święty Andrzej Bobola („apostoł Polesia”) (30.11.1591–16.05.1657) |
16 maja |
Uwaga, tekst jest bardzo drastyczny.
Ród Bobolów to jeden z najstarszych rodów polskich. Już w XIII wieku spotykamy Bobolów na Śląsku, jednak około 1315 roku przeprowadzili się do Małopolski. Pieczętowali się herbem Leliwa. W XVI wieku Bobolowie należeli do średnio zamożnej szlachty.
W takiej to rodzinie między sierpniem a grudniem prawdopodobnie 30 listopada 1591 roku urodził się chłopiec, któremu na chrzcie dano imię Andrzej. Imion jego rodziców nie znamy: ojciec być może miał na imię Mikołaj, a bratem ojca był Andrzej, który wówczas piastował urząd podkomorzego koronnego na dworze króla Zygmunta III Wazy. Aczkolwiek Władysław Klejnowski w książce „Życie i męczeństwo błogosławionego Jędrzeja Boboli” z roku 1854 pisze, że ojciec Andrzeja miał na imię Krzysztof, a stryj – Sebastian. Miejscem urodzenia św. Andrzeja była Strachocina, nie znamy jednak jej usytuowania na mapie współczesnej Polski. Dotychczas uważano, że było to w Ziemi Sandomierskiej i tak też utrzymuje Władysław Klejnowski, tymczasem współczesne badania zdają się sugerować raczej Ziemię Sanocką.
Św. Andrzeja wywodził się z rodziny znanej i majętnej, ale to nie odwodziło go od nauki i pobożności, jak to czasem się zdarza, ale wręcz wzmagało jego piność, którą bardzo chwalili nauczyciele i wychowawcy chłopca. Po zakończeniu nauki domowej, kiedy skończył się beztroski czas dziecięcy, posłany został do szkoły w Sandomierzu. Tam pobożność jego tak się rozwinęła, że postanowił wstąpić do Towarzystwa Jezusowego. Zachęcił go do tego przykład stryja, który był właśnie w tym zakonie. Zresztą w rodzinie Bobolów miłość do tego towarzystwa panowała co najmniej od czasu, gdy pradziad Andrzeja, Jędrzej Bobola, zbudował dom dla jezuitów w Warszawie, w którym po śmierci w 1617 r. kazał się pochować. Zwiększył też dochody domów w Krośnie, Rydze i Wilnie, szczególnie, kiedy ten ostatni strawił pożar w 1610 roku. Wtedy Jędrzej Bobola pomógł odbudować strawione oogniem budynki. Innym dobroczyńcą zakonu jezuitów był Kasper Bobola, kanonik krakowski i sekretarz królewski, który wielkim staraniem i nakładem kosztów ozdobił kaplicę i kościół św. Ignacego w Krakowie, a razem ze swoim bratem Jakubem założyli konwikt w Sandomierzu. Tak więc około 1606 r. oddano 15-letniego Andrzeja na dalszą naukę do nowicjatu w Wilnie, gdzie jezuici posiadali głośną wówczas Akademię. Pośród umiejętności wyniesionych ze szkoły można wymienić sztukę wymowy i znajomość języka greckiego, które bardzo ułatwiły mu późniejszą działalność misyjną. Przez swoich słuchaczy i przełożonych uważany był za wybitnego mówcę.
Po zakończeniu nauki, 31 lipca 1611 r. Andrzej poprosił o przyjęcie do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Wilnie. Przełożeni twierdzili, że był ze wszystkich najskromniejszy, najbardziej posłuszny, najpobożniejszy i najbardziej umartwiał się, co sprawiało, że szybko postępował w urządzaniu życia według bojaźni Bożej i przepisów Ewangelii, co z kolei przełożyć się miało na zdobywaniu wielu dusz dla Boga.
Po dwóch latach próby, podczas której pozostawał pod opieką bardzo świątobliwego księdza Wawrzyńca Bartilio. 31 lipca 1613 r. złożył uroczyste śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, czyli niższe śluby zakonne z rąk biskupa sufragana wileńskiego Abrahama Wojny. Według reguł zakonu tego samego dnia przeniósł się do pobliskiego kolegium akademickiego przy kościele św. Jana, by rozpocząć studia wyższe. Nauczycielem nauk filozoficznych, które tam studiował, był ks. Jakub Marquart (Markwart), który potem został spowiednikiem Zygmunta III, Władysława IV, Jana Kazimierza i królewny Anny. Podziwiał on w Andrzeju bystrość w zgłębianiu trudnych nauk, dokładność w badaniach. 21 grudnia 1613 r. Andrzej otrzymał z rąk tego samego biskupa tonsurę i mniejsze święcenia akolity, egzorcysty, lektora i ostiariusza, dzięki czemu zdobył w Kościele stopień kleryka niższych święceń. W 1616 r. złożył egzamin z całokształtu nauk filozoficznych, czym zakończył studia wyższe.
Po złożonym egzaminie, ówczesnym zwyczajem Towarzystwa Jezusowego, wyznaczono Andrzeja do praktyki w pracy pedagogiczno-dydaktycznej. W Braniewie, stolicy Warmii, Andrzej pełnił przez pierwszy rok praktyki obowiązki nauczyciela klasy gramatyki, pod kierunkiem swego dotychczasowego profesora filozofii, Jakuba Markwarta, który został dyrektorem tejże szkoły. Kolegium w Braniewie było pierwszą szkołą jezuicką na ziemiach polskich. Założył je sam kardynał Hozjusz, cieszyło się więc wielką sławą; młodzież napływała do niej licznie. Z tego powodu praca Andrzeja była trudna i bardzo odpowiedzialna, przykładał się jednak do niej tak bardzo i osiągnął tak dobre wyniki, że przełożeni na następny rok postanowili wysłać go na stanowisko jeszcze bardziej zaszczytne, na którym mógłby zdziałać jeszcze więcej dobrego. W roku 1617 powierzono mu obowiązki nauczyciela trzeciej klasy w Pułtusku w jednej z największych szkół jezuickich, liczących nierzadko ponad 800 chłopców, i to z najpierwszych rodzin w Polsce.
Po dwuletniej pracy pedagogicznej prowincjał Niklewicz polecił Andrzejowi wrócić do Akademii wileńskiej celem dokończenia studiów teologicznych. Uczył się tam znowu pod kierunkiem księdza Markwarta oraz Jakuba Gliżewskiego. Przy składaniu egzaminów po kolejnych latach nauki egzaminatorzy niejednakowo oceniali Andrzeja. Za każdym razem część z nich oceniała wyniki Andrzeja jako bardzo dobre, a część zaledwie jako dobre, a jeden z nich nawet zarzucił mu niedbalstwo w nauce. Sytuacja powtórzyła się przy składaniu egzaminów końcowych (14 maja 1621): trzech profesorów uznało je za bardzo dobre, a dwóch tylko za dobre. Nie dopuszczono go jednak do publicznej obrony tez teologicznych w celu osiągnięcia licencjata teologii. Tylko jeden z profesorów głosował za umożliwieniem Andrzejowi zdobycia stopnia naukowego, czterech było przeciw. Tym samym kariera naukowa została przed Andrzejem zamknięta.
W tym czasie rodzina Andrzeja zaczęła czynić starania o przeniesienie go z prowincji litewskiej do prowincji polskiej. Zwrócili się do generała zakonu, Mutiusa Vitelleschiego, który wyraził na to zgodę, „…o ile temu nie stoi na przeszkodzie jakiś bardzo ważny powód…”. Jednak do tego przeniesienia nigdy nie doszło. Ponieważ nie są znane żadne przyczyny, które by je uniemożliwiły, można przypuszczać, że wyszło to od samego Andrzeja.
18 grudnia 1621 r. Andrzej otrzymał z rąk biskupa sufragana wileńskiego święcenia na subdiakona, a niedługo potem na diakona. Najbardziej upragniona chwila święceń kapłańskich zbiegła się z uroczystością kanonizacji św. Ignacego Loyoli, założyciela Towarzystwa Jezusowego, oraz świętych Teresy od Jezusa i Filipa Nereusza. Wspaniałe obchody w Rzymie i w Wilnie odbyły się 12 marca 1622 r.: biskup Eustachy Wołłowicz wyświęcił Andrzeja na kapłana.
Zbliżał się czas zakończenia studiów. Ostatni egzamin obejmował nie tylko odbywane obecnie studia teologiczne, ale także poprzednie studia filozoficzne. Od pomyślnego jego wyniku zależało przyznanie uczniowi stopnia naukowego, a także stanowiska w zakonie. Generał zakonu wyznaczył na ten egzamin czterech profesorów; ci zobowiązali się pod przysięgą, że będą sprawiedliwie oceniać wiedzę i odpowiedzi. Egzaminowi, który odbył się 26 lipca 1622 r., przewodniczył sam rektor, ojciec Jan Gruzewski. Niestety, wynik egzaminu okazał się fatalny: tylko jeden egzaminator uznał wiedzę Andrzeja za odpowiadającą wymaganiom, trzech pozostałych wydało opinię negatywną. W ten sposób studia św. Andrzeja Boboli zakończyły się niepowodzeniem.
Teraz dalsza droga zakonna przewidywała odbycie tzw. trzeciej probacji. Św. Ignacy Loyola przewidywał, że studia wymagające wielkiego nakładu wysiłku mogą nieco osłabiać dążenie do wyrobienia duchowego i doskonałości osobistej. Nakazał więc, że po skończeniu studiów każdy kapłan powinien odbyć trzecią probację, która podobna była do nowicjatu i służyła wejściu na drogę zupełnego i bezwzględnego zaparcia się siebie, wzrastaniu w cnotach, pogłębianiu duchowości. W celu odbycia tej próby udał się więc Andrzej do Nieświeża, gdzie 1 września 1622 r. rozpoczął ostatnie już przygotowanie do pracy duszpasterskiej. Ojciec Filip Frisius, który pełnił funkcję instruktora probanistów tak go ocenia: „O. Andrzej Bobola rozpoczął wraz z innymi próbę i dokończył jej. Znamionował go podczas niej zapał. Nie okazywał lenistwa, spełnił wszystkie przepisane próby: miesięczne ćwiczenia duchowne (rekolekcje) odprawił z dużym wysiłkiem duchowym i z korzyścią. W pracach, jakie mu wyznaczono w kuchni domowej, okazał piękną uległość, pozostawił też tam i zbudowanie. Do nauczania prostaczków katechizmu zabrał się ze średnim zapałem, natomiast misji ludowej udzielił z wielkim zadowoleniem słuchaczów. Wędrówkę dla uproszenia jałmużny odbył z całą gotowością, w pełni sił i ze zbudowaniem obcych. Nie dbał o wygody.” I dalej, zdaniem ojca Frisiusa, uwidocznił się u niego postęp duchowy, szczególnie w cnocie miłości bliźniego, w prostocie i otwartości, w zamiłowaniu ubóstwa i w przywiązaniu do ustaw zakonnych.
