Spis legend
Legendy o świętych
|
Jak św. Leonard uwalniał więźniów
Leonard nauczając i czyniąc wiele cudów zamieszkał wreszcie w pewnym lesie, opodal miasta Limoges, gdzie znajdował się zamek królewski, zbudowany dla celów myśliwskich. Otóż zdarzyło się pewnego dnia, że król polował tam, a królowa, która go bardzo kochała, wyruszyła za nim. Tam niespodziewanie zastał ją czas porodu, tak że znalazła się w niebezpieczeństwie. Król i rodzina martwili się bardzo chorobą królowej. Św. Leonard zaś przechodził właśnie lasem i usłyszawszy głosy zawodzących, pospieszył tam pełen współczucia, a przywołany przez króla wszedł do środka. Na zapytanie króla, kim jest, odpowiedział, że jest uczniem św. Remigiusza. Nadzieja wstąpiła wtedy w serce króla, wierzył bowiem, że dobry nauczyciel dobrze wychował swego ucznia. Wprowadził go więc do królowej i prosił, aby modlitwami swymi wyjednał dlań podwójną radość: wyzdrowienia żony i szczęśliwego wydania na świat potomka. Św. Leonard zatem pomodlił się i wkrótce uzyskał spełnienie swych próśb. Król ofiarował mu wiele złota i srebra, on jednak od razu odmówił ich przyjęcia i radził królowi, aby to wszystko dał ubogim. Powiedział przy tym: Mnie nie trzeba tego wszystkiego, pragnę tylko w jakimś lesie, z dala od bogactw tego świata służyć wyłącznie Chrystusowi. Król chciał mu więc oddać na własność cały ten las, Leonard jednak rzekł: Całego nie przyjmę, jedynie proszę, abyś mi udzielił tyle, ile w ciągu jednej nocy objadę wkoło na moim ośle. Król chętnie spełnił jego prośbę. Św. Leonard zbudował więc tam klasztor i przez długi czas żył w nim w wielkim umartwieniu z dwoma tylko towarzyszącymi mu mnichami. Ponieważ zaś woda odległa była od klasztoru o milę drogi, więc św. Leonard kazał wykopać studnię, która zrazu była zupełnie sucha, ale na jego modlitwy napełniła się wodą. Miejsce to nazwał św. Leonard Nobiliacum, ponieważ otrzymał je od szlachetnego króla. Wkrótce św. Leonard wsławił się tam licznymi cudami. Gdy ktokolwiek przebywając w więzieniu wezwał jego imienia, natychmiast więzy jego pękały, wychodził wolno i nikt się temu nie sprzeciwiał, a on następnie pokazywał świętemu swoje więzy czy kajdany. Wielu z nich zostawało w klasztorze, aby tam służyć Bogu. Przybyło też do św. Leonarda siedem rodzin z jego znakomitego rodu. Sprzedali oni wszystko, co mieli, a teraz otrzymawszy każdy swoją cząstkę lasu pozostali przy klasztorze pociągając innych swym przykładem. Wreszcie św. Leonard opromieniony wielu cnotami dnia 6 listopada odszedł do Pana. Chociaż za sprawą św. Leonarda dokonało się w tym miejscu wiele cudów, jednak duchowni tego kościoła otrzymali w objawieniu polecenie, aby gdzie indziej zbudowali kościół i z należną czcią przenieśli doń ciało św. Leonarda, a to dlatego, że tamto miejsce było zbyt ciasne dla wielkiej liczby odwiedzających. Duchowni więc przez trzy dni trwali wraz z ludem na modlitwach i postach, a trzeciego dnia ujrzeli cały kraj pokryty śniegiem, a jedynie to miejsce, gdzie św. Leonard chciał spocząć, było wolne od śniegu. Ogromna liczba żelaznych łańcuchów wiszących przed jego grobem świadczy o tym, jak wiele cudów uczynił Pan przez św. Leonarda, szczególnie dla więźniów. Namiestnik miasta Limoges kazał sporządzić na postrach dla przestępców olbrzymi łańcuch i umocować go do kamienia wmurowanego do wieży. Na tym łańcuchu przykuwano za szyję każdego winowajcę i wystawiano go na wszelkie burze i niepogody, aby nie jedna, ale sto śmierci go przerażało. Otóż zdarzyło się, że pewien sługa św. Leonarda został niewinnie przykuty na owym łańcuchu. Gdy zaś już