Spis legend
Legendy o świętych
|
Św. Izydor wieśniak i wyznawca Izydor urodził się w małem podówczas mieście Madrycie, obecnie stolicy Hiszpanii. Ojciec jego nie był ani ministrem, ani generałem, ani uczonym, lecz biednym wieśniakiem. Chłopiec wzrastał, ucząc się od rodziców życia chrześcijańskiego. Rodzice jego nie mieli środków, by mu dać wykształcenie szkolne, ale co mieli, co sami umieli, tego go uczyli: żywej wiary i gorącej miłości Boga. Módl się i pracuj, a Bóg ci dopomoże; tę zasadę własną starali się wszczepić i w jego młodociane serce. Zabierali go z sobą do kościoła na Mszę św., na kazania i nauki, a to co słyszał i widział w kościele, uzupełniali opowiadaniami z życia Pana Jezusa, Matki Boskiej i Świętych. Tak uczyli go się modlić. Zabierali go z sobą w pole, do pługa, do stajni i do zatrudnień gospodarskich. Tak uczyli go pracować. Podczas pracy pobożne wiedli rozmowy, modlili się do Boga o urodzaj dla swego pola, dziękowali Mu za dobre żniwa, ofiarowywali Mu swój pot i swe zmęczenie. Często śpiewała matka Izydora pobożną jakąś pieśń. W tej to szkole nauczył się Izydor religii chrześcijańskiej, Boskich prawd wiary i obyczajów i cenił je sobie wysoko; nauczył się udoskonalać i uświęcać pragnienia serca i pracę rąk swoich i ćwiczył się w umiłowaniu ubóstwa i przestawaniu na małem. Szedł on za radą Ducha Świętego: „Synu, od młodości twojej przyjmuj naukę, a najdziesz mądrość aż do sędziwości”. (Ekkl. 6, 18). Spełniło się też na nim zdanie: „Prawda ta się sprawdza wciąż: Jakie dziecko, – taki mąż!” Wyrósłszy na silnego młodzieńca, zgodził się Izydor za parobka u zamożnego mieszczanina Madryckiego i pracował uczciwie na kawałek chleba, zyskując sobie sławę wiernego i pilnego sługi. Trzymał się zawsze nauczonej od rodziców zasady: „Módl się i pracuj, a Bóg ci dopomoże”. Codziennie szedł rychło rano na Mszę św., a potem udawał się zaraz do pracy ciężkiej albo lekkiej w polu lub w domu, nigdy nie tracąc dobrego humoru; nigdy bowiem nie zabrał się do pracy, nie podniósłszy przedtem serca do Boga i nie poprosiwszy Go o łaskę, by mógł spełnić świętą Jego wolę. Gdy mu czasem pan jego powiedział: „Izydorze, dziś pewnie Msza św. długo trwała”, odpowiadał z uśmiechem: „Kochany panie, Msza św. nie zmudzi”, i tak też było rzeczywiście, wieczorem był pan jego z pracy, jaką mu przeznaczył, bardzo zadowolony. Po śmierci rodziców Izydor objął w zarząd gospodarstwo swego dotychczasowego pana i ożenił się z ubogą lecz skromną dziewicą, której cnoty przedtem był poznał. Żyli teraz oboje według zasady: „Módl się i pracuj”. Młodzi małżonkowie czuli się bardzo szczęśliwymi w swym stanie, a cieszyli się mianowicie z tego, że mogli teraz swobodniej oddawać się różnym praktykom religijnym. Co dzień rano szli do miasta, a wysłuchawszy tamże jednej lub więcej Mszy św., wracali do pracy, która im dziwnie szła od ręki. Lecz szatan zazdrości nie spał; pobudził on kilku sąsiadów Izydora, by poszli do pana i oskarżyli go, że zaniedbuje gospodarstwo, że jest leniwym do pracy, że przychodzi na pole, gdy słońce już wysoko na niebie stoi, i że wraca do domu, zanim słońce zajdzie; że jego pobożność jest tylko udaną a chodzenie do kościoła upiększaniem lenistwa. Pan zawołał do siebie Izydora i zganił go ostro: „Zawiodłeś me zaufanie, jakie w tobie pokładałem, nie spełniasz dobrze powierzonej ci pracy, marnujesz mój majątek. Wprawdzie dobrze jest modlić się, ale na to są niedziele