Spis legend
Legendy o świętych
![]() Św. Franciszka Rzymianka wdowa i oliwetanka Kwiaty, te tak bujnie rosnące, pyszne farbami swemi, pachnące dzieci ziemi, i błyszczące a migocące na rosie porannej gwiazdki polne, są przepiękne i roztaczają dokoła czar i swój przepych. Złączone one są tak silnie na wietrze i w czasie niepogody z matką ziemią, że oko nasze ze wzruszeniem na nie spogląda, a serce raduje się niemi. Tak! pięknemi i miłemi są kwiatki ziemskie od Boga stworzone; lecz o wiele wspanialsze, rozmaitsze, więcej kolorowe i pachnące są kwiatki niebieskie, które rosną w ogrodzie Bożym - Kościele katolickim - i wielbią Jego majestat. Kwiatem takim była św. Franciszka, która tak ściśle zjednoczoną była z Bogiem w młodości swej, w szczęściu i niedoli, w dostatkach i ubóstwie, w wesołem towarzystwie i cichej samotności, że z podziwem niemym na nią dziś patrzymy. W r. 1384, w którym Urban IV był ojcem, nauczycielem i głową Kościoła katolickiego, obdarzył Bóg szlachetnych małżonków Pawła Busę i Jakobellę de Roffrodeschi, mieszkających w Rzymie, takim kwiatem - Franciszką, która od miejsca urodzenia otrzymała przydomek Romana - Rzymianka. Już w kołysce podobną była ta piękna dziecina więcej do Anioła jak do córki ziemskiej. Płakała głośno, gdy matka odkryła ją w obecności ojca lub innego mężczyzny, by ją wykąpać lub w nowe zawinąć pieluszki, a uśmiechała się wdzięcznie, gdy matka w niczyjej obecności to czyniła. Okazywała wyraźne niezadowolenie, gdy mężczyzna jaki ją chwalił i broniła się z płaczem, gdy chciał pogłaskać jej twarzyczkę. Niezwykle wcześnie nauczyła się mówić i nieustannie powtarzała słyszane od matki słowa: Jezus i Marya. Licząc nieco więcej jak rok życia, przebywała maleńka Franciszka chętnie na samotności i rozmawiała wówczas z dziecięcą poufałością z Jezusem i Maryą, z Aniołami i Świętymi, jak gdyby były osobami widzialnemi, dawała im kwiaty i obrazki, mówiła im, o swych uciechach, skarżyła się im na swe cierpienia, przedstawiała im swe życzenia i prośby. Nie miała żadnej ochoty bawić się z innemi dziećmi; natomiast o wiele chętniej wyszukiwała sobie w domu ojcowskim kącik ukryty, „gdzie rączki drobne do modlitwy składała, obrazki religijne w książce pobożnej oglądała i na cześć Królowej Niebios Maryi i swego Anioła Stróża pieśni śpiewała. Nie wyszła jeszcze z lat dziecięcych, a już przyjęła w kościele świętej Agnieszki, w którym otrzymała chrzest, pierwszą Komunię św. i złożyła •ślub dożywotni, że nigdy mięsa ani jaj, ani słodyczy jeść, ani trunków palonych pić nie będzie. Troskliwa o zbawienie swej córeczki matka Jakobella prosiła benedyktyna Ojca Antoniego di Monte Sawello, by zajął się wykształceniem jej córki. Ojciec Antoni był mężem według serca Bożego, równie światłym i uczonym jak pobożnym i przez 35 lat był jej kierownikiem duchownym. Każdej środy klęczała Franciszka u nóg jego, by otrzymać od niego rozgrzeszenie sakramentalne, zbawienne nauki, upomnienia i mądre wskazówki, w których widziała wyraźną wolę Bożą, które też wysoko ceniła, zachowywała i wykonywała ze skrupulatną wprost sumiennością. Trzymała się bowiem zawsze tej chrześcijańskiej zasady, że zupełne a ochotne posłuszeństwo jest najlepszym i Bogu najmilszym uczynkiem dziecka. W dwunastym roku życia była Franciszka dziewicą rzadkiej piękności i