prawie ostatnie tchnienie wydawał, prosił całym sercem, jak tylko mógł, św. Leonarda, aby on, który innych uwalniał, także swemu słudze przyszedł z pomocą. I oto natychmiast św. Leonard w białej szacie zjawił się przed nim i rzekł: Nie obawiaj się, bo nie zginiesz. Wstań i zanieś ten łańcuch do mego kościoła. Idź za mną, ja cię poprowadzę! Wówczas sługa podniósł się i biorąc łańcuch szedł za św. Leonardem postępującym naprzód aż do kościoła. Gdy tylko znaleźli się przed drzwiami kościoła, św. Leonard opuścił go, on zaś wszedłszy opowiedział wszystkim, co święty dla niego uczynił, i zawiesił ów ogromny łańcuch przed jego grobem. Pewien mąż, bardzo wierny zawsze św. Leonardowi, mieszkał w Nobiliacum, owym miejscu pobytu świętego. Pewnego razu został pochwycony przez jakiegoś tyrana, który tak sobie myślał i mówił: Ów Leonard wszystkich więźniów uwalnia, wszelka moc żelaza topnieje wobec niego jak wosk w ogniu. Jeśli więc tego człowieka skrępuję okowami, to zaraz przyjdzie Leonard i uwolni go, jeśli jednak potrafię go ustrzec, to każę sobie dać tysiąc złotych monet okupu za niego. Wiem tedy, co zrobię. Pod moją wieżą wykopię głęboką jamę i wrzucę tam owego człowieka, obciążonego w dodatku kajdanami. Na brzegu tej jamy zbuduję drewnianą budę i każę tam czuwać uzbrojonym żołnierzom. Możliwe, że Leonard potrafi skruszyć żelazo, ale jeszcze pod ziemię nie wszedł nigdy. Wykonał więc wszystko, co sobie wymyślił. Człowiek zaś uwięziony w jamie często wzywał św. Leonarda. W nocy św. Leonard przyszedł, zburzył ową budę, w której siedzieli żołnierze, i pogrzebał ich pod nią jak zmarłych w grobie. Następnie wszedł do jamy rozsiewając wielką jasność, wziął wiernego swego wyznawcę za rękę i rzekł: Śpisz, czy czuwasz? Oto jestem ja, Leonard, którego oczekiwałeś! On zaś rzekł z uwielbieniem: Panie, pomóż mi! Wtedy św. Leonard rozerwał jego kajdany, po czym wziął go i we własnych ramionach wyniósł poza wieżę. Następnie odprowadził go do jego miejsca zamieszkania i domu, a w drodze rozmawiał z nim jak przyjaciel z przyjacielem. Pewien pielgrzym został pochwycony przez rycerzy-rozbójników w Owernii, gdy wracał z pielgrzymki do grobu św. Leonarda. Skoro zamknęli go w piwnicy, prosił ich bardzo, aby przez miłość św. Leonarda uwolnili go, bo przecież nie uczynił im nigdy nic złego. Oni jednak odpowiedzieli mu, że nie wyjdzie stamtąd, dopóki nie złoży wielkiego okupu. On tedy rzekł: A więc niech rzecz ta rozstrzygnie się między wami i św. Leonardem, któremu się poleciłem, jak winniście wiedzieć. Następnej nocy św. Leonard ukazał się panu owego miasta i rozkazał mu, aby uwolnił jego pielgrzyma. On zaś zbudziwszy' się rano zlekceważył sobie owo widzenie jako sen i w żaden sposób nie chciał pielgrzyma wypuścić. Następnej nocy święty znowu mu się ukazał z tym samym rozkazem, on zaś znowu wzbraniał się posłuchać. Trzeciej wreszcie nocy św. Leonard wziął pielgrzyma i wyprowadził go poza miasto, a wtedy zaraz wieża wraz z połową zamku zawaliła się i przygniotła wielu ludzi, pan zamku zaś na własną hańbę sam pozostał przy życiu z połamanymi nogami. Pewien rycerz uwięziony w Bretanii wzywał św. Leonarda. Natychmiast święty ukazał się w samym środku domu, tak że wszyscy go widzieli, poznali i ogromnie się zdumieli. On zaś wszedł do więzienia, skruszył okowy, włożył je owemu człowiekowi do ręki i wyprowadził go pomiędzy wszystkimi, napełniając ich przerażeniem. Fragmenty ze „Złotej legendy” Jakuba de Voragine, „Legenda na dzień św. Leonarda”
© 20002021 barbara Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved Strona nie zawiera cookies |