Spis artykułów
Różne artykuły
Symbolika świąt Bożego Narodzenia
Apostołowie nie zapisali dla pamięci potomnych daty urodzin Jezusa. Być może nigdy Go o to nie zapytali?
W młodym, rozwijającym się Kościele przyszedł jednak moment, kiedy powstała potrzeba ustalenia tej daty. Od trzystu już lat świętowano przecież pamiątkę śmierci Zbawiciela. W 325 roku wyznaczono dzień Narodzenia Jezusa na dzień przesilenia zimowego, 25 grudnia.
W VI wieku wprowadzono do liturgii obchody Wigilii Bożego Narodzenia wraz z towarzyszącymi im obrzędami modlitwy, postu i czuwania, a także z przedświątecznym okresem adwentu. Samo słowo „wigilia” (z łac. vigiliare – czuwać, vigilia – straż nocna) nawiązuje do tradycji znanych ze Starego Testamentu, gdzie w przeddzień wszystkich świąt, także szabatu, czyniono przygotowania, aby w dniu świątecznym nie pracować. W Kościele słowo to odnosi się do dnia poprzedzającego każde święto, jednak swoje szczególne znaczenie ma 24 grudnia.
W 1223 r. św. Franciszek z Asyżu zorganizował pierwsze w historii przedstawienie żłóbka, od którego wzięła się potem cała tradycja szopki i jasełek. Bogata tradycja obchodów Świąt Bożego Narodzenia rozprzestrzeniła się po całej Europie i świecie.
W Polsce Boże Narodzenie, zwane także Godami, Godnymi lub Godnimi Świętami, Bożymi Godami, Świętymi Wieczorami, Koladką, Dwunastnicą, rozpoczyna wieczór wigilijny 24 grudnia, a kończy dzień Trzech Króli 6 stycznia.
W wielu dawnych kulturach 25 grudnia wyznaczał początek nowego roku i nowego cyklu wegetacyjnego. Wierzono, że dusze zmarłych przodków i krewnych mogą zapewnić dobre zbiory rolnikom oraz ochronić zwierzęta przed chorobami. Dlatego wiele zwyczajów świątecznych ma symbolikę zaduszną.
Przede wszystkim w nocy, kiedy rodzi się Zbawiciel, zawieszeniu ulegają prawa przyrody. W noc tę pod śniegiem zakwitają kwiaty, a w sadach drzewa owocowe, o północy zakwita kwiat paproci, woda w studniach i rzekach przemienia się w miód lub wino, albo nawet płynne złoto i srebro, a ziemia drży i otwiera się, ukazując ukryte w niej skarby. Wśród górali podhalańskich do dziś żywy jest zwyczaj obmywania się w wodzie zaczerpniętej z potoku w Wigilię o północy, jako że „wigilijna woda” miała mieć lecznicze i ochronne właściwości. Nawet kamienie podskakują z radości na powitanie Zbawiciela. Doświadczyć tych cudów mogli tylko ludzie niewinni i odważni. Tej nocy zwierzęta zyskują umiejętność mówienia ludzkim głosem, jednak lepiej ich nie słuchać, najczęściej bowiem przepowiadają komuś śmierć.
Porządki przed grudniowymi świętami zaczynano tradycyjnie już od św. Łucji, czyli od 13 grudnia. Tego dnia zaczynano przygotowywać też świąteczne potrawy, poczynając od tych, które mogły dłużej poleżeć.
W dzień wigilijny przystrajano dom i izbę, w której miała się odbyć wieczerza. Izby wyściełano świeżą słomą, co miało przypominać stajenkę. W kącie stawiano snop żyta, który miał stać do Nowego Roku, przyglądać się wszelkiemu dobrobytowi, wziąć go sobie do serca i wydać jeszcze obfitszy plon swoim gospodarzom, żeby przyszłe święta były jeszcze bogatsze. Na stole pod pięknie wybielony lniany obrus kładziono cienką warstwą siano, sypano ziarno i układano czerwone opłatki przeznaczone dla zwierząt. Ze słomy wyciągniętej z Bożonarodzeniowych snopków kręcono powrósła, którymi gospodarze po wieczerzy wigilijnej obwiązywali drzewa owocowe w sadzie, by nie marzły i lepiej rodziły. Z tych samych snopków robiono mniejsze wiązki i wtykano je w ziemię między zasiane oziminy, aby zboże lepiej rosło. Ozdabiano też domy gałęziami świerku, sosny lub jodły. Przybijano je do płotów, furtek, drzwi domów, wrót obór i stodół. Z południowej i południowo-zachodniej Polski pochodzi forma Bożonarodzeniowej dekoracji z najpiękniejszej rozwidlonej gałęzi drzew iglastych, z obręczy przetaka owiniętej jedliną lub z uplecionych ze słomy tarcz albo daszków – tzw. podłaźnik (inaczej podłaźniczka, sad, rajskie drzewko albo Boże drzewko, jutka, wiecha). Była ona ozdabiana przez gospodynię i dorosłe córki jabłkami, orzechami, ciastkami, papierowymi łańcuchami, krążkami z opłatka i zawieszana przez gospodarza nad wigilijnym stołem. Najczęściej ozdobiona także była dużym kolorowym „światem” z opłatka. Podłaźniczka miała zapewniać urodzaj, zdrowie i powodzenie, a dziewczętom na wydaniu szybkie zamążpójście i udane małżeństwo. Starano się, aby ozdoby te wisiały w izbie jak najdłużej, przynajmniej do święta Matki Boskiej Gromnicznej.