A jednak pozostały mu i dawne nawyki usposobienia: zapalność, wybuchy zniecierpliwienia, pewne przywiązanie do własnego zdania, niecałkowite jeszcze opanowanie strony uczuciowej. Był porywczy, zdarzało mu się łamać milczenie zakonne, zdradzał też brak równowagi i obojętności względem zarządzeń przełożonych.
Mimo tych pozostałości usposobienia świeckiego, szlacheckiego środowiska, pod koniec probacji rektor o Jan Alandus zaszczytnie wyróżnił cnotę i wyrobienie wewnętrzne Andrzeja. 22 lipca 1623 r. zakończyła się trzecia, ostatnia probacja.
Pierwszy rok po probacji Andrzej spędził w Nieświeżu jako rektor kościoła. W tym czasie jego staraniem odnowiono ściany kościoła i założono nowy dach. Praca apostolska przynosiła bardzo dobre efekty: w dokumentach wyczytać można m.in., że nawrócono na wiarę katolicką 10 osób z herezji, 34 schizmatyków i 20 ateistów. Oczywiście część zasługi należy tu przypisać św. Andrzejowi. Prócz tego pracował on jako misjonarz ludowy. Obchodził zaniedbane pod względem religijnym wioski ordynacji nieświeskiej, udzielając chrztów, ślubów, skłaniając ludzi do poprawy życia. Zdobył sobie już wtedy sławę kaznodziei, która dotarła aż do Warszawy. Pełnił też obowiązki prefekta bursy dla ubogiej młodzieży szlacheckiej w Nieświeżu.
Św. Andrzeja Bobolę w 1624 roku przeznaczono go do pracy w Wilnie, w kościele św. Kazimierza, gdzie w następnych latach pełnił wiele różnych obowiązków. W latach 1624–30 kierował Sodalicją Mariańską mieszczan wileńskich, przez cały czas był kaznodzieją i spowiednikiem, miewał popołudniowe wykłady Pisma św. I dogmatów, w latach 1626–28 administrował kościołem jako rektor kościoła, w latach 1628–30 był też doradcą prepozyta. Znany był nie tylko ze swojej pracy, ale też z wielkiej miłości do ubogich i potrzebujących. Wiedziano, że w każdej chwili dnia czy nocy, kiedy zostanie poproszony o pomoc, natychmiast przybędzie, a jeśli nie będzie mógł pomóc, to przynajmniej udzieli serdecznej duchowej pociechy. W czerwcu 1625 r. nawiedziła Wilno epidemia. Andrzej i kilku innych księży spieszyli z pomocą i pociechą religijną. W latach 1629–30 Wilno nawiedziła następna zaraza.
Św. Andrzej był ulubionym spowiednikiem, doradcą, ojcem i apostołem całego Wilna. Umiał możnych panów prowadzić drogą skromności i pokory ewangelicznej, umiał ujmować ubogich i prostych, tak że znając ich wady i przywary z każdej okoliczności potrafił tak skorzystać, aby karcąc występki nie oburzał i nie zrażał ich. Penitentów prowadził łagodnością, pełnym miłości upominaniem i nauką. Kiedy była potrzeba, potrafił jednak reagować z całą surowością, na jaką nieskruszony zasługiwał. Uczył nabożeństwa do Matki Najświętszej Był w Wilnie tak bardzo kochany, że kiedy proszono z Warszawy, aby Andrzeja tam wysłać, lud wileński i zarządca wileńskiego domu jezuickiego interweniowali u przełożonych, żeby pozostawiono go w Wilnie.
W 1626 r. z uwagi na wybitne zdolności kaznodziejskie i osobiste cnoty przełożeni postanowili dopuścić Andrzeja do najwyższej godności, jaką ma zakon: do uroczystej profesji czterech ślubów. Oznaczało to że oprócz zwykłych trzech ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa dochodził jeszcze czwarty ślub: specjalnego posłuszeństwa papieżowi co do misji oraz specjalnych ślubów zobowiązujących do zachowania w zakonie ubóstwa w pierwotnej jego doskonałości i do wymawiania się od przyjęcia godności duchownych w zakonie i poza zakonem. Jednak wiązały się z tym pewne problemy: do tej profesji wymagany był pozytywnie zdany egzamin ze studiów, którego jednak Andrzej nie miał. Prowincjał o Jamiołkowski pragnął jednak dla Andrzeja uroczystej profesji, dlatego zebrawszy opinie o Andrzeju prosił generała zakonu, Vitelleschiego, o dopuszczenie go do profesji mimo braku wymaganego egzaminu. Odpowiedź generała z 30 stycznia 1627 r. zalecała zaczekać z profesją i tymczasem obserwować uważnie Andrzeja. To jednak nie zadowoliło prowincjała. Próbował odwoływać się od tej decyzji, kładąc na szalę nie tylko zdolności kaznodziejskie Andrzeja i jego wielki wpływ na ludzi, ale także zasługi, jakie dla rozwoju zakonu miała rodzina Bobolów. Odpowiedź z Rzymu znów była negatywna: „…Wielebności Waszej nie pozostaje nic innego do czynienia, jak ze spokojnym sumieniem promować ks. Andrzeja Bobolę na ten stopień, jaki mu już poprzednio wyznaczyliśmy (tj. profesa trzech ślubów), chyba że odznacza się on naprawdę wybitnym talentem kaznodziejskim lub administracyjnym, który by brak wymaganej wiedzy zupełnie wyrównywał. (…)” Prowincjał nie zadowolił się tą odpowiedzią. Znów zebrał opinie o Andrzeju: o stopniu jego wykształcenia i zdolnościach kaznodziejskich i z odpowiednim komentarzem przesłał do Rzymu. Wśród tych opinii dwie, nie tając ujemnych cech usposobienia Andrzeja, zgodnie podkreślały jego bystry umysł, dobre wykształcenie, trzeźwość sądu, nadzwyczajne zdolności kaznodziejskie i wielki dobroczynny wpływ, jaki wywierał na ludzi. W liście z 27 maja 1628 r. generał Vitelleschi uznał informacje za niewystarczające i zażądał dokładnych wiadomości, w czym objawia się talent kaznodziejski Andrzeja, gdzie, jak długo i z jakim skutkiem głosił kazania, a także na temat jego zdolności administracyjnych. Prowincjał Jamiołkowski przesłał generałowi te informacje, a ten w odpowiedzi polecił wytknąć Andrzejowi jego błędy i ujemne cechy charakteru i zalecić mu pracę nad ich usunięciem. Jeśli na tym polu nastąpi poprawa, wówczas nastąpi ostateczna decyzja o dopuszczeniu go do profesji czterech ślubów.
Te błędy i ujemne cechy charakteru to wybuchowy temperament i choleryczne usposobienie św. Andrzeja. Na zewnątrz to usposobienie przejawiało się w pewnym uporze, z jakim trzymał się swojego zdania i w nagłych wybuchach niecierpliwości. To był jego krzyż, który mu ciążył aż do samej śmierci.
Z drugiej strony właśnie to choleryczne usposobienie było źródłem zalet św. Andrzeja. Już przełożony Andrzeja, instruktor Frisius z uznaniem podniósł zapał i chwalebny upór, z jakim Andrzej odbywał próby w czasie trzeciej probacji i z jakim pracował nad opanowaniem swoich ujemnych cech. Z tym samym prawdopodobnie zapałem i uporem pracował Andrzej jeszcze bardziej nad sobą po upomnieniu otrzymanym z Rzymu. Wnioskować o tym można nie ze źródeł, ale z faktu, że został wreszcie dopuszczony przez generała Viteleschiego do profesji czterech ślubów.
Uroczysta profesja odbyła się 2 czerwca 1630 roku w kościele św. Kazimierza w Wilnie. Po skończonej Mszy św. w zakrystii św. Andrzej złożył śluby dodatkowe, zobowiązując się do troski o zachowanie w zakonie ubóstwa w pierwotnej jego doskonałości, do wymawiania się od przyjęcia godności duchownych w zakonie i poza zakonem, w przypadku zaś, gdyby posłuszeństwo papieżowi zmusiło go do tego, przyrzekł zostać w ścisłych związkach z zakonem i we wszystkim zasięgać rady generała lub jego delegata. Następnie własnoręcznie spisał trzy egzemplarze, zawierające formułę złożonych ślubów.
W tamtych czasach kresy wschodnie były bodaj najbardziej opuszczonym i zaniedbanym, szczególnie pod względem religijnym, obszarem w Polsce. Całe wielkie przestrzenie otoczone rzekami, pokryte borami, były jakby odcięte od świata. Rzadko trafić można było na kościół czy na parafię, w której urzędował kapłan. Mimo że wielu dobroczyńców starało się zmienić ten stan, wojny, zarazy niweczyły szlachetne wysiłki. Niemal w samym sercu takich terenów, na Białej Rusi, nad rzeką Berezyną leżało miasto Bobrujsk. W tym czasie zamieszkiwane było przez ok. 30 tys. ludzi. W mieście były dwie cerkwie prawosławne i ani jednego kościoła. Piotr Tryzna, wojewoda parnawski, starał się zmienić ten stan. Wzniósł kościół parafialny i zabiegał o sprowadzenie do miasta jezuitów. Najpierw urządzono tam ruchome misje, a kiedy zaczęły przynosić pomyślne rezultaty, Piotr Tryzna wystawił jezuitom oddzielny dom. Fundację tę przejął prowincjał Jamiołkowski. Pierwszym jej superiorem (przełożonym) mianował o Andrzeja Bobolę, który udał się tam natychmiast po złożeniu profesji.
Nowa placówka wymagała właściwie dopiero urządzenia, rozbudowy, czyli wielu nakładów i pracy. Ojciec Andrzej poświęcając jej wszystkie siły zdobył zaufanie wojewody Piotra Tryzny, skutkiem czego zaczęły napływać darowizny od niego, od jego żony, a nawet od króla Władysława IV i królowej Cecylii Renaty. W ten sposób rezydencja zyskała pewne podstawy swojego istnienia. Na początku w placówce rezydowało pięciu księży i jeden brat zakonny.
Czasy były niespokojne. W sierpniu 1632 r. car Mikołaj, korzystając z bezkrólewia po śmierci Zygmunta III, wyprawił znaczne wojska przeciw Polsce w celu odzyskania ziem utraconych w pokoju dywilińskim w 1618 r. Na wiadomość o wojnie przełożeni kolegiów jezuickich w zagrożonych napaścią miastach postanowili wysłać księży w bezpieczniejsze okolice. W ten sposób i w Bobrujsku powiększył się stan liczebny placówki.
Opinia o św. Andrzeju, wydana w tym czasie przez jego przełożonego podkreśla jego zdolności, zdrowy rozsądek, roztropność i dobry stopień wykształcenia oraz wskazuje na zdatność Andrzeja do obcowania z ludźmi i wywierania na nich dodatniego wpływu.
Po trzech latach w Bobrujsku o Andrzej złożył urząd superiora i udał się do Płocka. Przez pewien czas był tam gościem, potem przez dwa lata kierował Kongregacją Mariańską. Co robił poza tym nie wiadomo. W 1636 r. został mu powierzony urząd kaznodziei w Warszawie.
