Spis legend

Logo serwisu Biblia


Nakarm głodne dziecko - wejdź na stronę www.Pajacyk.pl
















Legendy o świętych



Św. Maurus opat benedyktyn


Wiara silna, wola i pragnienie wytrwałe służenia tylko Bogu otoczyły skronie św. Maura nieśmiertelnym wieńcem szczęścia i chwały, a cała ludzkość czci go jako wielkiego swego dobroczyńcę.

Ojciec jego, Eutychiusz, piastujący w Rzymie godność senatorską, oddał w r. 522 dwunastoletniego syna swego sławnemu zakonodawcy Benedyktowi na górze Monte Casino na wychowanie i wykształcenie umysłowe i moralne.

Wprawnej ręce świętego mistrza udało się doskonale wyrwać korzenie wszelkiego złego z serca żywego i uzdolnionego ucznia, a natomiast zaszczepić w nim cnoty zaparcia się siebie, gorliwości w modlitwie, chętnego posłuszeństwa i młodzieńczej powagi. Po niewielu latach był Maurus wiernem odbiciem duchownego swego ojca. Czujnie pilnował nad zmysłami i poruszeniami ciała i nad skłonnościami i pragnieniami duszy; pokarmu i napoju używał umiarkowanie i tyle tylko, ile potrzebował do utrzymania zdrowia i życia; lecz nigdy nie rozkoszował się jedzeniem lub piciem. Drogiego czasu nigdy nie tracił na marne; sypiał parę zaledwie godzin. Milczenie tak niemiłe młodzieży lekkomyślnej zachowywał z dziwną ścisłością i otwierał ostrożnie usta tylko wtedy, gdy tego obowiązek albo miłość Boga lub bliźniego wymagały. Praca, modlitwa i czytanie pism świętych były szczęściem jego życia i środkami dobrymi do osiągnięcia celu przeznaczenia.

Pewnego dnia gorącego w lecie posłał Benedykt chłopca Placyda, kolegę Maura do niedalekiego jeziora po wodę. Ten pośpieszył ochotnie, by wypełnić polecenie i przekonał się, że woda nad brzegiem jest ciepła i przyjemna, dlatego wszedł kilka kroków w jezioro; lecz naraz utracił grunt pod nogami a bałwan porwał nie umiejącego pływać chłopca daleko na jezioro. Czujne oko Benedykta spostrzegło zaraz grożące niebezpieczeństwo; dlatego rozkazał tenże Maurowi: ,,Prędko, ratuj biednego Placyda, wyciągnij go z wody.” Maurus klęka natychmiast przed swym nauczycielem, prosząc go o błogosławieństwo, i śpieszy do jeziora, mierząc okiem oddalenie towarzysza tonącego od brzegu, nie zważa wcale na głębokość wody, myśląc jedynie o rozkazie swego mistrza i o ratunku kolegi. Idzie po falującej powierzchni jeziora, jak gdyby miał twardy grunt pod nogami, chwyta tonącego za ramię i zanosi go na brzeg. Gdy Maurus wyratowanego Placyda oddał ucieszonemu Benedyktowi, uświetnił Bóg ten cud posłuszeństwa nowym cudem pokory. Powstał bowiem między uczniem Maurem a mistrzem Benedyktem pobożny spór, któremu z nich zawdzięcza nieostrożny Placyd uratowanie życia? Benedykt twierdził, że cudowne wyratowanie Placyda jest nagrodą, jaką Bóg dał Maurowi za jego ochotne posłuszeństwo; natomiast Maurus twierdził, że cudowne zachowanie przy życiu Placyda jest owocem błogosławieństwa, jakiego mu udzielił mistrz swą modlitwą i ufnością w Bogu. Spór ten rozstrzygnął sławny teolog i Biskup Bossuet stanowczo tym pięknym wyrokiem: „Obaj mają zupełną słuszność; bo posłuszeństwo okazane otrzymuje od Boga łaskę, wieńczącą pomyślnym skutkiem posłuszeństwo.”

Sława świętości Benedykta jako też licznych jego uczniów z powodu gruntownej ich wiedzy i pobożności rozbrzmiewała daleko poza granicami Włoch. Książęta i Biskupi prosili sławnego męża Bożego z samotnej góry Monte Casino, by im przysłał zdolnych uczniów do ich krajów i dyecezyi. Jednym z tych proszących był Innocenty, pobożny Biskup z Mans we Francyi. Benedykt posłał mu ulubionego swego ucznia Maura, który z czterema braćmi udał się do Francyi, by tam zakładać szkoły klasztorne, te rozsadniki żywej wiary chrześcijańskiej i czynnej miłości Boga i bliźniego.

Otrzymawszy błogosławieństwo ukochanego mistrza i pożegnawszy się ze swymi współbraćmi opuścił Maurus ojczyznę i udał się w drogę daleką i mozolną do Francyi niosąc w ręku księgę Ewangelii św. i regułę zakonną napisaną pod wpływem Ducha św. Gdy z czterema towarzyszami swymi przybył w styczniu r. 543 do Mans, Biskup Innocenty spoczywał już w grobie, a następca jego na stolicy biskupiej nie chciał nic słyszeć o założeniu klasztoru w jego dyecezyi, a tem mniej przyłożyć ręki do zbożnego tego dzieła. Biedni misyonarze znaleźli się w przykrem nad wyraz położeniu; smutek osiadł na ich czołach, przyszłość wydała im się czarną i beznadziejną, a tęsknota za klasztorem Monte Kasyńskim obudziła się w ich sercach; tylko Maurus zachował spokój serca i przytomność zupełną umysłu. Przemówił do towarzyszy spokojnie, lecz stanowczo, pocieszył ich i pouczył, że posłuszeństwo, które ich zawiodło do Mans, nie tylko nic nie utraciło na wartości i zasłudze niespodziewaną przeszkodą lecz przeciwnie zyskało bardzo wiele; przyrzekł im na pewno, że Ojciec niebieski rychło przeszkody usunie i dopomoże im do spełnienia danego polecenia. I tak się też stało

