Spis legend
Legendy o świętych
![]() Św. Kazimierz uzdrowiciel W roku 1603 pewien pleban kościoła św. Jana, znany ze swej świątobliwości i cnoty, zmuszony został do ukarania swojego sługi za pewien ważny występek. Smutny przypadek zdarzył, iż gdy rzemiennym okładał go pasem, niespokojny służalec, zapewna wśród ciągłych ruchów i zżymań, ostrym końcem pasa dostał cięcie w oko. Cios był tak nieszczęśliwy, iż w samą ugodził źrenicę; a z przeciętego oka płyn się sącząc powoli zupełnie ustał, plewa oczna zwiędła i uschła na zawsze. Strwożony pleban wezwał lekarzy, chirurgów, nie szczędził żadnego nakładu, żadnej nie zaniechał rady i sposobności. Lecz cała sztuka lekarzy nic dokazać nie mogła: i nie było już środka ani nadziei. Jedynej przeto ima się deski, którą mu wiara w cudowną pomoc rodaka Patrona, wśród walki myśli i uczuć, podała. Ślubem się obowiązuje i stawa wraz z kalekim służącym w jego grobowej kaplicy, a tam niekrwawą Boga-Człowieka spełnia ofiarę, na której chory chlebem się anielskim ku czci Patrona zasila. I oto, po dokonanej w tejże myśli i na tem miejscu trzeciej ofierze kapłana i trzeciej komunii nieszczęśliwego sługi, natychmiast oko wyciekłe zdrowym się płynem napełnia, goi, przejrzewa. Wszystko to było dzieło jednej chwili, dzieło cudu. Podczas zarazy w Wilnie, w roku 1603, gdy w listopadzie silniej już działać poczęła, obszerny klasztor oo. bernardynów wiele od niej ucierpiał. Osiemnastu bowiem professów i dziewięciu usługujących braci śmierć rychła porwała. Zbolały i przerażony ks. kustosz, po wylaniu już wiela łez, w pośród pobożnych czuwań, modłów i postów, siebie i cały klasztor oddaje w opiekę Kazimierzowi Świętemu. Zaraza nagle ustaje, chorzy powracają do zdrowia, a z niej już odtąd nikt spośród braci nie umarł i nie chorował. Dobrodziejstwa tego pamiątkę na srebrnej wyrytą tablicy wdzięczny i do Patrona odtąd szczególniej nabożny ksiądz kustosz u Jego grobu składa, w roku 1604, ósmego dnia stycznia. Jaśnie Pani Piaseckiej starościnej Gieranońskiej syn najulubieńszy, nad którym ducha roniła, już pozbawiony zmysłów i mowy, leżał w śmiertelnem konaniu. Stroskana matka, nie mogąc przenieść boleści, na kolana upada, a ożywiona wiarą we łzach się modli i z mocną nadzieją żebrze pomocy Orędownika kraju. Prośba wysłuchana. Konający jakoby ze snu nagle się zrywa, otwiera oczy i powrotu do zdrowia niewątpliwe podaje znaki. Uszczęśliwiona matka, przy pierwszej możności wraz z synem, odbywa pieszą pielgrzymkę do grobu Świętego, a wdzięczność Bogu i Patronowi wyraża w modłach gorących i hojnych ofiarach. Pewien mieszczanin wileński, z rzemiosła krawiec, od lat piętnastu był pozbawiony wzroku, w ten sposób, iż naprzód prawe, a po ośmioleciech i lewe oko utracił. Jednak przez cały ten przeciąg czasu grób Kazimierza Świętego, z wiarą, iż go swym wpływem u Boga z okropnego wydźwignie kalectwa, często a pobożnie nawiedzał. Wielką cierpliwość jego Bóg długo doświadczał, wszakże nie upadła ona ani ostygła. W sam dzień uroczystego wniesienia Świętych Patrona szczątków, wraz ze wspaniałą jego imienia chorągwią z Rzymu przywiezioną, gdy się chory polecał najrzewniej i ufał najmocniej, już w zgrzybiałości wieku prawem okiem najzdrowiej przejrzał i odtąd go nie stracił, a moc Bożego cudu nad sobą uroczyście wyznawał wobec świadków zewsząd wiarygodnych. Pewna niewiasta miała w nodze zapalne cierpienie, i już uchwałą chirurgów, dla ocalenia życia, skazana została na odcięcie nogi. Przed wykonaniem bolesnej operacji chora odprawia Spowiedź świętą, na której odkrywa razem stan swej choroby. Pobożny kapłan zakonu jezuitów jął ją pocieszać, a wyliczając cudowne łaski, jakie otrzymało wiele pobożnych osób przez przyczynę Kazimierza Świętego, radził, aby w nadziei zdrowia obwiązała się ślubem do pobożnej pielgrzymki przed grób Patrona. Rada przyjętą zostaje, ślub uchwalony, chora traci ból w nodze i odtąd zdrowa, nigdy go nie doświadcza. […] W roku 1604 małżonka Grzegorza Tryzny marszałka słonimskiego […] niewiasta bogobojna i świątobliwa, w tak ciężką gorączką zapadła, iż w krótkim czasie zwiędła i uschła, a zbyt powolny i ciężki oddech ledwo widzialny znak życia podawał. Wszyscy otaczający pewni już byli jej śmierci. I przeto z żalem wielkim otaczają jej łoże i już modlitwy, czuwaniem, rozmową wspólną, pragną osłodzić chorej ciężar duszenia. Gdy zaś jej tchnienie rzadszem, a chwila śmierci bliższą się stawała, poczęto zewsząd wołać, aby się Bogu duszą polecała. Wtem ktoś z obecnych wspomniał o Świętym Kazimierzu i o ślubie do Jego grobu. Chora się chwyta tej myśli, a skądinąd świadoma cudów Jego, Jemu się z duszy poleca i ślubem, jeśliby zdrowie wróciło, do Jego grobu obowiązuje. Zaledwo w sercu ślub dokonała, bóle ustają, omdlałe członki odzyskują życie i siły, sen słodki tuli powieki, a już nazajutrz o świcie wśród powszechnego zdumienia i najżywszej radości, zdrowa zupełnie wysławia imię Orędownika, i z wykonaniem ślubu stawa niebawnie, w pobożnej pielgrzymce, przed grobem sługi Bożego. Te, a po nich bardzo wiele pobożnych osób, zaświadczyło przed potomnością i o swej wierze, i cudownej w różnych przygodach pomocy Patrona, mnogimi w srebrze wotami, których napisy i kształty przypominały na długo wydarzenia cudowne. X. A. Lipnicki, „Życie, cuda i cześć św. Kazimierza, królewicza polskiego”, nakładem i drukiem Józefa Zawadzkiego, Wilno 1858
© 20002021 barbara Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved Strona nie zawiera cookies |