W 1637 r. znalazł się z powrotem w Płocku z obowiązkiem kaznodziei i prefekta (dyrektora) nauk w kolegium. W 1638 r. przeniósł się do kolegium w Łomży, gdzie pozostał aż do lata 1642 r. Powierzono mu tam obowiązki doradcy rektora kolegium i kaznodziei, a poza tym piastował urząd dyrektora istniejącej przy kolegium szkoły humanistycznej i retoryki.
W lipcu 1642 r. św. Andrzej pojechał do Wilna na obrady kongregacji profesów i pozostał tam do końca tego lub początku następnego roku, kiedy to został przeniesiony do kolegium jezuickiego w Pińsku. Pełnił tam obowiązki kaznodziei, kierownika nauk i moderatora Sodalicji Mariańskiej ziemian z Pińszczyzny. W tym czasie kronika kolegium zanotowała ożywienie życia religijnego, wiele nawróceń schizmatyków i z prawosławia. Mała notatka w tej kronice wspomina też o wzmożonym kulcie Matki Najświętszej pod wpływem przemówień kaznodziei.
W czerwcu 1645 r. po śmierci generała Viteleschiego zebrała się w Pińsku kongregacja celem wyboru nowego generała. W kongregacji wziął też czynny udział Andrzej Bobola. Jednak w tym czasie pogorszył się stan dobrego dotychczas zdrowia św. Andrzeja. Być może z tego powodu przeniesiono go z powrotem do Wilna. Przez następne sześć lat w domu profosów przy kościele św. Kazimierza był doradcą prepozytów, głosił kazania i wykłady z Pisma św.,., kierował Sodalicją Mariańską mieszczan.
Andrzej Bobola najbardziej pragnął pracować wśród ludu; czuł się powołanym do działalności misyjnej. O zgodę na taką działalność pomiędzy prostym ludem i wrogami wiary katolickiej prosił swoich przełożonych. Miał nadzieję, że w ten sposób najszybciej będzie mógł zostać nie tylko zdobywcą dusz dla Boga, ale i męczennikiem, który dla Niego odda krew swoją.
W tamtych czasach na kresach wschodnich było niespokojnie nie tylko z powodu wojen z Moskwą. Były to tereny, na których ścierały się wpływy trzech religii: prawosławia, katolicyzmu i grekokatolicyzmu. Grekokatolicy (czyli unici) nie sprawiali problemów, natomiast Kościół prawosławny nie mógł ścierpieć, że tak wielu jego wiernych nawracało się na katolicyzm lub grekokatolicyzm. Skutkowało to także w dziedzinie polityki. Coraz mniej udawało się prawosławnym wywalczyć dla siebie w Sejmie Rzeczypospolitej. W tej sytuacji duchowieństwo prawosławne zwróciło się o pomoc do Kozaków. I niestety, pomoc tę otrzymali. Nie miejsce tu na opisywanie historii tych działań, dość jednak powiedzieć, że Kozacy zaczęli podburzać ludność ruską i wywoływać nienawiść do katolików, a szczególnie do jezuitów. Zabijano duchowieństwo unickie i łacińskie, wznoszono zbrojne powstania. 12 listopada 1633 r. zamordowano w Witebsku arcybiskupa połockiego, obrońcę i krzewiciela unii, św. Jozafata Kuncewicza. Najstraszniejsza wichura rozpętała się za sprawą Bohdana Chmielnickiego.
Posuwająca się fala prześladowań kozackich objęła także Wołyń i Polesie. Najbardziej ucierpiał powiat piński. Kozacy zdobyli i obrabowali Pińsk, a ludność wymordowali. Po ugodzie białocerkiewnej w 1651 r. nastąpiły jednak dla Pińska spokojniejsze czasy.
W lecie 1652 r. o. Andrzej Bobola przybył po raz drugi do Pińska. Pełnił tam obowiązki kaznodziei i misjonarza. Warunki pracy misyjnej były bardzo ciężkie. Brak było dróg, ludność skupiała się w osadach otoczonych lasami i bagnami. Od dziesiątków lat jedyną działalnością Kościoła na tych terenach była właściwie działalność misjonarzy, którzy przybywali rzadko i na krótko. W tych warunkach przyszło też pracować św. Andrzejowi, którego w pracy misyjnej wspierał ks. Marcin Tyrawski. Wyprawy misyjne obejmowały tereny między Pińskiem a Janowem Poleskim (ok. 30 km od Pińska). Św. Andrzej obchodził wsie i miasteczka, wygłaszał kazania, wstępował do wiejskich lepianek, gdzie nauczał katechizmu i zasad życia katolickiego, udzielał sakramentów. Nie opuszczał też domostw unitów. Musiał osiągać bardzo dobre wyniki w swojej pracy, bo dość szybko nie tylko stał się znany prawosławnym, ale został też ich głównym wrogiem. Uczeni mnisi prawosławni, chcąc go poniżyć, wszczynali z nim dysputy, stawiali mu liczne zarzuty, które on jednak bez problemów zbijał. Do największych sukcesów pracy misyjnej św. Andrzeja należy zaliczyć przejście na katolicyzm dwóch wsi: Bałandycze i Udrożyn, liczących około 80 domów. Miarą jego popularności może być fakt, że schizmatycy nazywali go „duszochwatem”, katolicy „łowcą dusz” i „apostołem Pińszczyzny”. Nic dziwnego, że wobec takich owoców pracy misyjnej wzrastała nienawiść do Andrzeja u zwolenników prawosławia. Niejednokrotnie w czasie swoich podróży bywał obrzucany obelgami, a nawet błotem i kamieniami.
W lipcu 1655 r. św. Andrzej brał udział w kongregacji prowincji w Warszawie, skąd wyjechał do Wilna, gdzie miał pracować w kościele św. Kazimierza. Niedługo po jego przybyciu wojska moskiewskie skierowały na Wilno swoje oddziały. 8 sierpnia nieprzyjaciel opanował miasto. Wielu mieszkańców szukało ocalenia w ucieczce, rozproszeniu ulegli też jezuici wileńscy. Wyjechał też do Pińska o Andrzej. Miał już wtedy 64 lata. Opinie o nim z tego czasu jasno pokazują, jak daleko posunął się w poprawianiu swego charakteru. Stwierdzono w nim wysoki stopień umartwienia namiętności i zmysłów, wstrzemięźliwość w używaniu pokarmu i napoju, głęboką pokorę i cierpliwość, panowanie nad sobą i posłuszeństwo. Z powagą zakonną łączył skromność, łagodność i przystępność. Prawdziwa pobożność kapłańska w połączeniu z wymienionymi cnotami spotykała się z wielkim uznaniem u ludzi garnących się do niego, którzy już wtedy nazywali go świętym.
Współcześni, którzy znali Andrzeja, przekazali nam opis jego postaci. Był on średniego wzrostu, o zwartej, muskularnej i silnej budowie ciała. Twarz miał okrągłą, pełną, policzki okraszone rumieńcem, przez jasne, przyprószone siwizną włosy, przeświecała łysina. Powagi dodawała twarzy siwiejąca, nisko strzyżona broda.
W pierwszej połowie maja 1657 r. poczęły znów na Polesiu grasować watahy Kozaków. Polacy szukali w lasach ocalenia przed grożącymi napadami. Także o. Andrzej Bobola i jego towarzysz, ks. Szymon Maffon opuścili Pińsk, żeby schronić się w spokojniejszej okolicy. Ks. Maffon udał się do Horodca, gdzie 15 maja niespodziewanie napadł na plebanię oddział Kozaków, którzy okrutnie zamęczyli księdza. Dokonawszy tej zbrodni podążyli do Janowa Poleskiego. Okrucieństwo Kozaków sięgało już granic obłędu i szału. Ludność prawosławna stanęła po ich stronie i pomagała im w tępieniu katolików.
Św. Andrzej Bobola ukrywał się w tym czasie w Peredyle, na dworze dzierżawcy wsi Mohilna, Przychockiego. Jednak schizmatycy wskazali Andrzeja Kozakom jako tego, który szczególnie szkodził prawosławiu. Dowódca Kozaków wysłał oddział z rozkazem ujęcia Andrzeja i odstawienia go do Janowa. Możliwe, że Andrzej próbował zmienić miejsce schronienia, ponieważ Kozacy dopadli go jadącego wozem. Woźnica uciekł do lasu, Andrzej pozostał na miejscu i polecając się Bogu, oddał się w ręce Kozaków. Schwytanego na miejscu odarto z odzieży i przywiązano do pala. Bito go nahajkami, by skłonić do odstępstwa od wiary. Potem ściskano mu głowę za pomocą dębowych gałązek tak, że oczy prawie wychodziły na wierzch. Jednocześnie bito go po twarzy tak mocno, że wybito mu kilka zębów. Potem wyrywano mu paznokcie z palców, pocięto nożami skórę na rękach i zrywano ją. Całą odpowiedzią Andrzeja na to wszystko była cicha modlitwa.
Kiedy te tortury nie skłoniły Andrzeja Boboli do odstępstwa od wiary, odwiązano go od słupa, przywiązano do dwóch koni i pognano uderzeniami i kłuciem szablą w plecy do Janowa. Kiedy postawiono go przed kozacką starszyzną, na wszystkie drwiny odpowiadał wyznaniem wiary i wzywaniem katów do nawrócenia. W odpowiedzi Kozak ciął go z całą siłą w głowę. Od natychmiastowej śmierci uratowało go zasłonięcie się ręką, tak że Kozak przewróciwszy ranił go w palce i w nogę. Wtedy św. Andrzej podniósł wzrok ku niebu i zaczął odmawiać wyznanie wiary. Z tego powodu jeden z katów końcem szabli wykłuł mu oko.
Pomyśleli jednak Kozacy, że publiczne męczeństwo może wzbudzić litość, dlatego zawlekli Andrzeja do stojącej na placu rzeźni. Jakby wstydząc się tego, co zamierzali robić, zamknęli i zakryli wszystkie otwory, jednak znalazł się świadek, który wszystko widział i słyszał, a potem uroczyście zeznał w procesie beatyfikacyjnym. Było też kilku młodych ludzi, którzy stojąc obok rzeźni słyszeli, co tam się działo. Kiedy i tam Andrzej odmówił wyrzeczenia się wiary, zaczęli przykładać ogień do jego boków. On jednak prosił ich, żeby nawrócili się na wiarę katolicką. Oprawcy wbijali mu drzazgi pod paznokcie, nożem ściągnęli skórę z dłoni, obcinali po kawałku palce i naigrawając się z tonsury, wycięli także płat skóry na głowie. Parodiując ornat, nacięli na plecach skórę na kształt ornatu i zdarli ją, zasypując ranę sieczką i plewami orkiszu. Męczarnie te Kozacy powiększali ustawicznym biciem pięściami w twarz, pozbawiając go wszystkich przednich zębów.