i święta; jeżeli więc nie zmienisz twego postępowania, wówczas inaczej z tobą pomówię.” Izydor odrzekł na to spokojnie: „Panie kochany, prawdą jest, że chodzę z żoną codziennie do kościoła; lecz pracym nigdy nie zaniedbywał. Rodzice od najrańszej młodości wpoili we mnie zasadę: »Módl się i pracuj, a Bóg ci dopomoże« i tej zasady trzymać się będę aż do śmierci. Wpierw chcę się modlić, potem pracować. Lecz bynajmniej nie pragnę, by pan z mej winy miał ponieść jaką szkodę. Niech pan każe ludziom rozsądnym zbadać stan swego majątku, albo niech pan zaczeka do żniw. Gdy żniwa wypadną gorzej jak u sąsiadów, chętnie zapłacę wynikłą stąd szkodę.” Słowa te ułagodziły trochę pana; lecz mimo to postanowił zbadać dokładniej całą tę sprawę. Gdy więc Izydor wracał z żoną razu pewnego z kościoła, poszedł z daleka za nimi, obejrzał drogi, rowy i płoty swego gospodarstwa - i znalazł wszystko w porządku; poszedł na łąkę i zobaczył że bujną pokryta była trawą, drzewa owocowe oczyszczone były z mchu i dzikich pędów, potem rozejrzał się, gdzie Izydor pracuje, zobaczył go w końcu na polu orzącego - a przy nim dwóch młodzieńców, również orzących pługami, ciągnionymi przez białe woły. Zdziwiony tym widokiem, obszedł wkoło, by wejść niespodzianie na to pole; lecz oto: Izydor i jego żona byli sami przy pracy, a dwaj pomocnicy – znikli. Uprzejmie pozdrowił go pan: „Jak się masz, Izydorze? Jak widzę, pracujesz pilnie; lecz gdzież są dwaj pomocnicy, którzy przed chwilą z tobą razem orali?” Izydor odrzekł: „Wobec Boga, któremu służę, oświadczam, iż nie nająłem żadnych pomocników, ani ich na polu nie widziałem. Proszę jedynie Boga dobrego o pomoc i trzymam się mej zasady: »Módl się i pracuj, a Bóg ci dopomoże.«” Teraz przekonał się i pan jego o prawdziwości zdania, że Bóg zawsze tym pomaga, którzy Go proszą o błogosławieństwo i rzekł wzruszony: ,,Izydorze, nie bój się teraz żadnych oskarżeń, jestem z ciebie zadowolony a twoja zasada staje się i moją!” Miłość, rodząca się z łaski uświęcającej jest zawsze przyjacielską. „Już was nie będę zwał sługami, lecz nazwałem was przyjaciółmi” oświadcza Pan Jezus (Jan 15, 15). Chrześcijanin, kochający Boga, jest przyjacielem kochającego chrześcijanina. Taki chrześcijanin jest prawdziwym królem, idzie on drogą do Boga wśród szczęścia i wesela, otoczony książęcym orszakiem wszystkich cnót. Wskutek tej to przyjaźni z Bogiem był Izydor także przyjacielem wszystkich stworzeń, przyjacielem ubogich, z którymi dzielił się ostatnim kęsem chleba, dla których przez długie miesiące kopał studnię w pocie czoła, by zmęczeni pracą robotnicy polni i wędrowcy znaleźć mogli przy niej orzeźwienie. Był przyjacielem zwierząt, karmił je dobrze, oczyszczał starannie i obchodził się z niemi łagodnie. Gdy razu pewnego podczas ostrej zimy niósł miech zboża do młyna, a na drzewie ujrzał stado ptaków zgłodniałych i smutnych, odgarnął w jednem miejscu śnieg i wysypał dla nich dość znaczną część zboża na ziemię. Sąsiad jego śmiał się z tego marnotrawstwa, zboże bowiem było wówczas drogie. Lecz Izydor pouczył go po przyjacielsku: „Dobry Bóg troszczy się o wszystkie stworzenia; każe słońcu świecić na wszystkich ludzi; zsyła deszcz orzeźwiający na wszystko, co jest na ziemi: czyż więc my nie powinniśmy się okazać choć w drobnej części podobnymi Panu Bogu i rozsiewać wkoło nas szczęście, o ile to w naszej jest mocy?” Gdy zaś Izydor z resztą zboża przybył do młyna, był miech znowu