Każda z czynności dekoracyjnych była bardzo uroczysta, na przykład gospodarz, wnosząc do izby snopy zboża, składał życzenia „na szczęście”, „na urodzaj i dobrobyt”, „na to Boże Narodzenie – co by się wam darzyło, mnożyło”. Choinka, która przybyła do Polski z Niemiec na przełomie XVII i XVIII wieku, początkowo była ozdobą domów mieszczan pochodzenia niemieckiego, potem trafiła do salonów polskiego mieszczaństwa. Na wsi upowszechniła się dopiero w XX wieku. Pierwotnie ozdabiano ją tak jak podłaźniczki. Stopniowo zaczęto dodawać ozdoby wykonane własnoręcznie z kolorowego papieru, wydmuszek, piórek, słomy i innych łatwo dostępnych materiałów. Choinka symbolizuje nadzieję, długowieczność i ochronę przed złem. Odwzorowuje rajskie drzewo życia lub drzewo poznania. Gwiazda na czubku drzewka symbolizuje gwiazdę prowadzącą Trzech Mędrców. Jabłka symbolizują owoce z rajskiego drzewa, cukierki i pierniki – bogactwo i dobrobyt, a łańcuch może symbolizować węża, niewolę grzechu, lub zniewolenie Polaków za czasów zaborów. Ognie rozpalane w ten dzień – dzisiaj świeczki albo elektryczne lampki – były znakiem nowego życia; stanowiły też zaproszenie dla zmarłych bliskich.
Wierzono, że jak przebiegnie Wigilia, taki będzie cały rok. Dlatego w Wigilię należało wstać wcześnie, zrywając się szybko z łóżka, aby przez cały rok zachować energię i rześkość, umyć się w rzece lub strumieniu, albo w miednicy, na dno której kładziono srebrny pieniądz. Nie należało się kłaść w ciągu dnia, żeby nie chorować i aby w lecie nie położyło się zboże. Dobrze było coś od kogoś dostać, albo chociaż pożyczyć, natomiast nie wolno było niczego pożyczać sąsiadom, aby nie narażać się na utratę mienia. Mimo że w Wigilię obowiązuje ścisły post, dobrze było zjeść trochę chleba maczanego w miodzie lub posmarowany miodem opłatek i napić się wódki, aby w ciągu roku nie brakowało nikomu jadła i napitku. Należało też zachowywać się cicho, ponieważ gdzieś blisko mogły być dusze zmarłych: pod postacią zwierząt i ptaków, żebraków, pielgrzymów; mogły też pozostać niewidzialne. Dlatego zanim usiadło się na ławie lub stołku, należało nań dmuchnąć i przeprosić duszę, która mogła właśnie tam przysiąść. Nie wolno też było na przykład pluć, wylewać brudnej wody, prząść, szyć, rąbać drew, żeby nie urazić niewidzialnych dusz.
Przed kolacją wigilijną szykowano paszę dla zwierząt na dni świąteczne, drewno na opał, żeby nie wykonywać pracy w święta. Dzieci wyglądały na niebie pierwszej gwiazdki, która symbolizuje gwiazdę oznajmiającą Narodzenie Chrystusa. Kiedy ją zobaczyły, rozpoczynało się święto. Najpierw dzielono się opłatkiem, a potem zasiadano do kolacji, zwanej też w różnych regionach kraju postnikiem, pośnikiem, kutią, wilią, obiadem wigilijnym. Najlepiej, jeśli do stołu zasiadało 12 osób, czyli tyle, ilu było apostołów. Jednak zawsze musiała być parzysta liczba osób, gdyż inaczej ktoś z domowników mógł umrzeć w nadchodzącym roku. Zdarzało się często, że w razie braku zapraszano do stołu samotnego sąsiada, lub też jakaś dama udawała atak migreny, żeby nie łamać tradycji. Miejsca przy stole zajmowano według starszeństwa, aby również w takiej kolejności odchodzić z tego świata. Nie należało wstawać od stołu przed końcem wieczerzy, nie wolno też było odkładać łyżek na stół. Jeżeli ktoś musiał przerwać jedzenie, wówczas trzymał łyżkę w zębach. Należało spróbować wszystkich po kolei potraw wigilijnych, ponieważ ilu potraw się nie skosztuje, tyle przyjemności ominie człowieka w nadchodzącym roku. Potraw powinno być w niektórych regionach Polski 12 – według liczby apostołów, a w innych regionach koniecznie nieparzysta liczba, w zależności od zamożności domu: pięć, siedem lub więcej. Im więcej było potraw, tym obfitszy w dostatek i pomyślność miał być nadchodzący rok.