Przez ten czas św. Andrzej modlił się prosząc o pomoc z nieba i o cierpliwość. Raz tylko odezwał się do swoich katów mówiąc: „Dziatki moje, co czynicie? Niech Pan Bóg nasz będzie z wami. Upamiętajcie się w złości. Jezus! Maryj! Wspomóżcie mnie, nawróćcie tych ludzi, niech porzucą swe błędy, niech się stanie wola Twoja, boże! Panie, w ręce Twoje polecam ducha mego”.
Ponieważ Andrzej cały czas modlił się, podniecało to katów do dalszych męczarni. Obdarli mu ze skóry dolną część tułowia i poranili, obcięli nos, uszy i wargi. Od tyłu szyi wywiercili otwór i przez ten otwór wyrwali język. Potem rzeźniczym szydłem poranili mu lewy bok. Ale św. Andrzej ciągle jeszcze żył. Wtedy oprawcy zawiesili go u powały za nogi, by nasycić się widokiem jego cierpienia. Szarpiąc go wołali: „Patrzcie, jak Lach skacze”. Straszliwe katusze trwały dwie godziny. Wreszcie znudzeni i zmęczeni Kozacy skrócili je podwójnym cięciem szablą w szyję. Stało się to o godzinie trzeciej po południu 16 maja 1657 r.
Tymczasem oddział wojska polskiego zaczął zbliżać się do Janowa. Na wieść o tym Kozacy w pośpiechu zaczęli się wycofywać. Po ich odejściu ludzie weszli do rzeźni i tam znaleźli ciało męczennika. Zostało ono przeniesione na plebanię, a potem do kościoła parafialnego. Dwa dni później przewieziono je do Pińska. Na miejscu włożono ciało do drewnianej, na czarno malowanej trumny, na której wieku widniał krzyż z napisem „Pater Andreas Bobola Societatis Iesu”. Klerykom i uczniom nie pozwolono oglądać ciała ze względu na jego wygląd. Pogrzeb odbył się bez przepychu: trumnę wniesiono do podziemi kościelnych i umieszczono ją obok innych w krypcie znajdującej się pod wielkim ołtarzem.
Jeszcze tego samego roku, na wieść o śmierci księży Maffona i Boboli generał zakonu Nikel poprosił o sprawozdanie o obu księżach, ponieważ uważał, że obaj ponieśli śmierć męczeńską w obronie wiary. Powstała wtedy pierwsza biografia męczennika, która jednak dość szablonowo odtwarzała jego życie, chociaż może trudno się dziwić, bo św. Andrzej był już czterdziestą dziewiątą ofiarą szału Kozaków, a i nie ostatnią. Nie sprzyjały rozpamiętywaniu też i trudne, wojenne czasy, jakie przeżywała Rzeczpospolita. Ludzie przede wszystkim starali się zapewnić obronę ojczyźnie, a sobie bezpieczeństwo. Inne sprawy zeszły tymczasem na dalszy plan. W tym zamieszaniu zmieniał się też często skład personalny kolegium, tak też i pamięć o męczenniku powoli zaczęła słabnąć. W następnych latach kolegium pińskie przeżywało znów najazdy Kozaków, ucieczkę zakonników w bezpieczniejsze miejsca, zdobycie i obrabowanie kolegium, potem pożar i zawalenie się znacznej części gmachu kolegium. W 1671 roku piorun spalił budynek, w którym przechowywano wszystkie papiery i dowody w sprawie Andrzeja Boboli. Pod koniec siedemnastego wieku zdawało się, że nikt już nie pamięta Andrzeja Boboli; zatarły się całkiem ślady grobu męczennika.
Z końcem XVII i początkiem XVIII wieku Polską wstrząsnęły wypadki znane dziś pod nazwą Wielkiej Wojny Północnej. Działania wojenne w okolicach Wilna i Pińska były bardzo nasilone. Rządy kolegium pińskiego od 10 stycznia 1700 r. spoczywały w rękach Marcina Godebskiego. Gdy w roku 1702 niebezpieczeństwo ciągle wzrastało, Godebski przemyśliwał, jak uchronić kolegium od nieszczęścia. Próbował sprowadzić do kolegium relikwie jakiegoś świętego, który mógłby ich chronić w tym trudnym czasie. Pomocy często szukał w modlitwie. 16 kwietnia 1702 r., kiedy ułożył się na spoczynek, ukazał mu się nieznany jezuita, z którego miłej i pociągającej twarzy biła nieziemska jasność. Uczynił najpierw wyrzut Godebskiemu, że szuka protektorów tam, gdzie ich nie może znaleźć, i zapowiedział, że on sam, Andrzej Bobola, zamordowany przez Kozaków, sam otoczy kolegium opieką pod warunkiem, że rektor poleci odszukać jego ciało. Powiedział: „Ja jestem brat wasz zabity od Kozaków za wiarę, szukajcie mojego ciała, odłączcie je od innych, do dalszego rozporządzenia Boskiego, a będę waszym opiekunem. Moje ciało jest w ziemi, na prawej stronie lochu, tam je znajdziecie”. Godebski natychmiast zerwał się z posłania i po naradzie ze współbraćmi postanowili odszukać ciało św. Andrzeja. Rankiem zaczęto poszukiwania trumny. Jednak nie było nikogo, kto by znał miejsce złożenia trumny. Przez dwa dni nie udało się jej odnaleźć. Jednak w nocy z 18 na 19 kwietnia zakrystianowi Prokopowi Łukaszewiczowi ukazał się w czasie snu Andrzej Bobola i powiedział mu, gdzie znajdą jego ciało. I dopiero udało się odnaleźć trumnę.
Kiedy odkryto wieko, ku zdumieniu zakonników ukazało im się ciało świętego pokryte warstwą kurzu, ale zupełnie dobrze zachowane, przybrane w albę i ornat, mimo że tyle lat spoczywało w bardzo wilgotnym miejscu bez żadnego zabezpieczenia. Odzienie było z powodu wilgoci zbutwiałe i rozleciało się, ale ciało męczennika było giętkie i miało tak świeży wygląd, jakby dopiero wczoraj było pochowane. Nawet rany czerwieniły się od świeżej, choć skrzepłej krwi. Ciało wydzielało przyjemną woń. Z tą chwilą rozpoczął się kult męczennika. Ciało odziano w świeże szaty i wprawdzie zostawiono na razie w lochu, ale w miejscu mniej wilgotnym.
Wieść o tym wydarzeniu rozniosła się, więc wkrótce do Pińska zaczęła przybywać wielka ilość ludzi. Byli między nimi tacy, którzy go znali jeszcze za życia. Klękali przy zwłokach męczennika, modlili się, dotykali jego zwłok, całowali w ręce. Zaczęły się mnożyć łaski otrzymane za przyczyną świętego męczennika. Niedługo więc cała Litwa i Polska dowiedziały się, że mają w niebie nowego dobroczyńcę i opiekuna kraju.
Zaczęła się też spełniać obietnica św. Andrzeja złożona ks. Godebskiemu. Chociaż czasy były wojenne, Pińskowi ciągle zagrażały przemarsze wojsk obcych i własnych, kolegium odczuło opiekę świętego. Rosyjski dowódca po zajęciu Pińska wystawił rektorowi z własnej inicjatywy dyplom chroniący kolegium pińskie i jego majątki od postojów i rekwizycji wojskowych. Podobnie uczynili jego następcy. Materialnej opieki doznawali też ludzie w całej Pińszczyźnie. W tym czasie w Polsce i na Litwie panował powszechnie głód, a na dodatek rozpętała się szalona, w stopniu nie notowanym dotychczas w dziejach Polski, epidemia. Zarówno jednak wielki głód, jak i tchnienie epidemii całkowicie ominęły Pińszczyznę. Współcześni przypisywali ten cud opiece św. Andrzeja. Dzięki tak wielkim łaskom kult świętego rozpowszechnił się bardzo szybko i szeroko.
Inne zdarzenie rozpowszechniło kult świętego Andrzeja także wśród stanu szlacheckiego. 8 września 1709 r. dostał się do niewoli rosyjskiej książę Wiśniowiecki. Żona jego, widząc, że na drodze dyplomatycznej nie uzyska uwolnienia męża, postanowiła uciec się do wstawiennictwa Andrzeja Boboli. W tym celu obiecała złożyć u jego grobu wotum w bogato zdobionego złotem i srebrem, własną ręką uszytego ornatu i okrycia na trumnę. Równocześnie zaczęła nalegać na rektora kolegium, żeby przeniósł ciało na bardziej zaszczytne i łatwiej dostępne miejsce, obiecując, że odpowiednio je przyozdobi. 14 września 1710 r. przeniesiono trumnę z piwnicy do przylegającego do kościoła dawnego składu na rzeczy kościelne. Miejsce to księżna ozdobiła zgodnie z obietnicą. Było ono tłumnie nawiedzane nawet przez wysokich dygnitarzy duchownych i świeckich. Księżna codziennie przychodziła modlić się przy trumnie męczennika, w domu zaś pracowała nad tkaninami i ornatem, które chciała złożyć jako wotum w celu uproszenia ocalenia męża. I nie zawiodła się. Kiedy jej wotum 13 grudnia 1710 roku zostało złożone na grobie męczennika, książę szczęśliwie wymknął się z więzienia, z którego ucieczka uchodziła za niemożliwą. Ufny w pomoc swego patrona z pomocą kilku dworzan spuścił się po sznurach z okna, dostał do przygotowanych koni i uciekł, mimo że straże czuwały bezustannie. Dostał się bezpiecznie na drugą stronę skutej lodem rzeki, ale zanim przybyła pogoń, deszcz roztopił lód, tak że książę bezpiecznie zbiegł.
Kult Andrzeja Boboli szerzył się coraz bardziej, a odpowiednio do tego mnożyły się cuda i łaski, jakie za jego przyczyną otrzymywali ludzie. Zaczęto powoli gromadzić dokumenty potrzebne do wszczęcia procesu o beatyfikację. Świadectwa męczeństwa, spisane zeznania świadków cudów przesłano na ręce papieża Klemensa XI, ale na razie sprawa beatyfikacji nie posunęła się dalej. W 1711 r. biskup łucki Wyhowski pozwolił ciało męczennika przenieść ze wspólnego grobu na przyzwoitsze miejsce i tak urządzić, żeby ludzie mieli łatwiejszy do niego dostęp.
Coraz więcej było przypadków uzdrowień za wstawiennictwem Andrzeja Boboli. Współczesne akta notują setki łask najrozmaitszego rodzaju. W 1719 roku znów rozpoczęto w Pińsku prace zmierzające do beatyfikacji. Przesłuchując świadków spisano 161 nadzwyczajnych łask, z których 10 zakwalifikowano jako cuda. Zebrane akta w objętości 1600 stron przesłano do Rzymu. Do Rzymu słano też listy z prośbą o przyspieszenie beatyfikacji. Wśród tych listów jeden był nawet od króla Augusta II.
