Spis legend

Logo serwisu Biblia


Nakarm głodne dziecko - wejdź na stronę www.Pajacyk.pl
















Legendy o świętych



Św. Ludwina dziewica


Ludwina urodziła się w roku 1380 w Schiedam w południowej Holandii z rodziców niezbyt zamożnych lecz bogobojnych i cnotliwych, którzy zajęli się gorliwie jej wychowaniem. Wychowana więc w szkole umartwienia i poniżenia i w czystej atmosferze gorącej miłości Bożej, wzrastała dobra dziecina w cnocie i latach i skromności, i nauczyła się rychło cenić sobie wysoko przestawanie na skromnym codziennym kawałku chleba, którego Ojciec niebieski w Swej mądrości i dobroci każdemu ze Swych dzieci w takiej ilości i jakości udziela, jaka dla jego dobra jest najkorzystniejsza. Siedmioletnia Ludwina okazywała już gorącą miłość i cześć do Matki Najświętszej Ile razy zanosiła starszemu rodzeństwu podwieczorek, śpieszyła wracając do kościoła parafialnego przed ołtarz Matki Boskiej, by uczcić tę łaskawą i słodką Dziewicę pozdrowieniem anielskiem, albo dziękować Jej za łaski lub Jej przedstawić z dziecięcą poufałością swe prośby i życzenia. Często prosiła Maryę, by obróciła na nią miłosierne Swe oczy i była jej życzliwą. Pobożna córka wzrastała na tak piękną dziewicę i tak ujmującą odznaczała się skromnością i zaletami duszy, że już w dwunastym roku życia stała się podziwianą ogólnie pięknością i kilku młodych ludzi rodzicom jej oświadczyło, iż pragnie na własny koszt dać jej wyższe wykształcenie i lepsze wychowanie w wyższym jakim zakładzie. Ludwina sprzeciwiała się stanowczo tej propozycji i błagała gorąco Boga, by zachował jej serce od wszelkiej miłości zmysłowej; chce bowiem Jemu Samemu czystem służyć sercem, czystą Go kochać miłością i Jemu się podobać. Prośbę jej i życzenie w tak dziwny spełnił Bóg sposób, że odtąd już żaden z młodzieńców jej się nie narzucał.

Ulubioną zimową zabawą ludową w Holandii jest bieganie na łyżwach i jeżdżenie na sankach; biorą w niem udział chętny także niewiasty i dziewczęta. W święto Matki Boskiej Oczyszczenia r. 1395 poszła Ludwina za pozwoleniem rodziców, by przypatrzeć się wesołym zabawom swych przyjaciółek na lodzie. Wtem jedna z nich wpadła na nią niespodzianie w szybkim pędzie z tak straszną siłą, że Ludwina upadła i złamała sobie żebro o krę lodową. Upadek ten był dla niej szczególniejszem zrządzeniem Bożem i łaską; sprowadził na nią trzydziestoośmioletnie straszne cierpienia, lecz był także źródłem niezmiernych pociech i nadzwyczajnej jej świętości. Rana zamieniła się z czasem w wewnętrzny wrzód, sprawiający jej straszne boleści. Sztuka lekarska okazała się wobec niego bezsilną. Dopiero po półtora roku otworzył się wrzód, wydzielając wielką bardzo ilość ropy; to ją tak osłabiło i wyniszczyło, że rzadko tylko na kilka godzin łóżko opuścić, na szczudłach się poruszać, a często na rękach i kolanach pełzać mogła. Wrzód się nie goił; owszem z roku na rok rozszerzał się coraz bardziej i boleści stawały się tak wielkie, że biedna Ludwina wiła się jak robak deptany i szalone odczuwała pragnienie. Gdy chciała je wodą zagasić, następowały zaraz straszne wymioty. Wnętrzności jej poczęły gnić, w dolnej części ciała zagnieździły się w dwóch miejscach robaki, prawe ramię gniło, a rękę zniszczyła róża aż do żył; mimo to, co dziwnem było, ropa, zgnilizna i robaki nie wydawały wcale nieprzyjemnego zapachu. Przez trzydzieści trzy lata leżała zawsze wznak, głową tylko i lewą ręką mogła poruszać. Potem dostała wodnej puchliny, która sprawiała jej przez 19 lat nieopisane męczarnie. A na domiar złego dręczyły ją straszne bóle głowy i zębów, że nieraz od zmysłów odchodziła. Od czoła aż do podbródka otworzyła się głęboka podłużna rana, że z trudnością tylko wymawiać mogła pojedyncze słowa. Skóra na jej szyi tak się zeschła i skurczyła, że często Komunii św. spożyć nie mogła, dusząc się prawie. Przez siedmnaście lat dręczyła ją febra odmienna, w której raz biła na nią straszna gorączka, drugi raz dotkliwe dręczyło ją zimno. Na prawe oko zaniewidziała zupełnie, a lewe bardzo było osłabione, tak że znieść nie mogła światła dziennego i w zupełnej przebywać musiała ciemności. Lecz największą boleść sprawiał jej kamień, który dorósł do wielkości gołębiego jaja.

