Spis legend

Logo serwisu Biblia


Nakarm głodne dziecko - wejdź na stronę www.Pajacyk.pl
















Legendy o świętych



Cuda św. Bazylego


Bazyli był wielce czcigodnym biskupem i znakomitym uczonym. Życie jego opisał biskup Ikonium, Amfilochius, a pewien pustelnik, imieniem Efrem, miał widzenie, w którym ujrzał całą wielkość jego świętości. Pewnego razu bowiem ów Efrem popadłszy w zachwycenie ujrzał słup ognia sięgający wierzchołkiem aż do nieba i usłyszał głos, mówiący: Bazyli jest tak wielki, jak ów słup ognia, który widzisz. Udał się więc do miasta w dniu Objawienia, aby ujrzeć tak wielkiego męża. Gdy zaś ujrzał go odzianego w białą kapę i kroczącego dostojnie w otoczeniu kapłanów, rzekł sobie: Widzę, że na próżno się trudziłem. Ten człowiek otoczony takimi honorami, żadną miarą nie może być taki, za jakiego go uważałem. My, którzy dźwigamy ciężar i spiekotę dnia, nie osiągnęliśmy takiej doskonałości, a on wśród takich zaszczytów i tłumu miałby być podobny do słupa ognia? Bardzo mnie to dziwi. Tymczasem Bazyli poznawszy w duchu jego myśli, kazał sprowadzić go do siebie. A Efrem, skoro wszedł, ujrzał w ustach Bazylego, gdy przemawiał, język ognisty, więc rzekł: Zaiste wielki jest Bazyli, jest jak słup ognia, Duch Święty przemawia przez jego usta! A później dodał: Błagam cię, panie, spraw, abym mógł mówić po grecku. Na to Bazyli: Trudnej rzeczy żądasz. Pomodlił się jednak za niego i natychmiast Efrem począł mówić po grecku.

Pewien inny pustelnik ujrzawszy raz Bazylego kroczącego w szatach pontyfikalnych uczuł pogardę dlań i w myślach potępił go sądząc, że nazbyt lubuje się w takim przepychu. Wtedy nagle usłyszał głos mówiący do niego: Ty więcej przyjemności znajdujesz głaszcząc ogon twego kota, niźli Bazyli w całym swym przepychu.

Cesarz Walens, który sprzyjał arianom, oddał im pewien kościół, odebrany katolikom. Wtedy Bazyli rzekł mu: Cesarzu, napisane jest, że godność królewska miłuje sąd, a także, że sąd króla jest sprawiedliwy. Dlaczego więc kazałeś wyrzucić katolików z ich kościoła i oddałeś go arianom? Na to on odparł: Znów uciekasz się do zniewag, Bazyli? Nie przystoi ci to. Przystoi mi nawet umrzeć za sprawiedliwość - odrzekł Bazyli. Wtedy kuchmistrz cesarski, imieniem Demostenes, również zwolennik arian, odezwał się w ich obronie, lecz mówiąc popełnił błąd językowy, a Bazyli rzekł: Twoją rzeczą jest myśleć o przyprawach dla króla, a nie - przyprawiać dogmaty Boskie. A on od razu zamilkł zawstydzony. Rzekł tedy cesarz: Idź, Bazyli, i rozsądź ich, lecz nie kieruj się zbytnio nastrojami ludu. Wyszedł więc Bazyli i oznajmił katolikom i arianom, że drzwi kościoła zostaną teraz zamknięte i obie strony nałożą na nie swoje pieczęcie. Następnie wszyscy będą się modlić, a czyja modlitwa sprawi, że drzwi otworzą się, do tego należeć będzie kościół. Wszyscy zgodzili się na to. Arianie więc modlili się przez trzy dni i trzy noce, lecz gdy podeszli do drzwi kościoła, pozostały one zamknięte. Wówczas św. Bazyli przybył w procesji przed kościół i odmówiwszy modlitwę lekkim uderzeniem pastorału dotknął drzwi mówiąc: Rozwierajcie, książęta, bramy wasze i otwórzcie się, bramy wiekuiste. I natychmiast drzwi otworzyły się, wchodzący gorąco podziękowali Bogu, a kościół zwrócony został katolikom.

Czytamy w Historii trójdzielnej, że cesarz czynił wówczas Bazylemu niezliczone obietnice, aby tylko go sobie pozyskać. Lecz on rzekł: Tylko dzieciom mogłoby to odpowiadać, bo ci, którzy już karmili się słowem Bożym, nie zniosą tego, aby choć jedna sylaba z Boskich dogmatów została zmieniona. Wówczas cesarz oburzony na niego za te słowa chciał podpisać wyrok skazujący go na wygnanie, lecz pióro złamało mu się w ręce trzykrotnie. Na koniec takie drżenie ogarnęło jego ręce, że z wielkim niezadowoleniem podarł kartę, na której miał pisać.