2 marca 1720 roku Kongregacja Obrzędów otworzyła paczkę z dokumentami i oddała specjalnej komisji do zbadania. Sprawa jednak znowu odwlekła się z powodu śmierci papieża Klemensa XI i rychłej też śmierci jego następcy Innocentego XIII.
Tymczasem nadal mnożyły się cuda i łaski. W lutym 1720 r. w Wilnie zachorował ciężko brat Jakub Bretzer. Mimo leczenia stan pogarszał się i po kilku dniach wpadł w agonię, stanął mu wtedy przed oczami Andrzej Bobola, którego obraz Jakub Bretzer malował w pierwszym roku swego pobytu w Wilnie. Kiedy wróciła mu przytomność, zaraz spytał, kim był Andrzej Bobola. Powiedziano mu i zaczął modlić się o pomoc Andrzeja. Nastąpiła poprawa, która trwała pięć godzin. W czasie tej poprawy chory zaczął wątpić w moc Boboli, którego Kościół nie ogłosił jeszcze świętym. Rano choroba nasiliła się. Lekarze po zbadaniu go orzekli, że nie ma już ratunku. Chory nie chciał prosić o pomoc Andrzeja, ale kiedy znowu popadł w agonię znów ukazał mu się męczennik i zachęcał go, żeby skorzystał z jego pomocy. Agonia zwolna przeszła, a Bretzer przyszedłszy do siebie poprosił o wino z domieszką relikwii z szat Boboli. Gdy wypił wino, wyzdrowiał natychmiast, tak że od razu o własnych siłach wstał z łóżka.
W Pińsku na domniemanym miejscu rzeźni, dawno już zburzonej, w której został umęczony Andrzej Bobola wystawiono dla upamiętnienia jego męczeńskiej śmierci krzyż. 1 listopada 1723 roku po skończonym nabożeństwie około godziny dwudziestej ludzie zobaczyli na rynku duży świetlany krzyż, rozpościerający się nie opodal krzyża wystawionego na pamiątkę męczeństwa Andrzeja. Ludzie zaczęli zastanawiać się, co miało znaczyć to zjawisko. Niektórzy doszli do wniosku, że krzyż ten ma wskazać właściwe miejsce śmierci Andrzeja, bo widać poprzednie wyznaczono niedokładnie. Krzyż ten nie dawał się dotknąć. Zjawisko trwało prawie do świtu.
Te dwa powyższe zdarzenia nie zostały uznane przez Kongregację Obrzędów za cudowne. Cudowną interwencję Sługi Bożego stwierdzono w trzech innych przypadkach:
Trzyletnia Katarzyna Brzozowska, zamieszkała w powiecie pińskim, zapadła w styczniu 1724 r. na krwawą biegunkę. Po trzech miesiącach nikt nie chciał już jej leczyć, bo godziny jej były policzone. Rodzice zawieźli ją do trumny Andrzeja Boboli. Na ich prośbę otwarto trumnę, a wtedy dziecko ożywiło się, wyciągnęło ręce do Andrzeja i zaczęło wyrywać się do niego z rąk matki. Matka podeszła z nią do ciała, a Katarzyna objęła nogi męczennika i w kilka minut całkowicie wyzdrowiała.
W 1730 r. mała Marianna Florkowska umierała trawiona krwawą biegunką, rozkładem jelit i puchliną wodną. Stroskanej matce ksiądz poradził, żeby wezwała pomocy Andrzeja Boboli, co uzdrowiło dziewczynkę.
Trzecim uznanym za cud wydarzeniem było uzdrowienie synka Jana Chmielnickiego. Chłopca dręczył szkorbut. Całe ciało pokrywały ropiejące wrzody. Miał także kołtun. Choroba posunęła się tak, że przestano go już leczyć. Ojciec pogodził się już ze stratą, ale matka w modlitwie prosiła o wstawiennictwo Andrzeja Boboli. W momencie, kiedy matka modliła się, kołtun odpadł, objawy choroby znikły, a dziecko w ciągu tygodnia odzyskało pełnię zdrowia.
Tymczasem na stolicy Piotrowej zasiadł Benedykt XIII. Złożono mu nową paczkę suplik o przyspieszenie beatyfikacji, do których także przyłączył się król August II. Sprawa beatyfikacji raźniej ruszyła z miejsca. Znów odbył się proces informacyjny w Janowie. Akta przesłano do Rzymu i w listopadzie 1728 r. roztrząsano tę sprawę, a w grudniu papież wyznaczył komisję, która odtąd miała stale zajmować się sprawą Andrzeja Boboli.
W 1730 r. w Pińsku rozpoczął się proces. Ogółem przesłuchano 114 świadków, poddano rewizji zeznania 192 świadków z poprzednich procesów, jego życie zakonne, kult oraz cuda i łaski. Spośród łask wyświadczonych przez Bobolę dwadzieścia zakwalifikowano jako cuda. 26 maja przystąpiono do zbadania ciała męczennika. W oględzinach wzięli także udział lekarze. Wszystkie części ciała były miękkie i elastyczne. Stwierdzono prawdziwość zakrzepłej krwi. Następnego dnia lekarze pod przysięgą stwierdzili, że takie zachowanie ciała można przypisać tylko siłom nadprzyrodzonym.
W 1736 r. w Rzymie rozpoczął się proces apostolski w Kongregacji Obrzędów. Uroczystym dekretem z 9 lutego 1755 r. papież Benedykt XIV zaliczył Andrzeja Bobolę w poczet męczenników Kościoła wojującego. Dekret ten zakończył pierwszy etap wyniesienia go na ołtarze. Jednak znów śmierć papieża wstrzymała proces beatyfikacyjny na długie lata.
Kiedy przyszły rozbiory, znowu sprawa beatyfikacji zeszła na dalszy plan.
Po drugim rozbiorze Polski Pińsk dostał się pod panowanie carycy Katarzyny II. Kolegium jezuickie trafiło najpierw w ręce unickie, a potem prawosławnych. Z początku pozwalali oni zachować kult Andrzeja, jednak potem prawosławny synod zadecydował, żeby kryptę zamknąć, a ciało świętego zakopać w tajemnicy przed ludźmi. Pierwszą część polecenia wykonano natychmiast. Jednak o zamiarze drugiej części dowiedzieli się jezuici, generał zakonu zwrócił się do samego cara Aleksandra I o zezwolenie na wydanie ciała i otrzymał je. W styczniu 1808 r. przewieziono ciało Andrzeja Boboli do Połocka. W roku 1830 ciało złożono w kościele ojców dominikanów.
Sprawa beatyfikacji ruszyła ponownie w roku 1853. I ruszyła już tym razem szybko, bo 30 października 1853 r. Pius IX uroczyście beatyfikował Andrzeja Bobolę. Dzień wspomnienia świętego męczennika wyznaczył na 23 maja, czyli oktawę śmierci.
Ciało świętego z obawy przed zniszczeniem zwłok przez prawosławnych bazylianów przeniesiono z Połocka do Pińska. Jednak szerzenie się jego kultu także pośród prawosławnych zaniepokoiło władze carskie. W 1886 r. przysłano do Pińska specjalną komisję, która miała za zadanie usunąć relikwie. Kiedy spróbowano przystąpić do tego, jeden z komisarzy zaczął dowcipkować na temat „polskich metod wyrabiania świętych”. Wtedy na głowę spadła mu znienacka cegła. Komisarze przestraszyli się i zostawili w spokoju ciało świętego.
Następną komisję wysłali do Pińska bolszewicy w 1922 r. Mieli oni zbadać i potwierdzić „religijne oszukaństwo”. Podczas swoich badań komisarze wyjęli z trumny i cisnęli nim o ziemię. Jednak ku ich wielkiemu zdumieniu zwłoki nie rozsypały się, lecz pozostały nienaruszone. Miesiąc później zmumifikowane ciało bł. Andrzeja przewieziono do Moskwy, do gmachu Higienicznej Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia, gdzie pokazywano je jako ciekawostkę medyczną. Na szczęście władzom watykańskim udało się odzyskać ciało św. Andrzeja w zamian za dostawy zboża dla głodujących Rosjan.
28 maja 1918 roku do Krakowa przywieziono jako relikwię jedno z żeber bł. Andrzeja Boboli. Umieszczono je w kościele św. Barbary. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę rozpoczęto starania o kanonizację Andrzeja. Do prośby wiernych przyłączył się sam marszałek Piłsudski. Nie można było jednak tej prośby spełnić, o ile nie okażą się nowe cuda. Tymczasem powstawały w Polsce nowe ośrodki kultu. W kolegium jezuickim w Lublinie, zwanym „Bobolanum” w 1933 r. wystawiono na widok publiczny lewe ramię Andrzeja, odjęte od ciała w 1857 r., pierwotnie przesłane papieżowi Piusowi IX, który przekazał je do kościoła al Gesu, skąd przyszło do Bobolanum.
Kiedy kult błogosławionego zaczął się ponownie rozszerzać w odrodzonej Polsce, zaczęły znów napływać wiadomości o uzyskanych za jego wstawiennictwem łaskach. Zdarzył się też prawdziwy cud natychmiastowe wyleczenie Idy Henryki Kopeckiej. Od paru lat była chora na rozmiękczenie kości. Była naświetlana promieniami Röntgena, ale po naświetlaniu skóra najpierw zbrązowiała, a potem w miejscu naświetlania otworzyła się rana. Lekarze stwierdzili, że stan jest nieuleczalny. W niedzielę poszła do kościoła i tam otrzymała relikwie bł. Andrzeja. Przyłożyła je do rany i poprosiła Andrzeja o pomoc. Potem oddała relikwie i wróciła do domu. Pod wieczór poczuła się lepiej. Już we wtorek stwierdziła, że rana znikła, a skóra jest zupełnie zagojona. Specjalna komisja uczonych powołana przez Kongregację Obrzędów stwierdziła cudowność zjawiska.
Drugie cudowne uleczenie dotyczyło 56-letniej siostry Alojzy Dorzyńskiej, przełożonej klasztoru w Rzymie. Od października 1933 r. zaczęła się skarżyć na dolegliwości żołądkowe. Już w grudniu nie mogła wstawać z łóżka. Diagnoza brzmiała: rakowate owrzodzenie trzustki. 15 grudnia siostry rozpoczęły modlitwy do bł. Andrzeja Boboli w intencji siostry Alojzy. Na stole był ustawiony ołtarzyk z relikwiami bł. Andrzeja. I cud się spełnił. Jeszcze 29 grudnia badania radiologiczne potwierdziły diagnozę, a już następnego dnia lekarz badający chorą stwierdził poprawę. Chora zaczęła jeść, wstawać z łóżka. 7 stycznia pojechała do Polski, żeby poddać się operacji, ale lekarze nie znaleźli nawet śladu choroby.
W świetle tych wydarzeń do kanonizacji doszło już szybko. Odbyła się w Wielkanoc 17 kwietnia 1938 r. W jej wyniku ciało męczennika powróciło do Polski. 19 czerwca relikwie dotarły do Warszawy. Umieszczono je w kryształowej trumnie-relikwiarzu w kościele jezuitów przy ul. Rakowieckiej 61, gdzie spoczywają do dnia dzisiejszego w kryształowej trumnie. Św. Andrzej Bobola został ogłoszony głównym patronem Warszawy i patronem Polski.