Z powodu tych licznych i głębokich ran nie mogła Ludwina już od wielu lat leżeć w łóżku, lecz spoczywać musiała na słomie, plecy opierając o deskę. Dlatego w ostrej–nadzwyczaj zimie r. 1408 prawie zupełnie zamarzła, członki jej stały się ciemnoniebieskie, a łzy na powiekach zamieniły się w lód. I tak wspaniały ten kwiat tak pięknej niegdyś dziewicy zwiędł, stracił listek po listku i wysechł na straszny szkielet.

W pierwszych czterech latach choroby była Ludwina niecierpliwą; płakała wiele, narzekała i stawała się nieraz gwałtowną; pokładała całą nadzieję w lekarzach i w środkach leczniczych; później popadła w głuchą beznadziejną zadumę i żadnych nie przyjmowała pociech. Młoda uczennica w szkole krzyża nie chciała się początkowo zgodzić na to, by postępować dalej na drodze oczyszczenia i pragnęła gorąco być znowu zdrową i wesołą. Wtedy zbliżył się – od Boga posłany – mądry kapłan do biednej chorej i został jej spowiednikiem. Przemówił serdecznie i gorąco do rozpaczającej: „Ludwino! kogo Pan miłuje, karze: a biczuje każdego syna, którego przyjmuje” (Żyd. 12, 6). Spojrzyj na twego Jezusa na górze Oliwnej! Ma On 33 lata. Nie tylko jest On bez grzechu i Pomazańcem Ducha Świętego, lecz jest i niezmiernie bogaty we wszystkie zasługi i cnoty, bo jest ukochanym Synem Ojca niebieskiego; prosi On klęcząc i drżąc z bojaźni i smutku, przez trzy godziny: »Ojcze, jeżeli możliwe, weź ten kielich ode Mnie!” Ojciec Go nie wysłuchał i nie ubrał żadnej kropli z kielicha boleści; lecz za to, że Jezus posłusznie wypił go, dał Mu imię, które jest ponad wszystkie imiona, i przed którem wszelkie zgina się kolano«. Patrz na Maryę, twą Matkę! Otrzymała Ona pełnię łask, godność Jej największa, w cnoty jest najbogatsza i jest Matką boleści, Królową Męczenników. Stojąc na Kalwaryi z siedmioma mieczami w piersiach, woła: »O wy wszyscy, którzy idziecie przez drogę, obaczcie a przypatrzcie się, jeśli jest boleść jako boleść Moja!« (Treny l, 12); a błogosławioną zwią Ją wszystkie narody. Ludwino, bądź mężną, wymów za Twym Zbawicielem te słowa: »Ojcze, nie moja, ale Twoja wola niech się stanie!« Szukaj pociechy u Jezusa ukrzyżowanego, bo kazanie Jego z krzyża pełne jest mocy i mądrości Bożej i zbawia tych, którzy weń wierzą”. Biedna Ludwina poczęła, z początku niechętnie, z pomocą tego kapłana rozważać mękę Pana Jezusa. Po niejakimś czasie uczuła, że z ran Jezusowych spływa balsam pociechy kroplami do jej ran. Cudownie tem wzmocniona skupiła wszystkie siły swego ducha; smuciła się z Jezusem przy ostatniej wieczerzy, że jeden z Jego uczniów dla nędznych pieniędzy Go zdradzi; szła krok w krok za Jezusem na górę Oliwną, czuwała i modliła się z Nim pod drzewami oliwnemi w Ogrójcu; wchodziła ze związanym Jezusem w dom Annasza, podziwiając łagodność Jego, z jaką przyjął uderzenie w twarz od sługi; szła z Nim do sali Wysokiej Rady, słyszała miotane na Niego oszczerstwa i zadrżała, widząc, jak ci pierwsi dostojnicy Żydów pluli na Jezusa milczącego; stała obok słupa marmurowego, przy którym Jezus był biczowany, stała także przy owym kamieniu, na którym Pan Jezus siedząc odziany w czerwony płaszcz żołnierski, był cierniem ukoronowany, wyśmiany i wyszydzany i szła z Nim aż na Kalwaryę, by być obecną przy Jego ukrzyżowaniu. Rozmyślania te nagrodził jej Pan Jezus takiem oświeceniem jej ducha i taką chęcią cierpienia, że przyjmując już ochotnie straszne te cierpienia, mawiała: „Gdybym odmówieniem jednego »,Zdrowaś Maryo« mogła uprosić sobie zupełne zdrowie ciała, nie uczyniłabym tego”. Zamiast skarg słyszano teraz z jej ust słowa najgorętszego podziękowania Panu Bogu za cierpienia, jakie dręczyły jej ciało i serdeczne prośby, by pozwolił jej więcej jeszcze cierpieć. Chwaliła i wielbiła Pana za straszne oszczerstwa, jakie na nią miotano, a niewieście pewnej, która ją wyzywała, przeklinała, a nawet pluła na nią, wcisnęła za to podarek do ręki.