Potrawy przygotowywano z wszystkiego, co dawała ziemia ojczysta, oczywiście za wyjątkiem mięsa, czyli z ziaren zbóż, maku, miodu, orzechów, grzybów, grochu, fasoli, bobu, suszonych owoców, a w bogatszych domach również wielu gatunków ryb. Większość składników miała symboliczne znaczenie: na przykład ryby przypominają o nieśmiertelności wiary, a w symbolice ludowej są znakiem płodności i rodzącego się życia; zboża miały być źródłem życiodajnej mocy; miód miał zapewniać przychylność nadprzyrodzonych mocy i sił natury i osłodzić życie; groch miał chronić przed chorobami oraz zapewnić urodzaj i płodność, zwłaszcza w połączeniu z kapustą; potrawy z maku i z grzybów miały związek z kultem zadusznym – z maku, grzybów, miodu, ziaren zbóż, grochu, fasoli przyrządzano kiedyś jadło, które podawano na ucztach zadusznych albo zanoszono na groby zmarłych. Związek z tym kultem miało też pozostawianie wolnego miejsca przy stole oraz spożywanie kolacji wigilijnej w milczeniu i nastroju powagi.
Po skończonej wieczerzy opowiadano sobie różne straszne i dziwne opowieści, wróżono, śpiewano pastorałki i kolędy. Wróżyć można było ze wszystkiego: na przykład z wyglądu nieba – jeśli było gwiaździste, oznaczało urodzaj tego roku i dobre niesienie się kur, gdy niebo przykryte było chmurami, krowy miały dawać dużo mleka. Panny i kawalerowie wróżyli sobie z siana wyciąganego po kolacji spod obrusa: źdźbło zielone oznaczało niedaleki ślub, zwiędłe – jeszcze trzeba poczekać, łamiące się lub całkiem uschnięte – stan bezżenny. Starsi z siana lub obserwując swój cień na ścianie starali się poznać wróżbę dotyczącą ich zdrowia i długości życia. Dziewczęta liczyły kołki w płocie, mówiąc przy tym: „ten wdowiec, ten młodec (kawaler)”. Co wypadło na ostatni, taki miał być jej przyszły mąż. Popularna była wróżba z kutii – rzucano łyżką potrawy w sufit i jeśli się przylepiła, rok miał być płodny, a jeśli zaraz spadała, groził nieurodzaj i klęski żywiołowe.
Tak spędzano wieczór, a gdy zbliżała się północ, wybierano się do kościoła na pasterkę. W domu zostawali tylko niedołężni starcy i małe dzieci. Każdy starał się dotrzeć do kościoła jak najszybciej, ponieważ pierwsi mieli mieć zapewnione powodzenie we wszystkich pracach gospodarskich.
Pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia spędzano w gronie rodziny, nikt nie wybierał się nigdzie na przyjęcie. W niektórych regionach Polski w Boże Narodzenie jedzono z nieumytych po wieczerzy misek. Gospodyni tylko skórką chleba wygarniała resztki jadła dla drobiu. Naczyń nie myto z obawy, żeby w przyszłości miski nie były puste i czyste z braku jadła.
W drugi dzień świąt, poświęcony świętemu Szczepanowi, pierwszemu męczennikowi, wierni uczestniczyli w nabożeństwie, podczas którego kapłan święcił ziarno owsa (lub innego zboża), które dodawano później do ziarna przeznaczonego na siew „na dobry urodzaj i przeciw gradobiciu”. Zdarzało się, że podczas mszy sypano owies na księdza przy ołtarzu.
Po świętach pojawiali się kolędnicy, przebrani za różne zwierzęta: kozy, konie, niedźwiedzie, bociany. W niektórych regionach Polski odwiedzali domy kolędnicy dość kłopotliwi i uciążliwi: draby i dziady noworoczne, którzy często pozostawiali po sobie w chałupach wysypany popiół, rozlaną wodę, wymazane sadzą okna. Znoszono jednak te żarty cierpliwie, ponieważ składali życzenia, „żeby się darzyło, rodziło, kropiło, pszenica, jarzyca i żytko, i wszystko”.
© 20002021 barbara Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved Strona nie zawiera cookies