Święty Andrzej Bobola miał wygłosić przepowiednię o zmartwychwstaniu Polski. Kościół nie potwierdził tej przepowiedni swoją powagą, jednak osoba świadka, białoruskiego jezuity, o Grzegorza Fielkierżamba, każe przypuszczać, że nie jest to zdarzenie zmyślone. Drukowały ją w swoim czasie pisma francuskie, a w 1855 r. przedrukował „Przegląd Poznański”.
Oto opowiadanie ks. Fielkierżamba:
„W roku 1819 znajdował się w Wilnie o Korzeniecki, dominikanin, kapłan wysokiej świętości i sławny kaznodzieja. Walczył on nieustannie z niezmordowaną gorliwością przeciw błędom schizmatyckim i to nie tylko z kazalnicy, ale także w uczonych dziełach, które nań sprowadziły ze strony rządu rosyjskiego zakaz miewania kazań, ogłaszania jakichkolwiek pism, nawet spowiadania. Tak tedy zamknięty w klasztorze i skazany na nieczynność, biedził się w swojej samotności z myślą, że nic nie może zrobić dla chwały Bożej i zbawienia braci.
Otóż jednego razu, gdy był przyciśnięty smutkiem (zdarzyło się to w roku 1819, miesiąca i dnia nie pomnę) otworzył późno wieczór okno swojej celi i patrząc w niebo zaczął wzywać Wielebnego Andrzeja Bobolę, ku któremu od dzieciństwa swego czuł szczególniejsze nabożeństwo, chociaż jeszcze Kościół nie był tego męczennika na ołtarzach postawił. »Wielebny Andrzeju mówił wiele już lat przeszło, jak przepowiedziałeś wskrzeszenie Polski. Kiedyż się ziści twoje proroctwo? Wiesz lepiej ode mnie, z jaką nienawiścią schizmatycy prześladują naszą świętą wiarę i jak starają się nasz kochany kraj, twoją Ojczyznę, do schizmy popchnąć. Ach, święty Męczenniku, nie pozwól na takie nieszczęście; wyjednaj u Boga miłosiernego litość dla biednych Polaków. Niech Polska stanie się znowu jednym królestwem, królestwem prawowiernym i Bogu podległym«.
Już późno było w noc. O Korzeniecki, skończywszy modlitwę, zamknął okno i chciał iść spać; aliści, skoro się obrócił, ujrzał na środku celi poważną postać w ubiorze jezuity. Ta postać ozwała się: »Stawiam się na twe wezwanie, ojcze Korzeniecki; jestem Andrzej Bobola. Otwórz raz jeszcze okno twoje, a dziwy zobaczysz«.
Chociaż nieco przestraszony, uczynił dominikanin, co mu było rozkazane i z wielkim zdziwieniem ujrzał nie ciasny ogródek klasztorny, ale niezmierną przestrzeń, rozciągającą się aż do krańca horyzontu.
»Płaszczyzna, którą masz przed sobą mówił dalej Wielebny Bobola to okolica Pińska, wśród której miałem szczęście ponieść męczeństwo dla wiary. Przyjrzyj się, a dowiesz się o tym, co cię tak żywo obchodzi«. O. Korzeniecki zwrócił znowu oczy na krajobraz. Tym razem płaszczyzna była pokryta niezliczonymi batalionami Moskali, Turków, Anglików, Francuzów i innych ludów, których nie umiał rozróżnić. Wszyscy oni walczyli z zaciekłością bezprzykładną. Zakonnik nie rozumiał, co to miało znaczyć; przyszedł mu w pomoc Święty.
»Kiedy rzekł ludzie doczekają się takiej wojny, za przywróceniem pokoju nastąpi wskrzeszenie Polski, a ja zostanę uznany jej głównym patronem«.
Uradowany obietnicą o Korzeniecki zawołał: »O mój Święty, jakże mogę mieć pewność, że to widzenie, te odwiedziny niebiańskie i ta przepowiednia nie są złudzeniem wyobraźni, snem jedynie?«.
»Daję ci na to rękę odrzekł wielebny Andrzej. Widzenie twoje jest prawdziwe i rzeczywiste. Wszystko się tak stanie, jakem ci powiedział. Udaj się teraz na spoczynek, abyś zaś miał znak mojego pojawienia się, ślad mojej dłoni na stoliku twoim zostawiam«.
To mówiąc położył dłoń na stole i znikł.
O. Korzeniecki długo nie mógł przyjść do siebie; gdy się nieco uspokoił, podziękował Bogu i swojemu kochanemu Świętemu za otrzymaną pociechę, potem zbliżywszy się do stołu, ujrzał wyciśnięty na nim ślad prawej dłoni Męczennika. Pamiątkę tę ucałował stokroć, zanim się spać położył. Nazajutrz, ledwie się ocknął, pobiegł zaraz do stołu, aby się przekonać, azali ślad cudowny pozostał, a widząc go równie wyraźnym jak w nocy, zbył się wszelkiej wątpliwości. Za czym zwołał do swojej celi wszystkich ojców i braci klasztoru i opowiedział o niesłychanej łasce, jaka go spotkała. Wszyscy tedy oglądali wycisk dłoni przez Wielebnego dla przekonania pozostawiony.
Że o. Korzeniecki żył w ścisłej przyjaźni z ojcami naszego Towarzystwa, uwiadomił o wszystkim jezuitów wielkiego kolegium w Połocku, między którymi znajdowałem się. Opowiadanie całego zdarzenia słyszałem na własne uszy.”
Świętego Andrzeja Bobolę przedstawia się zwykle w stroju kapłańskim czarnej jezuickiej sutannie lub w ornacie; w prawej ręce trzyma podniesiony krzyż; czasem przedstawiana jest scena jego męczeństwa. Święto jego obchodzimy 16 maja w Polsce, a poza Polską 21 maja.
Imię Andrzej wywodzi się z języka greckiego: anér (andros) mąż, mężczyzna.
Modlitwa za przyczyną św. Andrzeja Boboli:
Boże, który świętego Andrzeja, udręczonego różnymi torturami za wyznawanie prawdziwej wiary, uwieńczyłeś chwalebnym męczeństwem, spraw, prosimy, abyśmy trwając w tej samej wierze gotowi byli raczej znieść wszystkie przeciwności niż ponieść szkodę na duszy. Składamy Ci, Panie, nasze prośby, usilnie błagając, abyś dzięki zasługom świętego Andrzeja, męczennika, utwierdził nas w wyznawaniu prawdziwej wiary i udzielił swojemu Kościołowi darów jedności i pokoju. Oddając cześć świętemu Andrzejowi, męczennikowi, błagamy Cię, Panie, aby za wstawiennictwem świętego Andrzeja, męczennika, owce, które zginęły, powróciły do prawdziwego Pasterza i karmiły się zbawiennym pokarmem. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Modlitwa o wstawiennictwo:
Święty Andrzeju Bobolo, który tak umiłowałeś naszego Pana, Jezusa Chrystusa, że cały się poświęciłeś na Jego służbę, wieńcząc apostolskie życie męczeńską śmiercią! Prosimy Cię, wspieraj nas swoim wstawiennictwem przez całe życie, byśmy jak Ty wzrastali i wytrwali wiernie w zjednoczeniu z Sercem Jezusa i pod opieką Jego Matki Niepokalanej. Amen.
Modlitwa błagalna:
Święty Andrzeju Bobolo, któryś tak ukochał Pana naszego, Jezusa Chrystusa, że od młodości poświęciłeś się na Jego służbę i całkowicie oddałeś się zjednywaniu dlań dusz przykładem życia i słowem, nie szczędząc żadnych trudów, aż wreszcie śmiercią męczeńską uwieńczyłeś swoje apostolskie życie: błagam Cię przez Twe zasługi u Boga i miłość, jaką ku Niemu żywiłeś, wyjednaj mi łaskę, której tak bardzo pragnę, mianowicie.................. Wspieraj mnie także w ciągu całego życia mojego, abym za Twoim przykładem zawsze pozostawał w zjednoczeniu z Sercem Jezusa i pod opieką Jego Matki Niepokalanej. Amen.
Modlitwa o pomoc w określonej trudności:
Święty Andrzeju Bobolo! Na drodze Twojego życia natrafiałeś na przeszkody, które stopniowo pokonywałeś z pomocą ufnej modlitwy. Dzięki niej rozpoznawałeś znaki otrzymywane od Boga: przeszkody stawały się stopniami na drodze w ślad za Jezusem. Oto staję wobec trudności, która przekracza moje siły: ........................... Wspieraj mnie swym orędownictwem, abym przez cierpliwą modlitwę znalazł pokój w bliskości Jezusa, a z Jego pomocą wytrwał aż do rozwiązania trudności ku chwale Boga Ojca, który z Synem i Duchem Świętym panuje na wieki wieków. Amen.
Modlitwa za Ojczyznę do św. Andrzeja Boboli:
Święty Andrzeju, Patronie trudnych czasów! Ty krzepiłeś Polaków w czasach wszelkiego zagrożenia. Oddajemy się Tobie w opiekę. Pomagaj nam wytrwać pośród wszystkich doświadczeń osobistych i społecznych. Wyjednaj nam łaskę Bożego pokoju i jedności, byśmy z rozwagą i ewangeliczną roztropnością umieli dostrzegać i oceniać sprawy własne i sprawy Narodu w świetle Ewangelii Chrystusa. Uproś nam odwagę działania, byśmy nie trwali w bezradności wobec zła, które nie ustaje. Niech nas napełnia Boża radość, gdy zwyciężamy albo ponosimy porażki. Święty Andrzeju Bobolo, oręduj za nami u Pana. Amen.
Modlitwa do św. Andrzeja Boboli patrona Polski:
Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Dziękujemy Wszechmocnemu za to że do świętych Wojciecha i Stanisława, patronów z początku naszych dziejów, dodał u boku Królowej Polski Ciebie. Twoje życie dopełniło się męczeństwem w krytycznym okresie pierwszej Rzeczypospolitej, a Twoja świętość uznana została przy końcu drugiej Rzeczypospolitej, której odrodzenie przepowiedziałeś. Obecnie w niepodległej Ojczyźnie patronujesz odnowie naszego życia, tak osobistego, jak i społecznego, żeby wzrastała jedność w Polsce, Europie i świecie. Niech Twój patronat zjednoczy nas w miłości przez wiarę w imię Jezusa Chrystusa, Twojego i naszego Pana, który z Ojcem żyje i króluje w jedności Ducha Świętego przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Modlitwa do św. Andrzeja Boboli wielkiego orędownika Polski:
Wielki Sługo Boży, a nieustraszony Męczenniku za sprawę zjednoczenia Kościołów na naszej polskiej ziemi, Andrzeju Bobolo, którego Namiestnik Chrystusowy ozdobił aureolą Świętych, wejrzyj z tronu niebieskiej chwały na Twoją ukochaną Polskę, której niegdyś przepowiedziałeś zmartwychwstanie i zjednoczenie. Niech za Twą przyczyną zapanuje w niej zgoda wszystkich stanów, poszanowanie władzy, miłość prawdziwa Chrystusa-Króla i Najświętszej Panny, naszych ziem Królowej. Niech duch nauki katolickiego Kościoła przepoi wszystkie dziedziny naszego życia polskiego, życia jednostkowego, rodzinnego i państwowego. Niech odrodzona Polska, której obiecałeś być szczególniejszym Patronem, wytrwa wiernie przy Chrystusie i Jego Kościele, i niech się stanie narodom przewodniczką na drodze powrotnej do Boga. Amen.