Pewien czcigodny mąż, imieniem Heradius, miał jedyną córkę, którą pragnął poświęcić Bogu. Za sprawą jednak diabła, tego wroga ludzkości, jeden ze sług owego Heradiusa zapłonął wielką miłością do dziewczyny. Widząc zaś, że jest rzeczą niemożliwą, aby on, sługa, mógł wejść w związki z dziewczyną tak szlachetnego rodu, udał się do czarownika i obiecał mu dać wielką sumę pieniędzy, jeśli zechce mu pomóc. Czarownik zaś odparł: Nie mogę tego dokonać, ale jeśli chcesz, poślę cię do diabła, mego pana; gdy zrobisz to, co on ci każe, spełni twoje życzenie. Na to młodzieniec odparł: Uczynię wszystko, co mi radzisz. Napisał więc czarownik list do diabła i posłał go przez owego młodzieńca. Napisał zaś tak: Wiem, panie mój, jak potrzebną jest rzeczą, abym szybko i gorliwie odciągał wszystkich chrześcijan od ich wiary, a czynił ich uległymi twojej woli, by w ten sposób z dnia na dzień wzrastała twoja potęga. Dlatego posyłam ci tego młodzieńca, bardzo zakochanego w takiej a takiej dziewczynie, i proszę, abyś spełnił jego pragnienie. W ten sposób i ja pozyskam większą sławę i tobie będę mógł innych przysyłać. Wręczając ten list młodzieńcowi rzekł: Idź, stań o północy na grobie poganina i wołaj szatanów, rzucając równocześnie tę kartkę w powietrze, a oni natychmiast zjawią się przy tobie.

Młodzieniec zatem poszedł i wezwał diabłów, a kartkę rzucił w powietrze. I natychmiast zjawił się książę ciemności w otoczeniu tłumu szatanów, a przeczytawszy list rzekł: Czy wierzysz mi, że spełnię twoje życzenie? Wierzę - odparł młodzieniec. Czy wyrzekasz się twego Chrystusa? - zapytał. Wyrzekam się - brzmiała odpowiedź. Wtedy diabeł rzekł: Wy, chrześcijanie, jesteście obłudni; ilekroć potrzebujecie mnie, przychodzicie do mnie, a gdy tylko wasze pragnienia spełnią się, natychmiast wyrzekacie się mnie i wracacie do waszego Chrystusa, a On, ponieważ jest nieskończenie miłosierny, przyjmuje was. Jeśli więc chcesz, abym spełnił twoją wolę, napisz mi własnoręcznie zobowiązanie, że wyrzekasz się Chrystusa, chrztu i wiary katolickiej, abyś był moim sługą i wraz ze mną był potępiony w dniu sądu. Młodzieniec nie zwlekając napisał własną ręką, że wyrzeka się Chrystusa i oddaje się na służbę diabłu. Wówczas diabeł wezwał duchy rozwiązłości i rozkazał im, aby udały się do tej dziewczyny i wznieciły w jej sercu miłość do owego młodzieńca. A skoro duchy wypełniły to polecenie, dziewczyna rzuciła się na ziemię i żałośnie wolała do ojca: Zmiłuj się, ojcze, zmiłuj się nade mną – tak wielka dręczy mnie miłość do naszego sługi. Zmiłuj się nad własnym dzieckiem! Okaż miłość ojcowską i pozwól mi poślubić chłopca, którego kocham i przez którego cierpię. Jeśli mi nie pozwolisz, to w twoich oczach odbiorę sobie życie i będziesz musiał w dniu sądu zdać rachunek za mnie. Ojciec zaś łkając mówił: O, ja nieszczęśliwy! Cóż to stało się mojej córce? Kto zrabował mi mój skarb, kto zgasił słodkie światło moich oczu? Ja chciałem ciebie poślubić niebiańskiemu Oblubieńcowi, sądziłem, że za twoją przyczyną i ja będę zbawiony, a tymczasem ty pozwoliłaś ogarnąć się szaleństwu zdrożnej miłości. Córko - zgódź się, abym cię oddał Panu, tak jak to postanowiłem. Nie sprawiaj, aby starość moja wśród bólu zeszła do grobu! Ona jednak wołała: Albo szybko spełnisz, ojcze, moją wolę, albo zabiję się w twoich oczach! Ponieważ zaś płakała gorzko i niemal już zmysły traciła, ojciec pogrążony w największej rozpaczy za radą krewnych spełnił wreszcie jej wolę i oddał ją owemu młodzieńcowi za żonę. Oddając jej zaś cały majątek powiedział: Idź więc, moja nieszczęśliwa córko.

