mną była!”

Ciesząc się błogosławieństwem drogiego ojca złożył Paweł ubranie akademickie, a przyjąwszy ostry habit św. Franciszka rozpoczął nowicyat, oddając się zupełnie Bogu. Wierność jego w zachowywaniu reguły zakonnej, skore jego posłuszeństwo, skupienie podczas nabożeństw i zupełne zaparcie się siebie niewątpliwymi były znakami, że dobry uczynił wybór stanu. W dniu złożenia świętej profesyi (ślubów zakonnych), mającej niejako znaczenie nadprzyrodzone powtórnego chrztu, otrzymał imię zakonne: Leonard.

Gdy przełożeni po długich i uważnych badaniach poznali, że młody ten i uczony kapłan nadzwyczaj umiejętnie potrafi nauczać lud i że gorącą kocha go miłością, powierzyli mu urząd misyonarza, nauczyciela i wychowawcy ludu, by go prowadził do poznania i miłości Boga, by uświęcał dusze i rzeczywiście dobry uczynili wybór.

Przez czterdzieści lat był Leonard nieustannym nauczycielem i wychowawcą mieszkańców miast i wiosek włoskich. Od wczesnego poranka aż do późnej nocy pracował ciągle i niezmordowanie, toteż praca ta wydała błogie i słodkie owoce. Prawił kazania tak serdecznie i przekonywująco, że wstrząsał i wzruszał słuchaczy; potęgą wymowy a jeszcze więcej siłą własnego przykładu skruszył twardą, zachwaszczoną ziemię serc ludzkich i zasiał w nią dobre nasienie słowa Bożego. Całą jego istotę przenikała miłość gorąca ku Panu Bogu i bliźnim. Ilekroć wymówił imię „Jezus” podnosiło się serce jego w świętej miłości. Ilekroć mówił o cierpieniach i śmierci Boskiego Zbawiciela, płynęły z ócz jego łzy wzruszenia i wdzięczności, a wszyscy słuchacze czuli się głęboko wzruszeni. Treść jego nauki, ton wymowy, ogień płonący w jego źrenicy: wszystko to mówiło do obecnych: „Zbudźcie się, obejmijcie rękami krzyż, idźcie za Jezusem aż tam do Nieba, gdzie siedzi teraz na prawicy Boga Ojca wszechmogącego!” Papież Klemens XII kazał sławnemu bardzo swego czasu kaznodziei Berberiniemu, by posłuchał kilku kazań O. Leonarda i powiedział mu potem, jakie wrażenie nań wywarły. Berberini tak je opisał: „Nigdy jeszcze nie słyszałem tak znakomitego kaznodziei, a wrażenie, jakie słowa jego wywierają, jest potężne, ja sam nie mogłem powstrzymać się od łez!”

Często słuchało jego kazań sto tysięcy ludu; a ci, co stali od kazalnicy o pół godziny drogi, rozumieli każde słowo tak dobrze, jak ci, co blisko niej się znajdowali. Nadzwyczaj owocną tę działalność świętego Zakonnika zrozumieli przede wszystkiem .ci dobrze i dokładnie, którzy znali lepiej sposób życia Leonarda; którzy patrzeli na niezmordowaną jego pracę po dniach i nocach, którzy wiedzieli, jak mało brał pokarmów i jak krótko spał – na twardej ziemi; którzy widzieli, jak przed każdą nauką klękał na stopniach ołtarza na dłuższą chwilkę, by prosić Jezusa obecnego w tabernakulum za przyczyną Matki Najświętszej o Boskie Jego błogosławieństwo i jak serdecznie prosił obecnych, by to samo uczynili. Z tych też przyczyn wychodziła z niego, jak niegdyś ze samego Jezusa, moc na wszystkich, którzy przyszli, aby go posłuchać, aby być uzdrowionymi od chorób duszy i uwolnionymi od nieczystych duchów różnych namiętności. (Por. Łuk. 6, 18 i 19).

Wielkie zasługi położył Leonard około rozpowszechnienia i ożywienia w szerokich kołach ludu nabożeństwa drogi krzyżowej i wiecznej adoracyi Najświętszego Sakramentu; założył on także pierwsze bractwo, mające oddawać cześć Najświętszemu Sercu Jezusowemu, i zachęcał gorąco ludzi, by dziecięcą pokładali ufność w Maryi, Królowej i Matce Miłosierdzia.

W siedmdziesiątym piątym roku życia wybiła dlań ostatnia szczęśliwa godzina a 26 listopada r. 1751 dał mu Pan winnicy „miarę dobrą i natłoczoną i potrzęsioną i opływającą” (Łuk. 6, 38). Licznymi cudami wsławił się po śmierci, a spuścizna jego w postaci trzynastu tomów o wielkiej wartości jako też jaśniejący jego przykład napełniają i dziś jeszcze serca radością i szczęściem. W tysiącznej ośmsetnej rocznicy (dnia 29 czerwca 1867 r.) śmierci męczeńskiej książąt Apostołów św. Piotra i Pawła Papież Pius IX ogłosił Leonarda z Porto Mauricio i dwudziestu trzech innych Świętymi.


Legenda pochodzi z książki „Prawidła życia chrześcijańskiego dla każdego wieku i stanu”, ks. Otto Bitschnau, z rozdziału „Stan nauczycielski: Przymioty nauczyciela”


© 2000–2021 barbara     Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved     Strona nie zawiera cookies