Modlitwa do Patrona Polski jako mojego Patrona:
Święty Andrzeju Bobolo! Dziękujemy Wszechmocnemu za to że dał nam wszystkim Ciebie jako wielkiego Patrona Polski. Z Twym patronatem złączyłeś obietnicę odrodzenia Ojczyzny po latach niewoli. Dlatego z ufnością powierzamy Tobie wszystkie trudne sprawy polityczne, społeczne, ekonomiczne. Ty sam przypominasz nam, że przemiana dzięki modlitwie ma początek w sercu modlącego się, w moim osobistym życiu. Dlatego proszę z całego serca, byś zechciał być moim Patronem. Oby Twoja pomoc umocniła zarówno mnie, jak i moich bliskich w odnowie życia zgodnie z Ewangelią, byśmy radowali się Dobrą Nowiną Jezusa, Twojego i naszego Pana, który z Ojcem i Duchem Świętym umiłował nas na wieki wieków. Amen.
Modlitwa za ojczyznę przez przyczynę św. Andrzeja Boboli:
Boże, któryś zapomnianą do niedawna Polskę wskrzesił cudem wszechmocy Twojej, racz za przyczyną sługi Twojego Św. Andrzeja Boboli dopełnić miłosierdzia nad naszą Ojczyzną i odwrócić grożące jej niebezpieczeństwa. Niech za łaską Twoją stanie się narzędziem Twojej czci i chwały. Natchnij mądrością jej rządców i przedstawicieli, karnością i męstwem jej obrońców, zgodą i sumiennością w wypełnianiu obowiązków jej obywateli. Daj jej kapłanów pełnych ducha Bożego i żarliwych o dusz zbawienie. Wzmocnij w niej ducha wiary i czystości obyczajów. Wytęp wszelką stanową zazdrość i zawiść, wszelką osobistą czy zbiorową pychę, samolubstwo i chciwość tuczącą się kosztem dobra publicznego. Niech rodzice i nauczyciele w bojaźni Bożej wychowują młodzież, zaprawiając ją do posłuszeństwa i pracy, a chroniąc od zepsucia. Niech ogarnia wszystkich duch poświęcenia się i ofiarności względem Kościoła i Ojczyzny, duch wzajemnej życzliwości i przebaczenia. Jak jeden Bóg, tak jedna wiara, nadzieja i miłość niech krzepi nasze serca! Amen.
Modlitwa o jedność serca:
Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Na drodze swojego życia szukałeś na pierwszym miejscu jedności z Bogiem Ojcem i Synem w Duchu Świętym. W postawie dziecka Bożego wzrastała Twoja prostota, promieniująca na całe działanie. Sercem wypełnionym miłością znosiłeś cierpliwie słabości swoje oraz innych ludzi. Prosimy Cię, wyjednaj nam u Boga jedność w głębi serca dzięki skupieniu się na Jednym, który jest miłością i króluje na wieki wieków. Amen.
Modlitwa o jedność w Kościele:
Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Jako wierny towarzysz Jezusa byłeś przejęty Jego pragnieniem: „aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno”. Sprawie upragnionej jedności oddałeś całe swe życie dopełnione męczeńską śmiercią, ofiarą braku jedności w Kościele i świecie. Dzieje Twego kultu poświadczają, że ofiara służy pojednaniu. Dlatego prosimy Ciebie: oręduj za nami u Boga, żeby nam nie zabrakło cierpliwości i miłości w drodze ku jedności z Ojcem i Synem w Duchu Świętym teraz i na wieki wieków. Amen.
Modlitwa o jedność w Ojczyźnie:
Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Przed laty przepowiedziałeś, że będziesz patronował naszej odrodzonej Ojczyźnie. Tyle już mamy dowodów Twego przemożnego wstawiennictwa u źródła Bożego miłosierdzia. Wdzięczni za Twoją pomoc prosimy, by nasza niepodległość polityczna znalazła mocny fundament w odrodzeniu duchowym. Oby wzrastała nasza wspólnota, zdolna przezwyciężać podziały w dążeniu do wspólnego dobra. Niech Twój patronat otwiera nas na wszelkie dobre dary, których Bóg nam udziela w drodze do wiecznej Ojczyzny, gdzie On jeden króluje na wieki wieków. Amen.
Modlitwa o jedność w Europie i świecie:
Święty Andrzeju Bobolo, wielki Patronie jedności! Nie przestajesz nam przypominać o wielkim pragnieniu Jezusa, wyrażonym w Jego modlitwie do Ojca za wszystkich uczniów: „Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś.”. Zostałeś nam dany jako Patron, święty Andrzeju Bobolo, aby nam pomagać w drodze ku jedności, na pierwszym miejscu w Kościele, by zgodnie z pragnieniem Pana jeden Kościół stał się znakiem i zaczynem jedności całej ludzkości. Wspieraj swoim wstawiennictwem powierzoną Tobie Ojczyznę w jednoczącej się Europie, by z naszym owocnym udziałem wzrastała cywilizacja miłości w Polsce, Europie i świecie przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Modlitwa o wzrost chrześcijaństwa w Europie wschodniej:
Boże, dobry Ojcze, Jan Paweł II powierzył Matce Twojego Syna w sposób szczególny narody, które w Roku Maryjnym obchodziły szóste stulecie i milenium przyjęcia Ewangelii. Wśród tych narodów pracował kiedyś Twój sługa, święty Andrzej Bobola. Potem jego kult jednoczył zarówno katolików, jak i prawosławnych. Niech nasz kresowy Męczennik będzie znakiem prorockim, znakiem nie tylko tego, co dzieliło i dzieli, ale także tego, co ma połączyć. Niech Apostoł Polski, Litwy i Rusi przyczynia się do nieustannego wzrastania chrześcijaństwa na wschodzie Europy. Prosimy o to przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Modlitwa za sprawujących władzę:
Święty Andrzeju Bobolo! Twój patronat nad Ojczyzną sprawujesz w szczególny sposób przez ludzi obdarzonych władzą. Jako wierny towarzysz Jezusa przypominasz ewangeliczną prawdę, że wszelka władza ma służyć dobru ludzkiej wspólnoty. Prosimy Ciebie: wspieraj tych, którym została powierzona władza w państwie i społeczeństwie, by spełniali swoje obowiązki w pełnym poszanowaniu prawa i w postawie służby. Pomagaj także nam wszystkim w decyzjach związanych z władzą, by nasze wybory były dobre, wsparte wytrwałą modlitwą o światło Ducha Świętego, który z Ojcem i Synem króluje na wieki wieków. Amen.
Modlitwa o miłość do Chrystusa:
Święty Andrzeju Bobolo - ukochany Patronie nasz - Ty, który z miłości do Chrystusa ofiarowałeś się Jemu całkowicie i w miłości tej wytrwałeś do końca: uproś nam łaskę Twojej heroicznej miłości do Boga, uproś nam łaskę Twojej wierności Chrystusowi. Chcemy tak jak Ty ukochać pokorną służbę naszemu Panu na każdy dzień, chcemy Twoim przykładem apostołować i głosić całemu światu, że Chrystus i dzisiaj jest z nami i z Nim zwycięży zło. Poprzez modlitwę i czyn, poprzez pracę, chorobę i cierpienie, w zapomnieniu o sobie, w ofiarnej służbie ludziom, wśród których żyjemy, chcemy Twoim przykładem budować własny kształt świętości, chcemy budować świętość naszego Narodu. Święty Andrzeju Bobolo, pomagaj nam w tym nieustannie. Amen.
Modlitwa za Ojca Świętego:
Boże Wszechmogący, któryś ustanowił papieża N. widomą głową Kościoła świętego, otaczaj zawsze następcę świętego Piotra swą łaską i błogosławieństwem. Udziel mu długiego życia, dobrego zdrowia, pociechy w cierpieniach i spraw, aby apostolska jego praca przyniosła jak największy pożytek całemu chrześcijaństwu. Zmiłuj się, Boże, nad nim za przyczyną Najświętszej Maryi Panny, świętego Andrzeja Boboli i wszystkich Świętych oraz dozwól, Ojcze Niebieski, aby nas wszystkich zaprowadził z sobą do żywota wiecznego. Amen.
Poranna modlitwa:
Już dzień chwalebny jaśnieje i nową radość przynosi, bo Andrzej oddal swe życie za zjednoczenie Kościoła. O ciesz się, polska kraino, że zasłużyłaś na syna, którego śmierć opromienia prawdziwej wiary wspólnotę! Przez winę pychy rozdarto jedyną szatę Chrystusa, niech krew i miłość Andrzeja wybłaga jej połączenie, bo ileż poniósł on trudów, by do jednego Pasterza zwiedzionych przywieść na powrót i w jednej wierze zachować! Andrzeju, Boży rycerzu, gdy dziś sławimy hymnami pamiątkę twego męczeństwa, oręduj w niebie za nami. Amen.
Modlitwa o Boże prowadzenie:
Święty Andrzeju Bobolo! Przez całe Twoje życie szukałeś woli Boga i zostałeś doprowadzony do celu, którym jest On sam, źródło wszelkiego dobra i szczęścia. Teraz Bóg dał nam Ciebie jako naszego Patrona. Dlatego ufamy, że nam pomożesz, w odnajdywaniu Bożego prowadzenia, byśmy nie ustawali w drodze ku dobru i przeszli przez życie dobrze czyniąc. Prosimy Ciebie zwłaszcza o to byśmy dochowali wierności w modlitwie, która pozwala rozpoznać drogę, przeznaczoną nam przez Ojca w Jezusie Chrystusie, naszym Panu w jedności Ducha Świętego na wieki wieków. Amen.