Gdy młodzi zamieszkali razem, młodzieniec nie chodził nigdy do kościoła ani nawet nie czynił znaku krzyża i nie modlił się. Zauważyli to różni ludzie i mówili jego żonie: Czy wiesz, że mąż twój, ten, którego sama sobie wybrałaś, nie jest chrześcijaninem i nie chodzi do kościoła? Ona zaś usłyszawszy to bardzo się przeraziła, a rzuciwszy się na ziemię własnymi paznokciami szarpała swe ciało i biła się w piersi mówiąc: Ach, ja nieszczęśliwa, dlaczego nie umarłam zaraz po urodzeniu? Gdy zaś powtórzyła swemu mężowi to, co słyszała, on żadną miarą nie chciał się przyznać, lecz twierdził, że wszystko, co słyszała, jest kłamstwem. Wówczas ona rzekła: Uwierzę ci, jeśli jutro razem pójdziemy do kościoła. Wtedy młodzieniec widząc, że już dłużej nie zdoła zachować tajemnicy, opowiedział jej rzecz całą. Ona zaś zaniosła się płaczem i pobiegła do św. Bazylego, by opowiedzieć mu wszystko o sobie i swoim mężu.

Bazyli tedy wezwał do siebie młodzieńca, a usłyszawszy raz jeszcze od niego całą historię spytał: Czy chcesz, synu, wrócić do Boga? Oczywiście, że bym chciał - odpowiedział - lecz nie mogę, ponieważ oddałem się diabłu, wyrzekłem się Chrystusa, a to moje wyrzeczenie własnoręcznie napisałem i oddałem diabłu. O to się nie troszcz - rzekł Bazyli - Pan nasz jest miłosierny i przyjmie cię do siebie, jeśli będziesz żałował za swój grzech. Wziął młodzieńca za rękę, uczynił znak krzyża na jego czole, a następnie zamknął na trzy dni w samotności. Po trzech dniach odwiedził go i spytał: Jak się czujesz, synu? On zaś odpowiedział: Panie, jestem ogromnie wyczerpany, znieść już nie mogę ich krzyków, gwałtów i gróźb. Oni ciągle trzymają moje pismo i wołają: Ty sam przyszedłeś do nas, nie my do ciebie. Lecz św. Bazyli rzekł: Nie obawiaj się, synu, wierz tylko. Dał mu skromny posiłek, a później znowu uczyniwszy nad nim znak krzyża zamknął go, a sam modlił się za niego. Po kilku dniach odwiedził go znowu i spytał: Jak czujesz się, synu? Ojcze - odpowiedział - słyszę z daleka ich krzyki i groźby, lecz nie widzę ich już. Wtedy św. Bazyli znowu zostawił mu posiłek, pobłogosławił go i zamknąwszy go w jego celi, odszedł i modlił się za niego. Czterdziestego dnia zaś wrócił i spytał: Jak się czujesz? On zaś powiedział: Dobrze się czuję, święty sługo Boży, ponieważ dziś widziałem we śnie, jak walczyłeś za mnie i zwyciężyłeś diabła.

Wówczas św. Bazyli wyprowadził go, zwołał całe duchowieństwo, mnichów i lud i kazał wszystkim modlić się za niego. Następnie trzymając młodzieńca za rękę poprowadził go do kościoła. Wtedy diabeł przybył wraz z całym tłumem demonów, zbliżył się niepostrzeżenie do młodzieńca i usiłował wyrwać jego rękę z ręki św. Bazylego. Chłopiec tedy zawołał: Pomóż mi, mężu Boży! Szatan jednak z taką siłą nacierał na niego, że nawet św. Bazylego potrącił. On zaś rzekł do niego: Niegodziwcze, czy nie wystarcza ci to, że sam jesteś potępiony, i chcesz jeszcze skusić stworzenie Boga mojego? Diabeł na to odparł głośno, tak że wszyscy słyszeli: Krzywdzisz mnie, Bazyli! Wtedy wszyscy zawołali: Kyrie eleison, a Bazyli rzekł: Niech cię przeklnie Pan, diable. Na to on znowu: Krzywdzisz mnie, Bazyli. Nie ja do niego, ale on do mnie przyszedł, wyrzekł się swego Chrystusa i oddał się mnie. Oto mam w ręce jego własne pismo. Bazyli zaś rzekł: Nie przestaniemy modlić się, aż oddasz to pismo. I gdy święty wzniósł ręce ku niebu, na oczach wszystkich kartka spłynęła jak gdyby z przestworzy i spadła w jego dłonie. Bazyli zaś biorąc ją spytał młodzieńca: Czy poznajesz to pismo? On zaś odparł: To ja własnoręcznie napisałem. Wówczas święty podarł ów papier, a młodzieńca wprowadził do kościoła, przywrócił mu godność chrześcijanina, a wreszcie udzieliwszy mu stosownych rad i wskazówek, oddał go żonie.