Opatrzność Boska czuwała po ojcowsku nad misyonarzami, wydalonymi z dyecezyi Mans. Florus, wysoki urzędnik i przyjaciel króla Teodeberta, zainteresował się planem i celem ich podróży, podarował im w swych dobrach, leżących w dyecezyi Angers, znaczny kawał ziemi, dopomógł im wybudować klasztor Glanfeuil, który w krótkim czasie stał się sławnym i oddał im własnego syna na wychowanie; a co więcej piękny porządek dzienny w nowym klasztorze, zadowolenie i szczęście zakonników i zamiłowanie do pracy tak mu się spodobały, że sam prosił o przyjęcie go do zakonu. Król niechętnie tylko uwolnił wiernego przyjaciela i urzędnika swego ze służby i przybył sam z całym dworem na uroczystość, podczas której Florus, odziany w szorstki habit zakonny zbliżył się do ołtarza i silnym głosem złożył uroczyste śluby zakonne. Król Teodebert głęboko wzruszony tym widokiem, poznał jasno ogromną różnicę między życiem światowem a prawdziwą pobożnością i ukląkł sam przed czcigodnym Maurusem, mówiąc: „O gdybym i ja także mógł zostać twym synem duchownym! Proszę cię, zapisz przynajmniej moje nazwisko w spisie nazwisk twych braci, bym i ja także miał udział w waszych modlitwach!” Potem obdarzył hojnie pobożne to zgromadzenie.

Bohaterski przykład wyrzeczenia się świata i naśladowania ukrzyżowanego Jezusa, jaki dał Florus, wywołał wszędzie ogromne zdumienie; imię ,,Maurus” stało się w całym kraju najsławniejsze i nowy jego klasztor ceniono i podziwiano coraz więcej. Synowie najznakomitszych rodzin opuszczali ojca i matkę, braci i siostry, dobra i majątki tego świata, a śpieszyli do Opata Maurusa, by w jego zakonie i pod jego ojcowskiem kierownictwem pójść za ubogim Jezusem i od Niego za tę ofiarę otrzymać setną nagrodę i zabezpieczyć sobie zbawienie wieczne. Maleńkie ziarnko gorczyczne, które Maurus zasiał na roli Florusa, wyrosło wkrótce na wielkie drzewo, które swe konary rozpostarło nad szczęśliwemi zgromadzeniami religijnemi. I jak do miejsca cudownego pielgrzymowały rzesze wielkie pątników do Glanfeuil, by tam szukać sprawiedliwości Bożej, której łaknęli i pragnęli i by tam znaleźć pocieszenie w smutkach i krzyżach ziemskich. Niezliczonym chorym, cierpiącym i strapionym otarł Maurus łzy boleści i smutku skutecznem swem wstawiennictwem u Boga, a naukami i dobrocią wlał w serca maluczkich, bezradnych i zaniepokojonych w sumieniu pociechę i spokój. Tak pracował niezmordowanie przez 38 lat w dzień i w nocy wybrany ten sługa Boży dla szczęścia doczesnego i wiecznego bliźnich i rozszerzenia Królestwa Bożego na ziemi, aż w końcu ciężar starości i wyczerpanie sił zwiastowały mu zbliżanie się śmierci. Ochotnie poddał się jej, złożył zarząd klasztoru w młodsze, silniejsze ręce i z dwoma towarzyszami udał się do maleńkiej celki w pobliżu kościoła św. Marcina, by się przygotować dobrze na drogę do wieczności. Pouczający i wzruszający był to widok nie tylko dla synów jego duchownych lecz także dla współczesnych i czcicieli jego, gdy ujrzeli jak czcigodny ten starzec, który od zarania młodości zawsze i wszędzie ćwiczył się niezmordowanie w cnocie posłuszeństwa, poddania rozumu i woli swej woli Najwyższego, który z całem poświęceniem wykonywał dwa najważniejsze i najpiękniejsze przykazania miłości Boga i bliźniego i który zebrał sobie skarb wielki łask i dobrych uczynków – jak ten starzec bał się jeszcze owego wielkiego i straszliwego dnia, w którym zdać będzie musiał Sędziemu sprawiedliwemu rachunek z powierzonych mu talentów, łask otrzymanych i spełnionych uczynków.

Dwa i pół roku żył jeszcze Maurus z dala od zgiełku świata w tem zaciszu, o którem mówi św. Bernard: ,,O szczęśliwa samotności, o samotna szczęśliwości!” aż wkońcu dnia 15-go stycznia 584 roku otrzymał wezwanie: „Sługo dobry i wierny! Gdyżeś nad małem był wiernym, nad wielem cię postanowię; wnijdź do wesela Pana twojego.” (Mat 25, 21).


Legenda pochodzi z książki „Prawidła życia chrześcijańskiego dla każdego wieku i stanu”, ks. Otto Bitschnau, z rozdziału „Stan młodzieńczy: Cnota posłuszeństwa”


© 2000–2021 barbara     Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved     Strona nie zawiera cookies