Modlitwa o łaskę wiary i wierności:
Święty Andrzeju Bobolo! Przez całe Twe życie wzrastałeś w otrzymanej od początku łasce wiary, którą Ci przekazali rodzice. Wiara pomagała wytrwać w różnych trudnościach życiowych i nauczyła Cię wierności, znaku wierności Boga, bogatego w miłosierdzie. Wspieraj nas, prosimy Ciebie, na drodze naszego życia, by wiara naszych przodków owocowała także w nas i była nieustanną pomocą w odnowie, której oczekujemy w Polsce, Europie i świecie. Pomagaj nam dochować wierności natchnieniom Ducha Świętego, byśmy Jego mocą mogli odnowić oblicze ziemi, tej ziemi. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Modlitwa o światło nadziei:
Święty Andrzeju Bobolo! Twoje życie dopełniło się męczeństwem w krytycznym okresie Rzeczypospolitej. Gdy Polska przestała już istnieć, Twa przepowiednia jej odrodzenia była przez lata znakiem nadziei, której spełnienie dostrzeżono po pierwszej wojnie światowej. Nadzieją napawało również uznanie Twej świętości w czasie, gdy kończyła się druga Rzeczpospolita. Lata, które nastąpiły, były wielką próbą nadziei, jednak doczekaliśmy w końcu, że w odrodzonej Ojczyźnie zostałeś ogłoszony jej Patronem. Dlatego powierzamy się Tobie, zwłaszcza w obecnym czasie początku wieku i tysiąclecia. Niech nam przyświeca nadzieja, że Twój patronat owocuje dalej w odrodzeniu naszego życia tak osobistego, jak i społecznego. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Modlitwa o moc miłości:
Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Twoje życie dopełniło się w ofierze, wyjawiającej okrucieństwo oprawców, ale głębiej objawia nam ogromną moc miłości, która wszystko znosi, nigdy nie ustaje…… Dzięki Twojemu świadectwu przybliżamy się do źródła miłości w Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym, który pozostaje najwyższym znakiem miłości Boga, bogatego w miłosierdzie. Prosimy Cię, nasz Patronie, byśmy w jedności z Tobą dzięki wytrwałej modlitwie wzrastali w miłości, której tak bardzo potrzebujemy w nas i naszym otoczeniu, by wszyscy mogli doświadczyć, jak bardzo Bóg nas miłuje teraz i na wieki wieków. Amen.
Modlitwa o gorliwość apostolską:
Święty Andrzeju, pełen apostolskiej gorliwości o zbawienie ludzi i o jedność Kościoła świętego, oręduj za nami, abyśmy za Twoim przykładem wpatrzeni w Jezusa Chrystusa za nic sobie mieli trudy i cierpienia, byle tylko ratować dusze ludzkie i przywieść je do życia wiecznego. Jak Ty, aby spełnić pragnienia boskiego Serce Jezusa nie tylko podobałeś sobie w pracach i uciskach dla zbawienia zbłąkanych, aleś i duszę swoją za nich położył, tak niech podobnie za Twoją przyczyną i nasze serca rozpłomienia się apostolską gorliwością, abyśmy słowem i przykładem, modlitwą i cierpieniem, pracą i poświęceniem stali się wszystkim dla wszystkich, aby wszystkich pozyskać dla Chrystusa, naszego Boga i Zbawiciela, który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
Modlitwa o jedność chrześcijan:
Boże, miłośniku pokoju, dawco jedności i zgody, przez zasługi świętego Andrzeja, Męczennika Twego, pokornie Cię prosimy, abyś naszych braci odłączonych duchem jedności natchnąć raczył, abyśmy wszyscy połączeni węzłem wiary świętej katolickiej, jednym sercem, w jednym Kościele Ciebie wyznawali, a potem dostąpili tej nagrody, którą zgotowałeś tym, co Cię miłują. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Modlitwa o postawę dziecka Bożego:
Święty Andrzeju Bobolo! Rodzice pomogli Tobie, byś odrodził się jako dziecko Boże w sakramencie chrztu i bierzmowania. Jako uczeń oddałeś się Maryi, Świętej i Niepokalanej Matce na całe Twoje życie. Prosimy Ciebie, nasz dobry Patronie, byśmy za Twoim przykładem uświęcali się jako dzieci Boże z pomocą Niepokalanej i Jej Syna. W Nim bowiem Ojciec wybrał nas „przed założeniem świata, byśmy byli święci i niepokalani”, jak On, nasz Pan i Brat, Jednorodzony Syn Ojca w jedności Ducha Świętego na wieki wieków. Amen.
Modlitwa za nasze rodziny:
Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Twój patronat nad Ojczyzną zaczyna się w nas od rodziny, w której przyszliśmy na świat. Oręduj za nami u Boga, byśmy umieli dziękować za naszą najbliższą rodzinę, dziadków, rodziców i rodzeństwo. Niechaj dobro, które im zawdzięczamy, pomnaża się za Twoim wstawiennictwem w miłości wzajemnej i jedności przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Modlitwa o dobrą rodzinę:
Święty Andrzeju Bobolo! Pragniesz patronować Ojczyźnie przez nasze rodziny. Za Twoim orędownictwem dziękujemy Bogu za wszystko, co zawdzięczamy Najbliższym. Uproś nam u Boga wielką łaskę założenia dobrej rodziny, jeśli taka jest Jego wola. Pomóż nam być dobrymi dla wszystkich bliźnich przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Modlitwa o pomoc w nauce:
Święty Andrzeju Bobolo! Twój przykład poucza nas, że nieustannie mamy wzrastać w postawie uczniów Jezusa Chrystusa. W ślad za Nim czyniłeś postępy w mądrości i łasce w latach Twojej nauki u Boga i u ludzi. Prosimy Cię jako naszego Patrona o pomoc w zadanej nam nauce, byśmy zdobywali nie tylko wiedzę, lecz i mądrość otwierającą serce na Bożą wizję świata i ludzi. Naucz nas odnajdywać pomoc dzięki wytrwałej modlitwie do Ojca przez Jezusa w świetle Ducha Świętego na wieki wieków. Amen.
Modlitwa o dobrą pracę:
Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! W Twojej posłudze kapłańskiej byłeś gorliwym pracownikiem trudzącym się w Bożej winnicy. Swą pracę pojmowałeś jako służbę dla wspólnego dobra. Twój przykład uczy nas uznania wartości pracy w spełnieniu powołania całego naszego życia. Wspieraj nas w odkrywaniu zajęcia, jakiego Bóg od nas oczekuje, byśmy dzięki niemu służyli wzrastaniu dobra w świecie w postawie służby i miłości. Prosimy Cię o to przez Jezusa, Twojego i naszego Pana, który z Ojcem w jedności Ducha Świętego króluje teraz i na wieki. Amen.
Modlitwa za bezpośrednich przełożonych:
Święty Andrzeju Bobolo! Twoje patronowanie w Ojczyźnie dokonuje się przez ludzi, gotowych przyjąć Bożą pomoc, przychodzącą dzięki modlitwie, jaką do Ciebie zanosimy. Ufną modlitwą obejmujemy wszystkich naszych przełożonych, zarówno w miejscach pracy, jak i we wspólnotach kościelnych. Nasz wielki Patronie, prosimy: pomagaj zwłaszcza przełożonemu, który bezpośrednio jest nam dany w pracy czy w innej wspólnocie parafialnej albo zakonnej. Obyśmy wspólnie potrafili wypełniać Bożą wolę, rozpoznaną dzięki modlitwie w jedności Ducha Świętego z Ojcem i Synem teraz i na wieki wieków. Amen.
Modlitwa za przyjaciół:
Święty Andrzeju Bobolo! Jako nasz wielki Patron pragniesz stać się także naszym osobistym Przyjacielem. W Twym życiu oddanym Jezusowi doświadczyłeś Jego przyjaźni, bo wziąłeś sobie do serca słowo powiedziane przez Niego nie do sług, ale do przyjaciół. Powierzamy Tobie, nasz Przyjacielu, bliskich nam ludzi. Prosimy dla nich i dla nas o to by nasza przyjaźń oczyszczała się i pomagała nam w drodze życia ku pełnej wspólnocie w domu Ojca z Synem i Duchem Świętym na wieki wieków. Amen.
Modlitwa za nieprzyjaciół:
Święty Andrzeju Bobolo! Jako wierny sługa Jezusa doświadczyłeś Jego przyjaźni, ale także ludzkiej nienawiści, kulminującej w Twoim męczeństwie. Wpatrzony w przykład Ukrzyżowanego modliłeś się za swoich prześladowców, bo nie wiedzieli, co czynią, skoro na miłość odpowiadali nienawiścią… Pomagaj nam, prosimy Ciebie, w modlitwie za naszych nieprzyjaciół. Oby miłość, obecna w Tobie, zdołała przeniknąć nasze serca dzięki wytrwałej modlitwie, pokornie obejmującej ludzi, których ciągle nie potrafimy miłować. A najpierw pomóż nam, byśmy sami nie żywili nienawiści, lecz otwierali się na Bożą miłość, która cierpliwa jest i wszystko znosi teraz i na wieki wieków. Amen.
Modlitwa o dobre przyjęcie śmierci:
Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Twa postawa w obliczu śmierci była dopełnieniem całego życia. Wspierała Ciebie modlitwa, źródło Twej apostolskiej mocy i cierpliwości w znoszeniu przeciwności. Przez modlitwę wzrastałeś w miłości, która cierpliwa jest i wszystko znosi… W ostatniej godzinie życia umacniało Ciebie wzywanie imienia Jezusa i Maryi. Przygotuj nas, prosimy, na dobre przyjęcie śmierci, nie tylko w ostatniej godzinie, ale w każdej sytuacji życia, gdy pojawiają się przeciwności, krzyżujące nasze plany. Niech i dla nas krzyż okaże się bramą prowadzącą do spotkania z Jezusem i Jego Matką Niepokalaną w domu Boga Ojca w jedności Ducha Świętego przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Modlitwa o pomoc w trudnych czasach::
Święty Andrzeju Bobolo, Patronie trudnych czasów! Ty krzepiłeś Polaków w czasach wszelkiego zagrożenia. Oddajemy się Tobie w opiekę. Pomagaj nam wytrwać pośród wszystkich doświadczeń osobistych i społecznych. Wyjednaj nam łaskę Bożego pokoju i jedności, byśmy z ewangeliczną rozwagą umieli roztropnie postrzegać sprawy własne i sprawy Narodu w świetle Ewangelii Chrystusa. Uproś nam odwagę działania, byśmy nie trwali w bezradności wobec zła, które nie ustaje. Niech nas napełnia Boża radość, gdy zwyciężamy albo ponosimy porażki. Święty Andrzeju Bobolo, oręduj za nami u Pana. Amen.
Modlitwa o patronowanie Polsce:
Święty Andrzeju Bobolo, nasz wielki Patronie! Dziękujemy Wszechmocnemu za to, że do świętych Wojciecha i Stanisława, patronów z początku naszych dziejów, dodał u boku Królowej Polski Ciebie. Twoje życie dopełnione męczeństwem zaowocowało rosnącym kultem w pierwszej i drugiej Rzeczypospolitej. Obecnie w niepodległej Ojczyźnie patronujesz odnowie naszego życia, tak osobistego, jak i społecznego, żeby wzrastała jedność w Polsce, Europie i świecie. Niech Twój patronat pomaga nam cierpliwie pokonywać trudności dzięki modlitwie i działaniu w imię Jezusa Chrystusa, Twojego i naszego Pana, który z Ojcem żyje i króluje w jedności Ducha Świętego przez wszystkie wieki wieków. Amen.
© 20002021 barbara Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved Strona nie zawiera cookies