Pan Bóg pocieszał tę bohaterkę cierpliwości nadprzyrodzonemi łaskami: częstemi zachwyceniami do nieba, czyśćca, do świętych miejsc: Nazaretu, Betleemu, Jerozolimy... Często ukazywali się jej Pan Jezus, Matka Najświętsza, Anioł Stróż i pouczali ją o Boskich tajemnicach, tak iż biskupi i teolodzy wiedzę jej podziwiali. Sławiąc zawsze miłosierdzie Boże, wielu nawróciła grzeszników.

Razu pewnego upominała usilnie pewnego zamożnego pana, by bał się strasznego sądu Bożego i ratował swą duszę. Pan ów kpił sobie z tych obaw babskich (!). Lecz Ludwina nieustannie dawała mu delikatne upomnienia i czyniła uwagi, że konieczną dlań jest zmiana usposobienia i pojednanie się z Bogiem i prosiła go usilnie, by uczynił maleńką próbę pokuty, jaką w wieczności odbywać będzie musiał, a mianowicie, by przez jedną noc leżał w łóżku spokojnie na jednym boku. Biorąc to za żart, rozpoczął próbę, a uścieliwszy sobie wygodnie łóżko, położył się na jeden bok. Lecz wkrótce położenie to sprzykrzyło mu się, oka zmrużyć nie mógł, tak iż wszystkie wytężyć musiał siły, by położenia nie zmienić. Pot, jaki przy tem mocowaniu się ze sobą wylał, kazał mu się zapytać samego siebie: „Jak wielkie i długie bardzo, bo wieczne męki cierpieć i znosić będę musiał w ogniu, który zapali sprawiedliwość Boża, kiedy ja tu na miękkiem łożu ani jednej nocy spędzić nie mogę, chociaż położyłem się tak jak mi to było najwygodniej?...” Na drugi dzień począł zmieniać swe życie zupełnie.

Z pomiędzy licznych cudów, jakie Ludwina zdziałała, jeden szczególniej uwagi jest godny jako dowód miłości jej braterskiej. Brat jej Wilhelm umierając zostawił nieco długów, z których biedne jego dzieci uiścić się nie mogły. Ludwina sprzedała wszystko, co posiadała a zebrane pieniądze dała opiekunowi dzieci z prośbą, by tenże zaspokoił natychmiast wierzycieli jej brata, a tym sposobem wybawił duszę jego z czyśćca. Dobry Bóg pobłogosławił maleńką tę sumkę, tak że wystarczyła. Opiekun popłacił wszystkie długi jej brata a w końcu zostało więcej jeszcze pieniędzy jak było z początku. Dziękując za to Bogu serdecznie, chciała Ludwina pozostałe pieniądze rozdać między ubogich; ale chociaż hojne dawała jałmużny, woreczek jej nigdy się nie wypróżnił.

Dobry i mądry Bóg darował tej ciężko doświadczanej Męczennicy wiele lat życia, by na niej pokazać, jak potężny i błogi skutek łaska Jego wywiera na słabych i chorych. Nareszcie w pierwsze święto Wielkanocne r. 1433 usłyszała w zachwyceniu Aniołów i Świętych w Niebie śpiewających: „Zbawienie Bogu naszemu, który siedzi na stolicy i Barankowi” (Obj. 7, 10); i otrzymała objawienie, że za trzy dni i ona przyłączy się do tego śpiewu. I stało się to dnia 14 kwietnia. Po śmierci zniknęły wszystkie rany i wrzody, całe ciało było nieskalane i rajski wydawało zapach; oblicze jej jaśniało nadprzyrodzoną jakąś jasnością, a tłumy liczne ludzi, które odwiedzały jej zwłoki, zapewniały, że nie widziały nigdy jeszcze tak pięknej dziewicy. Wiele chorych odzyskało natychmiast zdrowie, dotykając się jej ciała.


Legenda pochodzi z książki „Prawidła życia chrześcijańskiego dla każdego wieku i stanu”, ks. Otto Bitschnau, z rozdziału „Stan chorych”


© 2000–2021 barbara     Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved     Strona nie zawiera cookies