święty Jan Maria Muzéi (Muzeeyi, Jan Maria Kiwanuka Muzeyi) (zm. 27.01.1887) |
27 stycznia |
Pochodził z Kagery w Minziiro w hrabstwie Buddu na terenie dzisiejszej Tanzanii. Istnieje wielka rozbieżność w ocenie jego wieku, ponieważ ks. Lourdel uważał, że miał dwadzieścia lat w chwili chrztu w 1885 r., inni zaś oceniali, że w chwili śmierci dwa lata później miał trzydzieści pięć lat.
W młodości podczas wypasu bydła został schwytany przez człowieka o nazwisku Kabega, który sprzedał go znajomemu o imieniu Bigomba, który z kolei ofiarował go królowi Mutesie I, a ten powierzył go królewskiemu szermierzowi Ttamiro. Był dworzaninem pracującym w prywatnym mieszkaniu króla Mutesy.
Z powodu roztropności, dojrzałości osądu i choroby oczu, prawdopodobnie jaglicy, co sprawiało, że wydawał się starszy niż był faktycznie, był nazywany Muzeeyi, czyli Stary. Był też bardzo inteligentny i miał doskonałą pamięć. Ks. Symeon Lourdel, wspominając Jana Marię Muzeyi, mówił, że potrzebował on zaledwie 3 dni, żeby opanować wszystkie modlitwy i taką część katechizmu, na którą przeciętny uczeń potrzebował trzech miesięcy. Miał również wielką wiedzę o medycynie tradycyjnej, ale bez czarów, i z wielkim poświęceniem pomagał chorym. Był też doskonałym, bardzo cenionym doradcą – rady jego były radami doświadczonego życiowo starca.
W 1881 r. wybuchła epidemia dżumy, wtedy Jan Maria otrzymał pozwolenie opuszczenia dworu. Udał się do Mutundwe, gdzie poznał chrześcijan, którzy udzielili mu pierwszych lekcji wiary katolickiej. Po powrocie na dwór przeszedł na katolicyzm i stał się prawą ręką Józefa Mkasy Balikuddembé. Został ochrzczony i bierzmowany 1 listopada 1885 r. przez ks. Symeona Lourdela. Razem z chrztem złożył śluby zakonne czystości, posłuszeństwa, ubóstwa i opiekowania się chorymi. A oto przykład jego doskonałego posłuszeństwa: kiedy w maju 1886 r. dowiedział się, że chrześcijanie zostali aresztowani i skazani na śmierć dla Chrystusa, zapragnął natychmiast stanąć z nimi, żeby razem umrzeć. Przypomniał sobie jednak, że ślubował nie czynić nic bez pozwolenia przełożonych, więc poszedł na misję i zwrócił się do nich z prośbą o zgodę. Przełożeni nie tylko zabronili mu dołączyć do skazanych, ale nakazali też ukrycie się. Jan Maria posłusznie tak uczynił.
Opieka nad chorymi była bezwarunkowa. Szedł tam, gdzie panowała ospa, śpiączka, dżuma, nie myśląc, że może się zarazić. Szedł do chorych leczyć, nauczać, przygotowywać na dobrą śmierć i pochować. Opiekował się królem Mutesą, kiedy król zachorował na dżumę, a po jego śmierci postanowił odejść ze służby w pałacu.
Podczas prześladowań chrześcijan, po śmierci Karola Lwangi i jego spalonych razem towarzyszy, Jan Maria pracował z misjonarzami, ukrywając się razem z nimi i z innymi chrześcijanami w dżungli, znosząc upał, chłody, deszcze, głód, pragnienie, zmęczenie, choroby. Jan Maria zabrał również byłych niewolników, których wykupił z rąk Arabów i których katechizował. Od czasu do czasu zakradali się na misję katolicką, gdzie uczestniczyli w Mszach odprawianych dla bezpieczeństwa w nocy. Król dowiedział się o ukrywających się chrześcijanach. Nie wiedział, jak ich wyciągnąć z dżungli, ale wymyślił podstęp: w styczniu 1887 r. wydał oświadczenie, że przebaczył wszystkim chrześcijanom i żeby przestali się ukrywać. Jan Maria przejrzał sztuczkę króla, ale postanowił ujawnić się, żeby przetestować jego szczerość. Poszedł jednak najpierw do misji, zgodnie ze złożonymi ślubami, i tym razem uzyskał zgodę przełożonych na tę próbę. Jan Maria był szczęśliwy, że będzie mógł umrzeć dla Chrystusa. Kiedy tylko ujawnił się, 27 stycznia 1887 r., po Mszy i Komunii św., okazało się, że był to podstęp, bo kiedy król zobaczył Jana Marię, natychmiast nakazał go zabić. Jan Maria został aresztowany i ścięty, a jego ciało wrzucone w bagno Jugula pomiędzy wzgórzami Mengo i Namirembe.
Był ostatnim męczennikiem za wiarę zamordowanym podczas prześladowań w latach 1885–1887.
Imię Jan pochodzi z hebrajskiego: Johhanan i znaczy „Bóg jest łaskawy” oraz „Jahwe się zmiłował”.
© 20002021 barbara Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved Strona nie zawiera cookies