Pewna kobieta, która popełniła wiele grzechów, spisała je na kartce papieru, przy czym najcięższy grzech wymieniła na końcu. Papier ten oddała św. Bazylemu prosząc, aby modlił się za nią i swoimi modlitwami zmazał jej winy. Św. Bazyli pomodlił się za nią, a gdy następnie pokazał jej ową kartkę, ujrzała, że wszystkie wypisane na niej grzechy zostały wymazane, oprócz tego najcięższego. Wówczas rzekła: Zmiłuj się nade mną, sługo Boży, i wyjednaj mi przebaczenie tego grzechu, jak już wyjednałeś przebaczenie innych. Na to św. Bazyli powiedział: Zostaw mnie, kobieto, ja również jestem grzesznym człowiekiem i tak jak ty potrzebuję przebaczenia. Gdy ona jednak nalegała, rzekł jej: Idź do świętego męża Efrema, on będzie mógł wyjednać dla ciebie to, czego żądasz. Odeszła tedy i udała się do Efrema, gdy jednak wyjawiła mu, dlaczego św. Bazyli przysłał ją do niego, on rzekł: Ja jestem grzesznym człowiekiem, córko, odejdź i wróć do Bazylego. Jeśli on za inne grzechy wybłagał dla ciebie przebaczenie, uzyska je i za ten grzech. Spiesz się jednak, abyś go jeszcze zastała przy życiu. Lecz oto właśnie, gdy przybyła do miasta, Bazylego niesiono do grobu. Wówczas uderzyła w krzyk i wołała: Niechże Bóg spojrzy i rozsądzi sprawę między tobą a mną! Dlaczego posłałeś mnie do innego, chociaż sam mogłeś przebłagać Boga za mnie? Mówiąc to rzuciła kartkę na mary, a gdy ją znowu podjęła i otworzyła, ujrzała, że ów grzech został również wymazany. Wtedy zarówno owa kobieta, jak i wszyscy, którzy przy tym byli, zanieśli modły dziękczynne do Boga. Przedtem jeszcze mąż Boży złożony chorobą, z której już nie miał powstać, wezwał do siebie pewnego Żyda imieniem Józef, nader doświadczonego lekarza. Mąż Boży kochał go bardzo, ponieważ wiedział, że nawróci go na wiarę katolicką. Otóż on dotknąwszy pulsu chorego poznał z jego rytmu, że śmierć stoi już na progu, i rzekł do służby: Przygotujcie wszystko do pogrzebu, on umrze zaraz. Słysząc to Bazyli powiedział: Nie wiesz, co mówisz. Wierz mi, panie - rzekł ów Józef na to - dzisiaj ze słońcem zajdzie słońce; a to znaczyło: i ty zgaśniesz dziś wraz ze słońcem. A co powiesz, jeśli nie umrę dzisiaj? - zapytał Bazyli. To niemożliwe, panie - odparł Józef. Na to Bazyli: A cóż uczynisz, jeśli będę żyć do jutra aż do godziny szóstej? Jeśli ty dożyjesz do tej godziny, to ja chyba umrę - rzekł Józef. Bazyli zaś na to: Istotnie umrzesz dla grzechu, lecz żyć będziesz dla Chrystusa. Rozumiem, co chcesz powiedzieć - rzekł Józef - jeśli więc dożyjesz tej godziny, uczynię to, czego pragniesz. I oto św. Bazyli, choć wedle praw natury powinien był już umrzeć, uprosił jednak u Boga zwłokę i żył do dnia następnego aż do godziny dziewiątej. Widząc to Józef, zdumiony tym cudem, uwierzył w Chrystusa. Św. Bazyli zaś pokonując słabość ciała mocą swego ducha podniósł się, wyszedł ze swej komnaty i udał się do kościoła, gdzie ochrzcił go własnymi rękoma. Później powrócił na swe łoże i natychmiast spokojnie oddał duszę Panu. Żył około roku Pańskiego 370.


Fragmenty ze „Złotej legendy” Jakuba de Voragine, „Legenda na dzień św. Bazylego”


© 2000–2021 barbara     Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved     Strona nie zawiera cookies