Spis artykułów
Różne artykuły
Dziękuję, że za mnie cierpiałeś
Panie Jezu, za każdym razem kiedy przychodzę do świątyni i patrzę na Ciebie ukrzyżowanego, na Twoją Twarz udręczoną, na Ciało wygięte bólem, nie mogę powstrzymać się przed rozważaniem Twojej Męki. Męki, którą przeżyłeś dla mnie i dla wszystkich ludzi.
Męka ta zaczęła się już w czwartkową noc w Ogrodzie Oliwnym, kiedy pociłeś się Krwią; od tego czasu nie dano Ci nic jeść ani pić, nie dano także spocząć – prowadzano na Twych zmęczonych, obolałych nogach tam i z powrotem po całej Jerozolimie. Bito Cię i szarpano, pluto Ci w twarz, wykrzykiwano bluźnierstwa. A Ty to wszystko znosiłeś z miłością.
Myślę o okrutnych rzymskich biczach raniących Twoje najdroższe Ciało w taki sposób, że wyrywały z niego kawałki aż do kości. W wyniku tego pobicia odbito ci płuca, zaczął się gromadzić płyn, powodujący duszności. Już tutaj zaczęła się Twoja agonia. Potem na krwawiące plecy zarzucono szyderczy płaszcz, który przykleił się zaraz do ran, rozrywając ciało podczas każdego Twojego ruchu.
Włożono Ci na głowę czepiec cierniowy. Jego długie kolce wbiły się w skórę w blisko 50 miejscach, uszkadzając nerwy. Ból nerwu to najstraszniejszy ból, jaki może czuć człowiek. Ta korona cierniowa zadała cierpienie, które prawie odebrało Ci przytomność. Już prawie nie zauważałeś, że bili Cię i znów pluli na Ciebie wyśmiewając Twój ból i Twoje cierpienie, szarpali i bili. Na koniec zerwali z pleców płaszcz, otwierając na nowo wszystkie rany, które zdążyły się już przykleić do materiału.
A potem ciężki krzyż na poranionych do kości ramionach. Nikogo nie obchodziło, że jest za ciężki, że od nowa rozranił rany po biczowaniu, że boleśnie obtarł Twoje poranione biczowaniem ramiona. Krzyczeli, żebyś szedł szybciej; chcieli mieć to już za sobą i zabawić się. Popychali Cię, aż ciężki krzyż przygniótł Cię do ziemi, miażdżąc kolano. Jeszcze jeden ból, jeszcze więcej cierpienia. Potem drugi upadek na zmiażdżone kolano – ach, jak mogłeś to, Jezu, wytrzymać? Ale próbowałeś jeszcze iść, ofiarowałeś się przecież za ludzi, także za tych, którzy zadawali Ci takie cierpienia. Powtarzałeś: „Wybacz im, Panie, bo nie wiedzą, co robią”. Trzeci upadek sprawił, że nie byłeś już w stanie się podnieść. Wtedy zawołali Szymona Cyrenejczyka, a Ciebie powlekli szybko, szybciej na Golgotę.
Spieszyli się. Szarpali Cię, nie zwracając uwagi na Twoje rany, na Twój ból. Przycisnęli poranione plecy do twardego, szorstkiego drewna krzyża. Przebili Twoje święte dłonie, znowu trafiając w nerwy. Nowy ból, promieniujący aż do kręgosłupa, rozszarpywał Twoje Ciało, usztywnił dłonie. Nie lepiej obeszli się z Twoimi stopami – tam też gwóźdź przeszył nerwy – ten ból przeszył całe Twoje nogi – aż do pasa. Jezu drogi, stałeś się jednym olbrzymim bólem. Jak udało Ci się go znieść?
Rozciągnięte i zgniecione wzbierającym płynem płuca błagały o łyk powietrza. To był odruch, kiedy uniosłeś się na przebitych rękach i nogach, żeby zaczerpnąć powietrza. Szarpnął Tobą ból tak straszny, że natychmiast opadłeś. Nie dało to ulgi; pod ciężarem bezwładnego ciała nowy ból szarpnął przebitymi dłońmi i stopami. A potem znowu duszność i znowu uniesienie się, i opadnięcie… I tak przez trzy długie godziny.
Jak udało Ci się w tym cierpieniu, w duszeniu się, odezwać do Twojego ucznia, do Twojej Matki? Skąd wziąłeś siły, żeby się modlić?
Jezu, Boże, przyszedł wreszcie moment, kiedy nie mogłeś już znieść tego bólu. I pękło Ci serce.
Tak bardzo mnie ukochałeś, zniosłeś to wszystko dla mnie. Dlaczego? Czy na to zasługuję? Jezu, dziękuję, że za mnie cierpiałeś.
© 20002021 barbara Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved Strona nie zawiera cookies