rzadszej jeszcze niewinności, a dusza jej czysta jak kryształ nie mogła i nie chciała znieść nawet najmniejszego tchnienia złego świata. Serce jej znało jedno tylko pragnienie: uciec od niebezpieczeństw i zgorszeń życia publicznego i poświęcić się w zaciszu klasztornem, żyjąc tylko z Aniołami i Świętymi, bez zastrzeżeń służbie Bożej. Gdy rodzicom swoim życzenie to gorące objawiła, oświadczył jej ojciec stanowczo: ,,Co uważasz za natchnienie z Nieba, jest tylko marzycielskiem urojeniem, nie zważającem na rzeczywisty stan rzeczy i na potrzeby naszego rodu. Moją jest rzeczą staranie się o nie i dlatego obiecałem już twą rękę szlachetnemu, zamożnemu i wykształconemu Wawrzyńcowi de Ponciani i żądam, byś poszła za daną przeze mnie obietnicą.” Franciszka, padłszy na kolana, błagała ze łzami w oczach: „Ojcze najdroższy i najlepszy, zlituj się nad twem dzieckiem; pozwól mi, bym to uczyniła, co uważam za wyraźną wolę Bożą.” Ale na próżno. Ojciec bowiem nie zważał na prośby swej córki ani na jej łzy, bo rzekł: ,,Dałem słowo, rzecz skończona, masz słuchać!” Franciszka szukała pocieszenia w kornej modlitwie i w słowach spowiednika; odstąpiła od najgorętszego pragnienia swego serca, ulegając woli ojca i zgodziła się z bólem w sercu i łzami w oczach na zawarcie związku, w który tysiące innych, z radością wielką były by wstąpiły. Z podziwienia godną dokładnością wypełniała młoda pani de Ponciani wszystkie obowiązki swego nowego stanu, każde życzenie szlachetnego męża. Poddała się formom towarzyskim, panującym w wysokich domach. Ubierała się w szaty kosztowne, zdobiła się złotem i perłami; składała i odbierała wizyty, które zabierały jej pobożności drogie godziny modlitwy; lecz kolący pasek pokutny, który nosiła zawsze pod kosztownemi szatami, dopomagał jej w czuwaniu nad sobą, tak iż mimo jej grzeczności i uprzejmości w obejściu nigdy nie przekroczyła granic skromności. Nigdy nie dała się nakłonić do brania udziału w hałaśliwych zabawach, tańcach, a zwłaszcza tak bardzo w Rzymie lubianych zabawach karnawałowych. Posiadała rzadki dar oddalania od siebie czczych pochlebstw i hołdów ze strony mężczyzn, a przeszkadzania w rozmowie z niewiastami, nielitościwej chęci krytykowania i opowiadaniom gorszącym lub też zbytecznym o modach i innych rzeczach. Lecz gwałt, jaki sobie zadała, oddając się takiemu życiu nieskupionemu i dla jej zamiłowania samotności bardzo przykremu, podkopał jej zdrowie; popadła w długą i bolesną chorobę, wobec której wszelkie wysiłki najsłynniejszych lekarzy okazały się bezskutecznymi. A śmierć nielitościwa coraz więcej zbliżała się do jej łoża boleści. Wtem ukazał się jej we śnie św. Aleksy, zwiastując jej, że wkrótce wyzdrowieje, co rzeczywiście nastąpiło. Wawrzyniec, uradowany bardzo wyzdrowieniem ukochanej małżonki, pozwolił na jej prośby, by życie swe nowe, od Boga dane poświęciła dążeniu do wyższej doskonałości. Natychmiast przebrała się w skromne bardzo szaty, zaniechała prawie zupełnie zabaw i obcowania z krewnymi i najlepszymi znajomymi, a godziny w ten sposób uzyskane poświęciła rozmyślaniu i uczynkom miłosiernym. Najważniejszą jej pracą i troską było wypełnienie sumienne obowiązków stanu jako żony, matki i gospodyni domu. Mężowi zaś swemu tyle sprawiała radości i szczęścia, iż nigdy nie żałował zgodzenia się na jej prośby, a