pełny jak przedtem, a nawet tym razem więcej otrzymał mąki ze zboża jak zwykle. „Błogosławiony mąż, który zdzierżywa pokusę (znosi utrapienia), bo gdy będzie doświadczony, weźmie koronę żywota, którą obiecał Bóg tym, którzy Go miłują” (Jak. l, 12). Ciężka pokusa miała uderzyć znowu na Izydora. Chętnie pozwalał on żonie, by codziennie chodziła do kapliczki Matki Boskiej, stojącej po drugiej stronie rzeczki Ramara, i tamże ku czci Matki Bożej, a jej świętej Patronki, zapalała lampkę. Lecz oto znowu ten sam szatan, który już pierwszym rodzicom w raju zazdrościł ich szczęścia i pokoju i kłamstwami w bezbrzeżne wtrącił nieszczęście, i teraz zazdrosnem patrzał okiem na zgodę i miłość wzajemną Izydora i jego małżonki Maryi. Za jego poduszczeniem udała się pewna stara kobieta do Izydora, a udając współczucie rzekła doń: ,,Kochany sąsiedzie, żal mi ciebie, nieszczęście zupełnie niezawinione stoi u drzwi domu twego; uważaj i zamknij przed czasem drzwi. Żona twoja jest dobrą gospodynią, ale wychodzi za często z domu i - lecz nie mogę ci tego powiedzieć - lecz nie, powiem ci, jestem przekonana, że czyni to więcej z miłości ku pewnemu pięknemu pasterzowi, jak z miłości ku Matce Bożej.” Izydor, będąc przekonanym o cnocie i wierności swej żony, pożegnał się chłodno z oszczerczynią. Wkrótce potem przybyła druga jeszcze i trzecia niewiasta do Izydora z tem samem oskarżeniem: „Usuń przecie już raz owo straszne zgorszenie, jakie daje twoja żona, chodząc do owego pasterza; gorszy ona całą wieś i ściąga karę Bożą na nasze pola”. Izydor milczał, a oszczerczynie radowały się szatańsko, że zadały sercu jego głęboką ranę. Lecz Izydor postanowił sam rzecz całą zbadać, zanim miał powiedzieć o tem żonie. Po nocy, podczas której deszcz padał nieustanny, ukrył się nad brzegiem wezbranej rzeczki, by zobaczyć, dokąd też pójdzie jego żona. Niedługo czekał, bo oto ujrzał, jak przyszła do rzeczki, a widząc, że nie może przejść jej w bród, położyła wierzchnie swe odzienie na wodę, uczyniła znak Krzyża świętego i przepłynęła na drugą stronę do kapliczki, pomodliła się tamże i takim samym sposobem powróciła znowu do domu. Izydor widział dosyć, a podziękowawszy na kolanach Bogu i Matce Najświętszej za tę pociechę, wrócił uradowany do domu, lecz nigdy nie wspomniał ani słówkiem przed żoną o tem, co się stało. Stosując się przez całe życie do zasady: „Módl się i pracuj”, szedł Izydor piękną drogą miłości Boga i bliźniego, ciesząc się szczęściem i pokojem, aż w r. 1130 oddał spracowane swe ciało ziemi, a duszę uświęconą w ręce Boga dobrego. Skromnego grobu jego nie ozdobił pyszny pomnik marmurowy, lecz wstawiły go liczne cuda, jakich doznawali chorzy i uciśnieni. Po czterdziestu latach złożono jego ciało nic nie zepsute i wydające woń dziwnie przyjemną, do trumny, która kosztowała 1600 dukatów złotych i umieszczono je uroczyście w kościele. Papież Aleksander VII wpisał go w r. 1622 w poczet Świętych, a Madryt, stolica i rezydencja królów hiszpańskich czci i dziś jeszcze w tym wieśniaku najpotężniejszego swego Patrona. Żona jego umarła w dziesięć lat po jego śmierci, a papież Innocenty XII ogłosił i ją w r. 1697 Świętą! Legenda pochodzi z książki „Prawidła życia chrześcijańskiego dla każdego wieku i stanu”, ks. Otto Bitschnau, z rozdziału „Chrześcijański stan małżeński: Potęga wychowania”
© 20002021 barbara Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved Strona nie zawiera cookies |