nawet coraz więcej ją szanował i kochał. Cudowne zdarzenie spotęgowało jeszcze te uczucia. Razu pewnego modliła się Franciszka w kaplicy domowej, odmawiając Psalmy na cześć Matki Boskiej; gdy oznajmiła jej służąca, iż mąż chce z nią pomówić; natychmiast przerywając zaczęty wiersz, pobiegła do męża, by spytać go, czego sobie życzy. Gdy powróciła do kaplicy, zobaczyła iż wiersz przerwany Psalmu złotemi pisany był głoskami; w tem mieści się ta złota nauka, że praca każdego stanu, staranie o męża i dzieci, zajęcie w pokoju i w kuchni, praca w ogrodzie i w polu także jest służbą Bożą. Dla dzieci swych, których miała czworo, była matką najlepszą i godną zastępczynią Boga. Kochała i uważała je jako kosztowną własność Najwyższego, który je powierzył jej opiece, obiecując w zamian wielką za nie nagrodę. Nieustannie starała się o to, by budzącą się duszę swych dzieci zwracać do Boga, uczyć je krótkich modlitewek do Boga, mówić im o piękności i dobroci Boga, o miłości i miłosierdziu Boskiego Dzieciątka Jezus, modlić się za nie i z niemi, by Bóg strzegł ich niewinności, a myślami i sercem ich zawsze kierować raczył. Troska ta jej i praca macierzyńska nie pozostała bezskuteczną. Dwoje jej dzieci, Jan i Agnieszka umarło już w młodocianym wieku, a dusze ich niewinne poszły do Ojca niebieskiego. Franciszka zasłużyła sobie zupełnie słusznie swą roztropnością i troskliwością o dobro powierzonych sobie osób na chlubny przydomek: ,,mężnej niewiasty.” Liczną swą służbę, służących i służące kochała jak własne dzieci i z łagodnością lecz zarazem stanowczością i powagą czuwała nad zachowaniem porządku, nie znosząc żadnych zaburzeń pokoju. Razem z nimi odmawiała modlitwy ranne i wieczorne, czytała im często książki religijne, budujące i żywoty Świętych, zachęcała ich słowem i przykładem do spowiedzi i Komunii św., sprawiała im nieraz niewinne zabawy i uciechy, a gdy czasem karać musiała, czyniła to z miłością iście macierzyńską. Oprócz tych wszystkich rozlicznych trosk i zajęć opiekowała się także biednymi i ubogimi miasta Rzymu. Wszystkie jej domowe oszczędności nie wystarczały bynajmniej, by mogła nieść pomoc chorym i ubogim, jak by tego sobie życzyła. Za zgodą męża sprzedała swe drogie szaty i kosztowności, a grosz za nie otrzymany zanosiła do chat ubogich i do izdebek chorych, a wartość i cenę tych jałmużn zwiększała słowami pociechy i zachęty do cierpliwego znoszenia cierpień i poddania się pokornego woli Bożej. Gdy wszystko już rozdała, sama chodziła od domu do domu prosząc o jałmużnę, by ją potem potrzebującym dać mogła. Podczas srogiej zimy zbierała na swym folwarku drzewo i gałązki, i zanosiła wiązki drzewa marznącym albo sama, albo zawoziła je na grzbiecie osiołka. I zdarzało się często, że miłosierna Franciszka chodziła nieraz jak zwykła robotnica po najwięcej ożywionych ulicach Rzymu, po których ona - bogata i szlachetna pani - niedawno temu jeździła w pięknym powozie lub chodziła ubrana w bogate szaty i stroje. Nie zważała bowiem nic na gadanie ludzi, co na nią ze zdumieniem patrzyli, lecz myślała jedynie o Panu Jezusie, usługując Mu w osobie ubogich i cierpiących i odwdzięczając się Mu za Jego okrutną mękę na krzyżu miłością i pracą na chwałę Jego i dla dobra bliźnich. Przy wszystkich tych męczących i wyczerpujących zajęciach miała Franciszka dwóch możnych pomocników przy sobie. Jednym z nich była modlitwa myślna, rozważanie miłosierdzia Bożego i tajemnic wieczności, drugim było jej ścisłe zjednoczenie się i przyjaźń serdeczna z duchami niebieskimi. Już w młodocianym wieku widziała prawie zawsze oczami ciała przy swym boku Anioła w śnieżnobiałych szatach, zwracającego oczy swe ku Niebu, mającego ręce złożone na krzyż na piersiach lub wskazującego palcem ku górze; modlił się z nią razem w domu i w kościele; pomagał jej w zajęciach domowych, towarzyszył na ulicy; oświecał jej rozum, wzmacniał wolę, rozwiązywał wątpliwości, kierował jej rozmowami, pocieszał w smutku i wspierał ją w walce ze złymi duchami. Ile razy myślą pyszną, pragnieniem samolubnem, słowem nierozważnem lub jakim błędem zaćmiła trochę czystość duszy, Anioł karał ją spojrzeniem surowem, twarzą ponurą i smutną lub na krótki czas ukrył widzialną swą osobę przed nią, aż znowu odzyskała łaskę łzami, żalem i modlitwami. Tym sposobem twarz anielska była dla niej zwierciadłem, w którem widziała zaraz swe błędy; które nakłaniało ją do pokuty, i - za co na szczególniejszą zasługuje pochwałę - starania te pomyślnym uwieńczone były skutkiem. Teraz dopuściła mądrość Boża na wierną tę służebnicę próbę, aby przez nią wynieść ją do wyższej jeszcze doskonałości. W Rzymie powstała krwawa rewolucja, w której dopuszczano się strasznych zbrodni. Wawrzyniec de Ponciani sam odniósł ranę znaczną; lecz modlitwą i staraniem Franciszki wkrótce przyszedł do zdrowia. Ale teraz dotknęła go dzika zemsta zwycięzców: pałac jego zburzono, wszystko rozkradziono, syna porwano jako zakładnika, a samego wtrącono w nędzę. W tem smutnem opuszczeniu, w tem przykrem położeniu, w tej trosce o drogie jej osoby, w tej nocy smutku i cierpienia zajaśniało męstwo Franciszki i zdanie się jej na wolę Bożą przedziwnym blaskiem. Bez obawy czekała na koniec tej burzy i doczekała się ku swej radości, że ujrzała znowu porwane osoby. Bóg uczcił jej cnotę wypróbowaną i ucieszył ją niezmiernie tem, że małżonek jej za Jego natchnieniem zrzekł się zupełnie swych praw małżeńskich, bo żył z nią odtąd jak brat w świętej pobożności a po dziesięciu latach cnotliwie spędzonych wyprzedził ją, idąc do szczęścia wiekuistego w Niebie. W tym czasie założyła Franciszka zgromadzenie pobożnych dziewic i wdów z wyższych stanów, które z miłości ku Maryi wyrzekły się zbytków i strojów bogatych, zobowiązały się słowem i przykładem starać się o to, by panie rzymskie ubierały się skromnie, zwyczajnie i porządnie. W ten sposób Franciszka stała się założycielką zakonu Oliwetanów i Oblatystów. Po śmierci Wawrzyńca pobiegła pieszo do domu tego zgromadzenia żeńskiego i prosiła na klęczkach o przyjęcie. Cztery tylko lata jaśniała swą świętością i słynęła licznymi cudami. W roku 1440 dnia 9 marca zaniósł Anioł, towarzyszący jej przez pięćdziesiąt sześć lat na drodze życiowej, duszę jej do tronu Boga samego, który włożył na jej skronie koronę sprawiedliwości, a Papież Paweł V wyniósł ją 1608 r. na ołtarze. Legenda pochodzi z książki „Prawidła życia chrześcijańskiego dla każdego wieku i stanu”, ks. Otto Bitschnau, z rozdziału „Stan młodzieńczy: Chrześcijanin w towarzystwie aniołów i świętych”
© 20002021 barbara Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved Strona nie zawiera cookies |